Samolikwidacja

Samolikwidacja

Polska onkologia, by przetrwać, zamyka własne oddziały, jak ten na Wawelskiej Ewa przyjechała z Parczewa, Teresa z Mrągowa, Krystyna jest stąd, z Warszawy. Zawsze proszą, żeby w warszawskim szpitalu onkologicznym przy ulicy Wawelskiej dać im wspólny pokój. Żyją w rytmie – jedna się załamuje, koleżanki ostro ją ustawiają, druga się załamuje… Obowiązuje zasada – o chorobie się nie rozmawia. Chyba że nadejdzie kryzys. Peruki, niezbędne po chemioterapii, najlepiej wiszą zaczepione o szyjki butelek po Mazowszance. Na głowach chustki, pod ni-mi puch odrastających włosów. Ewa ma nawet kosmyki. Jakieś trzy lata temu dopadła je choroba. Operacja, cisza, nawrót choroby. Trafiają na Wawelską. I już nigdzie indziej nie chcą się leczyć. Teresa opowiada o lekarce, do której dzwoni w święta i wie, że to nie wywoła oburzenia, Krystyna o pielęgniarce cierpliwie wysłuchującej pretensji do świata. Wszystkie o przyszpitalnej przychodni, w której chorzy spotykają się po raz pierwszy. – Tu warto się leczyć – taką opinię usłyszała Krystyna, gdy po raz pierwszy przyszła na Wawelską. Opinia kolejki była najważniejsza. Pielęgniarki mówią o Ewie, Krystynie, Teresie – przyszło nasze trio, albo – są nasze gwiazdy. Dziś trio, przesuwając noga za nogą kroplówkę, stoi przed ścianą korytarza, na której wywieszono informacje, że warszawski szpital przy ulicy Wawelskiej może być zamknięty. Czytają pacjenci, rodziny, jedni komentują najgorszymi słowami, inni idą się wpisać do zeszytu, który pojawił się w przychodni. Jest to zeszyt protestu, bardziej lęku. Długa agonia onkologii Alarmy ostatnich miesięcy to sytuacja, gdy kasa odmawiała podpisania kontraktu z jakimś szpitalem, bo uważała, że jest za drogi lub gdy szpital świecił pustkami i trudno go było wybronić – wtedy padało hasło: zamknąć. Na Wawelskiej sytuacja jest zupełnie inna. Wawelska jest placówką należącą do ursynowskiego Centrum Onkologii. I to dyrektor Centrum, prof. Marek Nowacki, przyjechał w zeszłym tygodniu z wiadomością, że w najbliższych dniach pracownicy otrzymają harmonogram “znacznego ograniczenia działalności placówki”. – Duży chce zjeść małego, może raczej poświęcić go, a i tak się nie uratuje. Zamykają nas, żeby się ratować – komentują lekarze z Wawelskiej. – Jeśli oddziały na Wawelskiej nie zostaną zamknięte, nie pójdą do remontu, ciągle będą workiem bez dna, do którego wrzuca się pieniądze, wtedy wszyscy padniemy – i Ursynów, i Wawelska – argumentują lekarze z Ursynowa. Centrum Onkologii znalazło się w dramatycznej sytuacji. – Jest maj, a nie mamy podpisanego kontraktu z kasą chorych – mówi dr Janusz Meder, kierownik kliniki nowotworów układu chłonnego. Zaznacza, że pracę zaczynał właśnie na Wawelskiej. To była kuźnia kadr ursynowskich. – Jest maj, a dopiero teraz resort zdrowia zaczyna płacić za procedury wysokospecjalistyczne. Właściwie leczymy na kredyt. Jak długo? Cały zeszły rok upłynął w Centrum na walce z beznadziejnym kontraktem. Szpital może przyjąć około 20 tys. pacjentów rocznie, kasy zakontraktowały 13 tysięcy hospitalizacji. Limit przekroczono już w sierpniu. Potem były aneksy do umów, próby wyegzekwowania pieniędzy za chorych z innych województw. Efekt – 20 mln długu i narada, na której ustalono, że onkologia nie przetrwa bez dodatkowego finansowania, nie pochodzącego z kas chorych. Onkolodzy przedstawili Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych. To wtedy prof. Nowacki, szef Centrum, stwierdził, że placówka musi dostać około 125 mln zł rocznie, by skutecznie leczyć. Dofinansowanie powinno pochodzić z budżetu państwa. Inicjatywa, której przyklasnął i resort, i sejmowa Komisja Zdrowia, trafiła do szuflady, a kłopoty Centrum stawały się coraz bardziej dramatyczne. Aż zmusiły dyrektora do decyzji, która wywołała gwałtowny opór personelu z Wawelskiej. – Kiedy prof. Nowacki zostawał dyrektorem, zagwarantował nam, że utrzyma Wawelską, że powoła pełnomocnika zajmującego się naszym instytutem – twierdzi dr Paweł Kukawski, kierownik oddziału chirurgicznego przy Wawelskiej. – Teraz przyszedł i zawiadamia o zamknięciu chirurgii, radioterapii, chemioterapii. I wytyka nam długi, a przecież są one nieporównywalnie niższe od ursynowskich. Dr Paweł Kukawski ma pretensje, że nikt ich nie zapytał, czy nie mają jakiegoś pomysłu na poprawę sytuacji. – Dług jest długiem Ursynowa – dodaje chirurg, onkolog, Wojciech Kułakowski. – Nie braliśmy udziału w tworzeniu polityki finansowej, nie my wynegocjowaliśmy takie marne kontrakty. Dr Kukawski dodaje, że prof. Nowacki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2000, 2000

Kategorie: Kraj