Skrajnie prawicowa partia zapuściła korzenie w sąsiadującym z Polską niemieckim landzie Przerażający wynik wyborów komunalnych – napisał dziennik „Financial Times Deutschland”. Sukces NPD zatrwożył partie polityczne – ogłosił na swej internetowej witrynie tygodnik „Focus”. W Saksonii po raz pierwszy w dziejach Republiki Federalnej skrajnie prawicowa partia wprowadziła swych przedstawicieli do wszystkich rad okręgowych (Kreistage). Na brunatnych głosowało 160 tys. Sasów. Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec (NPD) zdobyła w przeprowadzonej 8 czerwca komunalnej elekcji 5,1% głosów (przed czterema laty – 1,3%). Dzięki temu uzyskała ogółem 45 miejsc we wszystkich 10 radach okręgowych (poprzednio miała tylko 18 mandatów). W okręgu Sächsische Schweiz/Osterzgebirge (Saska Szwajcaria/Wschodnie Rudawy) neonazistowskie ugrupowanie otrzymało nawet 7,5% głosów i okazało się silniejsze od SPD (7,4%). W wyborach na starostów (landratów) kandydaci ksenofobicznej partii w dwóch okręgach wyprzedzili polityków socjaldemokracji. Stało się tak w Saskiej Szwajcarii oraz w sąsiadującym z Polską okręgu Görlitz, gdzie brunatny kandydat na starostę uzyskał ponad 7% poparcia. Oczywiście w drugiej rundzie nie ma szans na wygraną, ale wynik poszedł w świat. Wstrząśnięty sekretarz generalny saksońskiej SPD, Dirk Panter, wezwał partie demokratyczne, „aby wreszcie wspólnie osuszyć brunatne bagno”. Zdaniem liderki Partii Lewicy w Saksonii, Cornelii Ernst, wyniki wyborów są zastraszające. Dotychczasowe wysiłki na rzecz powstrzymania skrajnej prawicy nie przyniosły pożądanych rezultatów. „NPD z demagogiczną zręcznością wykorzystała tematy socjalne i świadomie podsycała obawy ludności”, oświadczyła Cornelia Ernst. Niektórzy publicyści usiłują zbagatelizować zagrożenie. W 2004 r. w wyborach do parlamentu krajowego Saksonii NPD zdobyła przecież aż 9,2% głosów. Oznacza to, że od tej pory straciła prawie połowę elektoratu. Ale powodów do optymizmu jest niewiele. Głosowanie w 2004 r. odbyło się w atmosferze społecznego oburzenia, które wybuchło po wprowadzeniu przez rząd federalny pakietu reform socjalnych Hartz IV (oznaczającego oczywiście zaciskanie pasa). Cztery lata później emocje opadły, a sytuacja gospodarcza poprawiła się. Co więcej, deputowani NPD do landtagu Saksonii dali się w tym czasie poznać jako banda skłóconych, skorumpowanych dyletantów, niepotrafiących podjąć konstruktywnego działania. Z 12-osobowego „brunatnego klubu” odeszło czterech parlamentarzystów. Przeciw jednemu toczy się dochodzenie, ponieważ usiłował wnieść rewolwer do sali obrad. Skarbnik NPD Erwin Kemna od początku lutego br. siedzi w więzieniu, podejrzany o to, że zdefraudował ponad 600 tys. euro z funduszy partyjnych (pieniądze te zainwestował w swój salon mebli kuchennych). Partia na skutek błędów i fałszerstw w księgowości musiała zwrócić państwu 800 tys. euro dotacji. Prawie wszyscy członkowie władz NPD zostali formalnie oskarżeni o podżeganie do nienawiści. Na początku roku partia poniosła sromotną klęskę w wyborach do parlamentów Hesji i Dolnej Saksonii. Także obywatele Saksonii powinni wiedzieć, że niczego dobrego nie mogą się spodziewać po pretorianach skrajnej prawicy. Tym bardziej że NPD nie potrafiła wystawić w wyborach komunalnych kandydatów mogących wzbudzić chociażby szczątkowe zaufanie. Na listach wyborczych znaleźli się więc byli skini ze zdelegalizowanej przez władze organizacji Skinheadzi Saskiej Szwajcarii (SSS) oraz ludzie z innych krajów federalnych. A jednak brunatni demagodzy znów zatriumfowali. Będą teraz mącić w radach wszystkich saksońskich okręgów. Do tego zwycięstwa prawicowych ekstremistów z pewnością przyczynił się kryzys w szeregach CDU, która wspólnie z SPD rządzi Saksonią. Na skutek nieudolności i afer chadeków doszło do bankructwa lipskiego Landesbanku. W końcu maja musiał ustąpić premier Saksonii Georg Milbradt z CDU. Jego miejsce zajął (także w fotelu przewodniczącego partii) Stanislaw Tillich. W przemówieniu inauguracyjnym nazwał on NPD „hańbą dla Saksonii”, z którą należy walczyć. Wybory komunalne wykazały, że będzie to walka z brunatną hydrą. Agitatorzy NPD umiejętnie wykorzystali błędy chadeków. Plakaty wyborcze szowinistów głosiły: „Wściekłość ludu do rad okręgowych” oraz „Najwyższe kary dla niewypałów z CDU”. Nie brakło haseł ksenofobicznych: „Praca najpierw dla Niemców!” czy też „Zabezpieczyć granice przed przestępczością”. Partie demokratyczne najwyraźniej uznały, że w obliczu tej ofensywy opór nie ma sensu. Afisze NPD rozwieszono wszędzie. Plakatów CDU, SPD czy Partii Lewicy prawie nie było widać. Ekstremistom pomogła z pewnością niska frekwencja
Tagi:
Krzysztof Kęciek









