Sanatorium „Pod Centrolewem”

Sanatorium „Pod Centrolewem”

W przyszłości Lewicy i Demokratów tkwi kilka zadr Jeśli wierzyć sondażom, Koalicja Lewicy i Demokratów prawdziwy sukces odnosi właśnie teraz – po wyborach samorządowych. Nawet jej nazwa padła bowiem ofiarą nieporozumień, wynikających z pośpiechu koalicjantów i braku wizji wspólnego działania. Dopiero werdykt mediów, powołujący „trzecią siłę”, w należyty sposób wylansował markę nowego ugrupowania. Jednak dla wielu zwolenników łączenia się centrowo-lewicowej opozycji sprzeciw wobec Kaczyńskich to zbyt mało, aby stworzyć organizm zdolny do wspólnego startu w wyborach parlamentarnych za trzy lata. Czy LiD miał sens? Jedno jest pewne. Pójście w rozproszeniu przyniosłoby partiom tworzącym koalicję oczywiste straty, podobne do tych, jakie zanotowały one w 2005 r. Wówczas blisko jedna trzecia głosów przepadła, z racji obowiązującego progu wyborczego. I chociaż wybory samorządowe jedynie na poziomie sejmików wojewódzkich są porównywalne z elekcją parlamentarną, taki upust krwi oznaczałby ostateczną marginalizację zarówno lewicy, jak i demokratów. W partiach tych zajmowano by się dzisiaj zdejmowaniem działaczy odpowiedzialnych za klęskę. LiD klęski nie poniósł, ale nie odnotował także spodziewanego przyrostu głosów. Wynik do sejmików był niższy od postulowanego, natomiast w powiatach koalicja dała się wyprzedzić PSL-owi. W szeregu rad wszystkich szczebli zabrakło Centrolewu, co szczególnie boleśnie uderzyło w dominujący tam dotychczas Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zarazem komitety wyborcze, formalnie bezpartyjne, lecz lokalnie powiązane z lewicą, odnotowały przyzwoite rezultaty, podobnie jak kilkudziesięciosobowa grupa prezydentów i burmistrzów w miastach powyżej 30 tys. mieszkańców. Socjaldemokratom Marka Borowskiego i demokratom Janusza Onyszkiewicza LiD pozwolił zaistnieć w dużej polityce, rewitalizując czołowych liderów obu partii (patrz: desant na sejmik mazowiecki grupy: Balicki, Borowski, Celiński i Święcicki). Koalicję powoływano odgórnie i tak też postrzegali ją członkowie poszczególnych ugrupowań oraz wyborcy. Największe kłopoty z przekonaniem się do LiD przeżyli demokraci, dodatkowo atomizując na tym tle swoje znikome struktury regionalne. Z wirtualnej UP odszedł konsekwentny wróg „postkomunistów”, Ryszard Bugaj. Niesnaski między SLD a SdPl złagodniały pod presją oczywistej groźby przegranej (klęska osamotnionej SdPl we Wrocławiu), a Marka Rojszyka w roli kandydata na prezydenta Warszawy bezboleśnie zastąpił Marek Borowski. Nie sprawdził się jednak scenariusz automatycznego skupienia elektoratów, co oznacza, że przy wyższej niż w 2005 r. frekwencji wyborczej kilkaset tysięcy głosów przepłynęło do nielewicowych partii. Dlaczego? Wydaje się, że roczne rządy prawicy, zagarniającej „pod siebie” ugrupowania, które w wyborach parlamentarnych występowały samodzielnie (blok PO z PSL, koalicja PiS-Samoobrona-LPR) ograniczyły programową i polityczną siłę ugrupowań, tworzących Koalicję Lewicy i Demokratów. Dużo kosztował dwubiegunowy model PO-PiS lansowany w mediach, prowadzący do społecznej marginalizacji podmiotów wykluczonych z rządzenia. Dla LiD pozostała rola konsekwentnie antypisowskiego, prodemokratycznego i proeuropejskiego obozu, w którym ukryły się partie przeżywające oczywisty kryzys. Terapia w LiD? Szybka zapowiedź Wojciecha Olejniczaka porozumienia czterech partii do wyborów parlamentarnych była swoistą „ucieczką do przodu” przed nazbyt dociekliwymi pytaniami o osiągnięcia LiD. Zwłaszcza że charakterystyka koalicjantów (z wykorzystaniem uśrednionych wyników badań CBOS wybranych kategorii wśród wyborców, preferujących omawiane partie między grudniem 2005 r. a listopadem 2006 r.), natychmiast ujawniłaby spore różnice między nimi. PD i SdPl to ugrupowania o znacznie młodszym od Sojuszu elektoracie. Demokraci mogli pochwalić się względnie najwyższym zainteresowaniem potencjalnych wyborców w przedziale wiekowym 18-24 lata, SdPl – 40-54 lata, natomiast SLD – powyżej 64 lat. W relacji zwolenników po studiach do grupy o wykształceniu podstawowym i zasadniczym przodowała PD (3,5:1), następnie SdPl (1,5:1) oraz SLD (0,9:1). Stosunek grupy wyborców o dochodzie poniżej 1200 zł na jedną osobę w rodzinie do tych, którzy legitymowali się wyższymi dochodami, wypadał najkorzystniej wśród zwolenników PD (0,94), a najgorzej wśród preferujących SdPl (2,5). Z punktu widzenia zatrudnienia zwolennicy PD i SdPl w większości pracowali w przedsiębiorstwach prywatnych, natomiast stronnicy SLD – w przedsiębiorstwach państwowych. Wśród zwolenników trzech partii, deklarujących postawy od lewicy do prawicy (z włączeniem niezdecydowanych), za centrum opowiadało się 0,8 zwolenników PD, 0,16 – SdPl i 0,12 – SLD. Niewystępująca w tym zestawieniu UP interesowała wyborców

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2007, 2007

Kategorie: Opinie