Znany producent filmowy ma niewielkie szanse na przedterminowe zwolnienie z więzienia, bo… nie współpracuje z prokuraturą Minął rok, czyli połowa kary pozbawienia wolności, jaką sąd orzekł wobec Lwa Rywina. Nie będziemy tutaj wracać do tego wyroku, choć skazany siedzi za to, że jakoby uczestniczył w procederze korupcyjnym, do którego faktycznie nie doszło. Życie dopisało już nowy rozdział propozycji korupcyjnych, które ktoś nagrywa. I choć mocodawca Adama Lipińskiego oraz Wojciecha Mojzesowicza jest znany, nikt polityków się nie czepia. Warto więc przyjrzeć się sytuacji „osądzonego przestępcy”, bo przecież sąd już raz winę Rywina określił. Czy wszystkie przywileje, jakie skazanym przysługują, mają zastosowanie także do znanego producenta filmowego? Więzień specjalnego znaczenia Otóż nie. Mecenas Piotr Rychłowski, którego klientem jest Lew Rywin, nazywa sposób postępowania ze skazanym szykanami. Żona filmowca, Elżbieta Rywin, używa określeń zemsta prawna oraz wendeta. Oto przykład. Połowa kary upoważnia każdego skazanego do złożenia wniosku o przedterminowe, warunkowe zwolnienie. Wniosek został złożony, ale sąd zażądał pewnych dokumentów, aby podjąć decyzję, i wyznaczył termin za miesiąc. O zwolnienie starał się sam skazany, miał też poparcie swoich więziennych wychowawców, ich pozytywną opinię. Wniosek był formalnie poprawny, czego więc zabrakło? Poświadczenia wpłacenia grzywny, choć pieniądze znalazły się na sądowym koncie rok temu. Dodatkowo na wątpliwości sądu wpłynęła opinia Komisji Penitencjarnej, w której napisano, że skazany może wrócić na drogę przestępstwa, a jego proces resocjalizacji nie został zakończony. Pogląd ten podpisał swoim nazwiskiem niejaki major Kaniewski. Warto sobie zapamiętać stopień i funkcję, bo może przy następnej odsłonie lustracji będą potrzebne przykłady osób, dla których pilne służenie aktualnemu układowi jest ważniejsze od elementarnej uczciwości. Jak mówi sam skazany – autor niepochlebnej opinii o jego przestępczym potencjale nigdy go na oczy nie widział, przedstawił więc pogląd z sufitu albo na specjalne zlecenie. Zanim sąd zbierze się ponownie i wyda taki lub inny werdykt, pozwólmy sobie, ku przestrodze dla innych, wyliczyć różne drobne uciążliwości, jakimi może uraczyć więźnia nasz aparat sprawiedliwości – jeśli mu na tym szczególnie zależy. Pierwsza sprawa – przepustki. Lew Rywin składał wnioski wielokrotnie, ale ani razu zgody nie otrzymał. Powody miał mocne. Odbył operację kardiologiczną i po roku powinien zostać przebadany przez ten sam zespół specjalistów, którzy operowali. Więzienna służba zdrowia tych warunków nie spełniła, na badania skazanego nie wysłano, więc logiczną okazją mogłaby być 30-godzinna przepustka. Ale nie w przypadku tego skazanego. Nie ma on ani kontaktu z lekarzem, który go operował, ani z wybranym innym prywatnym lekarzem, nie ma też możliwości udania się do lekarza podczas przepustki. Paczki z jedzeniem, którego organizm więźnia bardzo potrzebuje, mogłyby rekompensować dietę zakładu w Białołęce, ale zgodnie z art. 113 kodeksu karnego wykonawczego taki rarytas przysługuje raz na kwartał. Oczywiście dodatkową paczkę skazany mógłby otrzymać w formie nagrody, ale nie ten skazany. Jego żona Elżbieta wyszukała gdzieś informację, że osadzonym w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przysługiwały paczki raz na miesiąc, i trzeba przyznać, że ten argument jakoś dziwnie nie współgra z losem producenta oscarowego filmu „Lista Schindlera”. Wolność nie ma ceny Wygląda na to, że Lew Rywin wzbudza strach szeregowych funkcjonariuszy naszego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli pojawia się jakiś problem, który wymaga podjęcia decyzji, to okazuje się, że dana osoba woli tej decyzji nie podejmować. To mogą być sprawy ważne jak np. przepustki, ale i z pozoru zupełnie błahe, jak naprawienie elektrycznego czajnika, który służy nie tylko do sporządzania ciepłych napojów, ale nawet ogrzewania celi, bo w więziennych murach bywa czasem chłodno. Chory na serce 60-latek jest takim samym skazanym jak wszyscy inni, ale ponury anioł stróż uwziął się właśnie na niego. Skazanemu Rywinowi nie tylko utrudnia się życie i odbiera wszelką nadzieję, ale dodatkowo stawia się nowe warunki, jakby proces karny wciąż się toczył. – To cofa nas do średniowiecza – komentuje mecenas Piotr Rychłowski. – Lew Rywin już został skazany i odbywa karę. Dlaczego nadal się go dręczy? Tymczasem media doniosły,
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









