Świat rządzony z ratusza

Świat rządzony z ratusza

(FILES) This file photo taken on August 24, 2012 shows British Prime Minister David Cameron (R) and London Mayor Boris Johnson (L) pointing at each other as the London 2012 Paralympic Cauldron is lit in London's Trafalgar Square, on August 24, 2012. Prime Minister David Cameron made a last-ditch appeal to London Mayor Boris Johnson on February 21, 2016 to support Britain staying in the EU as battle lines hardened ahead of a June 23 membership referendum. / AFP / WILL OLIVER

Coraz większy wpływ na politykę mocarstw zyskują burmistrzowie miast Z czołówek brytyjskich gazet od kilkunastu dni nie schodzi premier David Cameron. Na pierwszy rzut oka nie powinno to dziwić – najpierw zakończenie negocjacji z Unią podczas szczytu Rady Europejskiej w Brukseli, potem ogłoszenie na 23 czerwca daty referendum w sprawie Brexitu spowodowały, że jest on na ustach całego kontynentu. Jednak w ostatnich dniach nie wypowiadał się jako zwycięski negocjator, ale odpierał ataki partyjnego kolegi, dobrego znajomego jeszcze z czasów studiów w Oksfordzie, mera Londynu Borisa Johnsona. Ekscentryczny burmistrz stolicy, druga najbardziej wpływowa osoba w Partii Konserwatywnej i jeden z faworytów do przejęcia schedy po Cameronie, jasno zadeklarował poparcie dla wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii. W wywiadzie dla BBC stwierdził, że krajowi „poza Unią byłoby lepiej na wszystkich płaszczyznach”, czym wywołał popłoch wśród proeuropejskiej części torysów. Media na Wyspach są jednak zgodne – mimo że do głosowania pozostały cztery miesiące, poparcie Johnsona może przechylić szalę zwycięstwa na korzyść zwolenników Brexitu. Innym samorządowcem, który mógłby sporo namieszać, jest były burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. W niedawnym wywiadzie dla brytyjskiego „Financial Times” przyznał, że rozważa start w wyborach prezydenckich jako kandydat niezależny. Na pewno może sobie na to pozwolić, bo jako magnat medialny byłby w stanie samodzielnie sfinansować kampanię, a jego kandydatura odebrałaby głosy zarówno prawdopodobnej reprezentantce Partii Demokratycznej Hillary Clinton, jak i kandydatom republikańskim. Impuls z ratusza Oczywiście te przykłady można uznać za skrajne. W końcu zarówno Johnson, jak i Bloomberg to znani politycy rządzący (dawniej lub obecnie) największymi metropoliami, mający ogromne zaplecze polityczne i finansowe. Nie powinno więc dziwić, że wywierają ogromny wpływ na politykę w swoich krajach. Jednak obaj wpisują się w nurt municypalizacji sceny politycznej, widoczny niemal na całym świecie. Burmistrzowie największych miast, nierzadko bardziej świadomi problemów wyborców i oderwani od wielkich debat ideologicznych, coraz częściej wskazują kierunek rozwoju infrastrukturalnego, technologicznego i społecznego dla aglomeracji, regionów, często całych krajów. Impuls nie idzie już z pałaców prezydenckich czy kancelarii premierów – centrum nowej polityki stał się w dzisiejszych czasach ratusz. Przedstawiciele władz lokalnych nie ograniczają się już do wąskich, odtwórczych kompetencji. Przeciwnie, sięgają coraz śmielej po uprawnienia dawniej zarezerwowane dla władz centralnych. Pokazem takiego zdecydowanego wejścia na terytorium przedstawicieli wyższego szczebla rządów była akcja Manueli Carmeny, piastującej od roku stanowisko burmistrza Madrytu. Latem zeszłego roku Carmena, w kontrze do polityki premiera Hiszpanii Mariana Rajoya, ogłosiła, że Madryt z otwartymi ramionami przyjmie uchodźców szturmujących wówczas południowe granice Unii Europejskiej. Rajoy kategorycznie odmówił dobrowolnego przyjęcia przez Hiszpanię uchodźców (nie istniał jeszcze unijny system dystrybucji kwot migrantów), a dzień później Carmena wywiesiła na fasadzie ratusza ogromny napis witający uchodźców. Uruchomiła następnie specjalny program wsparcia finansowego dla przybywających do Madrytu i rekrutowała wolontariuszy do pomocy. W ciągu kilku tygodni do akcji Carmeny przyłączyli się samorządowcy m.in. z Walencji, Malagi i Sewilli, krytykując jednocześnie Rajoya za zamykanie granic. Presja działaczy lokalnych i mediów okazała się na tyle skuteczna, że premier ustąpił i radykalnie zmienił pozycję, deklarując na forum unijnym gotowość do pomocy uchodźcom. Komentując oświadczenie Rajoya na konferencji prasowej, Carmena podkreśliła, że „dzięki akcji samorządowców Madryt znów stał się wspólnym głosem całej Hiszpanii”. Przez moment ta prawdziwa władza zasiadała w ratuszu, nie w parlamencie. Miejskie ośrodki decyzyjne coraz częściej pełnią funkcję laboratoriów polityki publicznej. To na poziomie metropolii najczęściej przeprowadza się eksperymenty polityczne i społeczne, często z sukcesem przenoszone na wyższe szczeble administracji, a przede wszystkim do innych krajów. Najlepszym przykładem jest tu budżet partycypacyjny, coraz popularniejszy również w Polsce. Fotel jak trampolina Pomysł ten, polegający na przeznaczaniu części rocznych środków z budżetu miasta na inicjatywy zgłoszone, wybrane i często do pewnego stopnia realizowane przez samych mieszkańców, wywodzi się z brazylijskiego Porto Alegre. Początkowo projekty miały dotyczyć jedynie alternatywnych wobec samochodu środków transportu i rozwiązań służących polepszeniu komunikacji miejskiej. Ne bez powodu budżet partycypacyjny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2016, 2016

Kategorie: Świat