Samowolki
Dyscyplina jest kręgosłupem armii. W polskim wojsku ten kręgosłup jest mocno przetrącony Szeregowiec Norbert siedzi przed blokiem na warszawskim osiedlu Gocław. Wykształcenie – zawodowe. Zainteresowania: piłka nożna. W wojsku od ośmiu miesięcy. Miejsce odbywania służby: jednostka pod Warszawą. Armia, według Norberta, to marnowanie czasu, ale też całkiem fajna zabawa. Nadzór jest do godziny 15.30. Po tej godzinie “stare trepy” idą do domów lub do knajp. – I my też wtedy możemy sobie pójść, dokąd chcemy – mówi Norbert. – Zostaje tylko oficer dyżurny. A z nim można się dogadać. Dać wódkę albo kasetę z filmem. Bez wypisywania dokumentów i formalności. Inaczej sprawę załatwia się na przepustce. Wtedy trzeba zadzwonić. Tłumaczenie pierwsze: – Panie chorąży, ja wrócę jutro, dobrze? Jestem tak pijany, że nie trafię do autobusu albo zwiną mnie “żetony” (Żandarmeria Wojskowa). Tłumaczenie drugie: – Panie dowódco, matka chora, wiozę ją do szpitala, chyba zawał albo coś z ciśnieniem. Wrócę za dwa dni. – Tak się mówi zawsze. Każdy, oczywiście, wie, o co chodzi, ale nikt w to nie wnika. Ważne, żeby major się nie dowiedział – opowiada Norbert. Na unitarkach, czyli szkoleniach podstawowych przed dwunastomiesięczną służbą, kadra mówi żołnierzom, że samowolka, czyli przebywanie poza miejscem odbywania służby lub zakwaterowania bez zgody przełożonych, jest przestępstwem. Że za ucieczkę do 14 dni może karać dowódca, przy dłuższej sprawę z urzędu przejmuje prokurator wojskowy. – Straszyli nas, bo co im oprócz tego pozostało? – mówi Norbert. – Nasz kolega już wtedy zwiał. Pojechał do Niemiec. Po dwóch dniach przysłał kartkę. Przykład idzie z góry. Nasz dowódca chciał zastrzelić oficera dyżurnego tylko za to, że ten nie był pijany i nie “nadawał” na tych samych falach co przełożony. Oficer uciekł i my teraz się z niego śmiejemy – śmieje się Norbert. – Niedaleko mojej jednostki parkuje wóz dostawczy. Jest kierowca i trzy pasażerki – opowiada szeregowiec Michał. – Panie biorą niewiele, raptem 50 zł za chwilę zapomnienia. Mają za to przez cały dzień mnóstwo pracy. Nazywamy to chodzeniem na k… przez płot. Kadra wychodzi bramą. Niedawno wchodzę do budy, a z niej zeskakuje mój dowódca. Oddałem honory, on machnął ręką. Teraz udajemy, że się nie widzieliśmy. Trudno o konkretne dane, ile było samowolek. Z analiz żandarmerii wynika, że w 1999 roku ścigano karnie za samowolne oddalenia 1265 żołnierzy. To czterokrotny wzrost w porównaniu do roku 1998, gdy prowadzono postępowanie wobec 278 żołnierzy. W prowadzonych ostatnio anonimowych badaniach Wojskowego Biura Badań Socjologicznych ponad 60% żołnierzy przyznało się, że regularnie wychodzi z jednostki bez zgody dowódcy albo nie powraca na czas z przepustki. Większość robi to po kilka razy. To z kolei dowodzi, że czują się bezkarni. – Był taki żołnierz, który wsiadał do ekspresu do Berlina. Tam kradł zamówiony samochód, najczęściej porsche, i wracał nim do kraju. Wóz odstawiał zleceniodawcy, a sam wracał do jednostki. Wpadł na granicy po kilku takich rajdach – opowiada ppor. Piotr Sukiennik, zastępca szefa wydziału dochodzeniowo-śledczego w Żandarmerii Wojskowej Garnizonu Stołecznego. Mam problem, uciekam – Obecnie więcej jest oddaleń seryjnych – zauważa dr płk Stanisław Ilnicki, psychiatra wojskowy, który zjawisko samowolek analizował przez ponad 20 lat. – Częściej też żołnierze nie wracają w terminie z przepustek. Samowolki kończą się przeważnie dobrowolnymi powrotami. Kiedyś żołnierze uciekali grupowo, teraz wolą pojedynczo. Dr Ilnicki dzieli samowolki na cztery grupy. Pierwsza grupa to żołnierze najbardziej zdeterminowani. Uciekają z wojska, zmieniają adresy, tożsamość, unikają kontaktów z bliskimi. Do drugiej – najliczniejszej – grupy dr Ilnicki zalicza żołnierzy, dla których ucieczka jest nawykiem. Uciekają, bo mają taki styl. Najczęściej nie wiedzą, dlaczego się oddalili. Wystarczy, że słońce mocniej przygrzeje i taki żołnierz odczuwa potrzebę podróżowania. – Oni nie zastanawiają się, co będzie potem. To chwilowy impuls, mają problem z odroczeniem zaspokojenia potrzeb – tłumaczy dr Ilnicki. Trzecia grupa to żołnierze, którzy mają zaburzoną osobowość. – Uciekają, bo boją się wojska. Dwadzieścia lat temu żołnierze odreagowywali lęk, kalecząc się, nacinając żyły. Teraz zostało to zastąpione









