Sarkofag dla U-864

Sarkofag dla U-864

U-Boot Hitlera jest teraz toksyczną bombą zegarową u wybrzeży Norwegii

Ten rejs miał uratować III Rzeszę. W obliczu klęski Hitler rozkazał wysłać wielkie podwodne transportowce na drugi koniec świata. Miał nadzieję, że dzięki niemieckiej technologii Japończycy pokonają Amerykanów, którzy będą wtedy musieli wycofać część wojsk z Europy.
Oczywiście były to mrzonki. Armie aliantów ze wszystkich stron wdzierały się do Niemiec. Sprzymierzeni panowali na morzu i w powietrzu, każda wyprawa oznaczała dla okrętu podwodnego niemal pewną zgubę. Nawet gdyby U-Boot przedarł się do Japonii, przegrywający bitwę za bitwą, pozbawieni rezerw paliwa Japończycy nie mieli już czasu na zbudowanie nowej broni.
Ale führer i dowódcy Kriegsmarine chwycili się tego planu jak tonący brzytwy. Decyzja o rozpoczęciu operacji „Cezar” została podjęta. 5 grudnia 1944 r. z Kilonii wyszedł U-864, dowodzony przez 32-letniego kapitana Ralfa-Reimara Wolframa. Był to podwodny krążownik typu IXD2 o długości 87,6 m i wyporności w wynurzeniu 1616 ton. U-864 został całkowicie przebudowany na podwodny okręt transportowy. Miał służyć III Rzeszy jako łamacz blokady. Wyposażony był w chrapy – długie rury do czerpania powietrza dla silników Diesla. Dzięki nim mógł przez cały czas płynąć w zanurzeniu. Do poruszania się na większych głębokościach służyły silniki elektryczne. W tym czasie niebo nad Morzem Północnym pełne było alianckich samolotów, każdy U-Boot bez chrap nie miał szans na przetrwanie (a i te z chrapami ginęły jeden po drugim).
Okręt zdołał bezpiecznie dotrzeć do norweskiego portu Bergen. Na pokładzie znalazły się

plany konstrukcyjne myśliwca

przechwytującego o napędzie odrzutowym Messerschmitt Me-163 Komet i dwusilnikowego odrzutowego myśliwca Me-262. Skrupulatni Niemcy wysłali też na drugą półkulę kontrakty upoważniające japońskich sprzymierzeńców do produkcji tych maszyn. U-864 przewoził też plany samolotów Ju-1, Ju-2 oraz Campini, części silników lotniczych z zakładów Junkersa i BMW, a także elementy aparatury radiolokacyjnej Siemensa. Marynarze załadowali 1857 stalowych pojemników z rtęcią, niezbędną do produkcji amunicji. W rejs wyruszyła także grupa niemieckich i japońskich inżynierów lotniczych. W stalowym kadłubie stłoczyło się 73 ludzi. Wielu przeczuwało, że U-Boot stanie się dla załogi trumną. Ale niemieccy marynarze do końca byli ślepo posłuszni swemu führerowi.
U-864 wyszedł z Bergen 6 lutego 1945 r. Jednak w pobliżu już czyhał na niego niebezpieczny myśliwy. Brytyjscy specjaliści od łamania szyfrów, pracujący w bazie w Bletchley Park, poznali wszystkie szczegóły operacji „Cezar”, łącznie z nazwiskami japońskich i niemieckich specjalistów znajdujących się na pokładzie. Admiralicja wysłała na spotkanie U-Boota okręt podwodny „Venturer”. Była to jednostka mała, stanowiła więc niewielki cel, co w pojedynku dwóch stalowych rekinów dawało znaczącą przewagę. Co więcej, dowódcą HMS „Venturer” był 25-letni, ale niezwykle doświadczony kapitan James C. Launders. Jego załoga wierzyła, że „Jimmy” obdarzony jest czymś w rodzaju szóstego zmysłu – zawsze potrafi wytropić nieprzyjaciela. W każdym razie kapitan Launders miał już na koncie wybitne osiągnięcie – w listopadzie 1944 r. koło Andfjordu w północnej Norwegii storpedował i zatopił niemiecki okręt podwodny U-771. Teraz admiralicja liczyła, że Launders podobnie poradzi sobie z łamaczem blokady.
„Venturer” zajął pozycję pod Bergen. Kapitan postanowił nie włączać aparatury sonarowej, lecz polegać tylko na nasłuchu. Fale sonarowe pozwoliłyby wykryć przeciwnika, lecz zdradziłyby także pozycję myśliwego.
Kapitan Wolfram także znał się na swym fachu. Po opuszczeniu portu często zmieniał kurs, ominął „Venturera” i nie został wykryty. Droga do dalekiej Japonii stała otworem.
Ale prześladował go pech. Na pokładzie doszło do poważnej awarii chrap czy też maszyn. W każdym razie dowódca U-Boota zdecydował się zawrócić do Bergen. U-864 popłynął wprost pod wyrzutnie torped „Venturera”.
9 lutego 1945 r. o godz. 9.32 wachta hydrolokacyjna brytyjskiego okrętu uchwyciła mocny sygnał U-Boota. Rozpoczęło się polowanie. Kapitan Wolfram był bardzo ostrożny. Nieustannie zygzakował, od czasu do czasu wysuwał peryskop przeciwlotniczy, aby zlustrować niebo w poszukiwaniu wrogich samolotów. U-864 szedł z niewielką prędkością, zaledwie taką, aby utrzymać się na głębokości peryskopowej. Niemiecki kapitan czekał na trałowiec, który miał go eskortować w drodze do Bergen. U-Boot płynął w zanurzeniu, z chrapami, na głośnych dieslach. „Venturer”, także zanurzony, używał cichych silników elektrycznych – takiego przeciwnika Niemcy mogli usłyszeć tylko przy ogromnym szczęściu. O godz. 10.35 „Venturer” zbliżył się do U-Boota na odległość 4,6 km. O 11.20 cel gwałtownie zmienił kurs, lecz okręt angielski szedł kursem równoległym i nieustannie trzymał się go. „Venturer” zbliżył się na odległość zaledwie 1,8 km i kapitan Launders dostrzegł przez peryskop dwa „cienkie maszty” prujące morze. Nagle U-Boot znów wykonał ostry zygzak. Nie było już czasu na dalsze podchody, Niemcy zbliżali się do zbawczego fiordu. Launders podjął śmiałą decyzję. Kierując się tylko wskazaniami azdyku i kalkulacją, rozkazał o godz. 12.14 wystrzelić w ośmiosekundowych odstępach wszystkie cztery torpedy nastawione na głębokość 12 m. Gdyby chybiły, „Venturer” stałby się bezbronny. Niemieccy marynarze usłyszeli szum śrub stalowych cygar i kapitan Wolfram dał rozkaz alarmowego zanurzenia. Wymknął się trzem torpedom, które eksplodowały na skałach norweskiej wyspy Fedje, lecz ostatni pocisk nie chybił.

Torpeda uderzyła na wysokości kiosku,

w sam środek celu. Potężny wybuch rozerwał U-Boota na dwie części. Spośród zamkniętych w U-864 ludzi nie uratował się nikt. „Oczywiście odczuliśmy wielką ulgę, zaraz jednak zrozumieliśmy, że zginęli nasi koledzy, marynarze z okrętu podwodnego. Teraz możemy pomyśleć o nich: Biedne sukinsyny”, wspomina Harry Plummer, dawny członek załogi „Venturera”.
Kapitan Launders zdobył sławę jako jedyny dowódca okrętu podwodnego, który z zanurzenia zatopił inny, również zanurzony okręt podwodny.
Przez dziesięciolecia wrak U-864 spoczywał na głębokości 152 m w pobliżu fiordu Bergen. Niekiedy jakiś rybak wyjmował z sieci element mosiężnej aparatury opatrzony znakiem swastyki. Szczątki U-Boota zostały wykryte dopiero w marcu 2003 r. Szybko rozeszły się wieści o toksycznym ładunku. Organizacje ekologiczne i rybackie w Norwegii wezwały władze do działania. Rtęć (65 ton!) przecież może zatruć środowisko naturalne, dostać się do łańcucha pokarmowego, co oznacza zagrożenie dla ludzi. W październiku 2005 r. norweski urząd ochrony wybrzeża Kystverket wynajął firmę Geoconsult, która wysłała robota na dno Morza Północnego. Okazało się, że rufowa i dziobowa część wraku oddalone są o 40 m, natomiast ze śródokręcia pozostały tylko strzępy stali. Badania wykazały, że dno jest już skażone rtęcią, podobnie jak złowione w pobliżu ryby. Robot podniósł jeden z kanistrów pełnych trującego metalu – pięciomilimetrowa stalowa blacha pojemnika skorodowała w niektórych miejscach do zaledwie milimetra. Urzędnicy norwescy zrozumieli, że może dojść do katastrofy ekologicznej. Rybakom zabroniono połowów w pobliżu wraku.
„Niebezpieczeństwo skażenia jest największe w całej norweskiej historii”, oświadczyła rzeczniczka Kystverket, Ane Eide Kjaeras. Podniesienie wraku nie wchodzi w rachubę – szczątki kadłuba mogłyby się rozpaść, ponadto przerdzewiałe torpedy grożą wybuchem. Eksperci przygotowali więc plan pokrycia U-864 i jego otoczenia 12-metrową warstwą piasku i specjalnego żwiru. Ten grobowiec musi być masywny, ponieważ dno morskie w tym miejscu nie jest stabilne. Jeśli przedsięwzięcie zostanie zaaprobowane przez parlament w Oslo, operacja pogrzebania pełnego rtęci U-Boota może zostać przeprowadzona latem 2007 r. Jej koszty oceniono na co najmniej 10 mln dolarów.

 

Wydanie: 02/2007, 2007

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy