Ryzykowna gra Szarona

Ryzykowna gra Szarona

Czy po ataku na Syrię Bliski Wschód stanie w ogniu nowej wojny? W konflikcie bliskowschodnim doszło do groźnej eskalacji. Premier Ariel Szaron wysłał samoloty bojowe, aby zbombardowały cel w Syrii. Lider państwa żydowskiego ostrzega, że Izrael może zaatakować swych wrogów w każdym miejscu i każdym sposobem. Izraelskie myśliwce wtargnęły daleko w obręb syryjskich granic. Celem nalotu stał się domniemany obóz szkoleniowy terrorystów z organizacji Dżihad i Hamas w Ain Saheb, położony zaledwie 20 km na północny zachód od Damaszku. Był to pierwszy atak Izraela na terytorium państwa arabskiego (z wyjątkiem oczywiście Libanu) od czasów wojny Jom Kippur w 1973 r. Uderzenie z powietrza przeprowadzono błyskawicznie. Archaiczna obrona przeciwlotnicza Syrii nie zdążyła podjąć interwencji. Damaszek nie zdobył się na odwet. Syryjskie siły zbrojne liczą 380 tys. żołnierzy, dysponują jednak przestarzałą bronią i według zgodnej oceny komentatorów wojskowych, nie mają żadnych szans w konfrontacji z potężną machiną militarną Jerozolimy. Jak pisze saudyjski dziennik „Arab News”, fakt, że Izrael odważył się na takie przedsięwzięcie, nie narażając się na żadne ryzyko, „jest jaskrawym świadectwem arabskiej niemocy”. Damaszek usiłował uzyskać w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję potępiającą „agresję”, ale USA z pewnością zastosują weto w obronie izraelskiego sojusznika. Znaczenie militarne nalotu jest niewielkie. Władze syryjskie, a także okoliczni mieszkańcy twierdzą, że obóz, w którym niegdyś szkolili się bojownicy lewicowego Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, od kilku lat stoi pusty. Ale atak upokorzył Damaszek i jeszcze raz uświadomił przywódcom krajów skłóconych z Izraelem miażdżącą przewagę militarną tego państwa. Lotniczy rajd na Syrię był odpowiedzią na barbarzyński zamach, do którego doszło w izraelskim portowym mieście Hajfa. 4 października fanatyczna Palestynka z ugrupowania Islamski Dżihad wysadziła się w powietrze w zatłoczonej restauracji Maxim. Zginęło 19 osób, w tym kilkoro małych dzieci, życie straciła cała wielopokoleniowa rodzina żydowska. 29-letnia terrorystka Hanadi Dżaradat zdecydowała się na ten czyn, aby pomścić śmierć kuzyna i brata zabitych przez izraelskie siły bezpieczeństwa. Krwawa łaźnia w Hajfie obnażyła bezradność premiera Szarona. Obiecywał, że rozprawi się z terroryzmem i zapewni obywatelom bezpieczeństwo. Miał nadzieję dokonać tego bez poważniejszych ustępstw na rzecz Palestyńczyków i bez rozwiązania politycznego. Krew jednak nadal się leje. Wyposażona w najnowocześniejszą broń armia izraelska nie jest w stanie powstrzymać dysponujących tylko prymitywnymi środkami bojowymi zamachowców. Dokonywane przez siły bezpieczeństwa Izraela „precyzyjne” zabójstwa liderów ekstremistycznych organizacji palestyńskich nie przyniosły poprawy sytuacji. Palestynka podążająca z bombą do Hajfy bez trudu przekroczyła osławiony „płot bezpieczeństwa”, którym rząd Szarona nakazał oddzielić terytoria palestyńskie na Zachodnim Brzegu. We wrześniu, po poprzednim zamachu bombowym izraelski rząd podjął decyzję o „usunięciu” przywódcy Autonomii Palestyńskiej, Jasira Arafata. Ale po masakrze w Hajfie Szaron nie ośmielił się na taki krok, wiedząc, że otoczony w kwaterze w Ramallah Arafat może stawić opór i zginąć, co zapewne doprowadziłoby do erupcji przemocy na Bliskim Wschodzie. Premier Izraela obiecał zresztą swemu sojusznikowi, prezydentowi Bushowi, że nie uczyni Arafatowi krzywdy. Po szoku wywołanym zamachem Szaron musiał jednak zareagować stanowczo – tego oczekiwało od szefa rządu społeczeństwo. Stary bojownik postanowił więc niejako przenieść konflikt na arenę międzynarodową i uderzyć w Syrię. Jaron Ezrahi, politolog na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, wyjaśnia: „Nasze militarne i wojskowe przywództwo, które stapia się ze sobą, bo jedni i drudzy są generałami, jest po prostu bezradne w obliczu terroru… Atak (na Syrię – przyp. red.) jest zatrważający, ponieważ zapewne został podjęty ze względów psychologicznych i polityki wewnętrznej. Wybrano cel mający tylko symboliczny związek z naszą sytuacją. Bush nie mógł dostać bin Ladena, więc uderzył na Afganistan, a my nie możemy dostać Arafata i tak naprawdę nie możemy dostać Hamasu, więc kopiemy w tyłek Baszira Assada. To „kopanie w tyłek” ma również inne przyczyny. Jerozolima pragnie, aby Syria przez cały czas znajdowała się na celowniku neokonserwatystów w Waszyngtonie. Pod tym względem atak na rzekomy obóz terrorystów pod Damaszkiem okazał się izraelskim sukcesem. Ambasador USA przy ONZ, John Negroponte, oświadczył podczas debaty w Radzie Bezpieczeństwa, że w wojnie z terroryzmem Syria „znajduje się po złej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Świat