Sarkozy zmienia ton

Sarkozy zmienia ton

Po 12 latach Francja znów sparaliżowana strajkami Korespondencja z Paryża Wieża Eiffla królująca nad Paryżem przekształconym w gigantyczny, ziejący spalinami korek samochodowy staje się powoli najbardziej znanym symbolem francuskiej tożsamości. Obraz pojawia się regularnie, dopełniany wizjami zablokowanych autostrad dojazdowych, nieruchomej obwodnicy (do 500 km korków) i migawkami z korytarzy metra wypełnionego po brzegi zdesperowanymi podróżnymi. O wiele trudniej pokazać zmęczenie mieszkańców przedmieść zrywających się z łóżka o czwartej rano, spędzających w drodze po osiem godzin, powracających do domu o 22, aby rano rozpocząć od nowa strajkową drogę krzyżową. Nie widać również strat finansowych, ocenianych dziennie na 300-350 mln euro. Jak długo jeszcze? Na to pytanie nikt nie potrafi odpowiedzieć, zwłaszcza że po tygodniu (strajki zaczęły się we wtorek, 13 listopada) do tańca prowadzonego dotąd przez SNCF (koleje państwowe) i RATP (transport paryski), z dosyć słabym poparciem EDF i GDF (konglomerat elektryczności i gazu, którego pracownicy opłacani są w sposób więcej niż komfortowy), dołączył cały sektor urzędników państwowych z nauczycielami (60% strajkujących), pracownikami poczty, szpitali, wymiaru sprawiedliwości i administracji lokalnych. W 1995 r. podobne strajki sparaliżowały Francję tak skutecznie, że prezydent Jacques Chirac rzucił w końcu na pożarcie ulicy proponującego reformy premiera, Alaina Juppé. Tym razem kolejarze uprzedzili więc nowego prezydenta: „Zawsze wygraliśmy na ulicy, wygramy i teraz”. „Ja się ulicy nie boję i przed nią nie uklęknę”, odpowiedział pewny siebie Nicolas Sarkozy. Nicolas Sarkozy (UMP, postgaullistowska prawica) wygrał majowe wybory prezydenckie i zapowiedział, że będzie rządził twardą ręką, przeprowadzał reformy i wyprowadzał Francję na ekonomiczną prostą, ganiąc niepokornych i obiecując chętnym, że będą „mogli pracować więcej, aby zarabiać więcej”. Program zdecydowanie prawicowy, oparty na sprawdzonych sloganach: praca, płaca, poczucie bezpieczeństwa i Francja dla Francuzów. Trzeba przyznać, że „Sarko” zabrał się do pracy natychmiast, nie szczędząc czasu ni zaangażowania. Na pierwszy ogień poszły nowe prawa mające uzasadnić przyjęty kierunek „bezpiecznej prawicy”: poskromienie imigracji za pomocą testów DNA (rodzina, która ma dotrzeć do posiadacza prawa pobytu we Francji, musi się poddać testom genetycznym) i złych psów dzięki intensywnej tresurze (właściciel czworonoga o rozmiarach większych od standardowego pudelka musi posiadać odpowiednie certyfikaty i przejść przeszkolenia treserskie). W przygotowaniu są na razie zaostrzone polowania na automobilistów – już teraz żandarmeria zalała wszystkie drogi, ukrywając się w laskach i zaroślach na zasadzie partyzantki. Następnym celem stała się ochrona środowiska, z której zrodził się projekt prawa zmuszający całą francuską infrastrukturę mieszkaniową do drastycznych przeobrażeń dostosowujących ją do wygórowanych norm ekologicznych. Producenci techniczno-ekologicznych nowinek są zadowoleni, ale właściciele i nabywcy mieszkań muszą szybko zaciągać kredyty na obowiązkowe innowacje (około 20 tys. euro na dom). Nicolas Sarkozy zabrał się również do zapowiadanych reform, mających uzdrowić obciążony ponad miarę budżet państwowy – reforma regionów specjalnych, która zapoczątkowała serię strajków transportowych, poszła na pierwszy ogień. Rząd chce zmusić do zgody na zmianę warunków zatrudnienia kolejarzy i pracowników transportu paryskiego, uprzywilejowanych ze względu na pracę w ciężkich i stresujących warunkach oraz posiadanie związków zawodowych (mocny CGT komunistycznej proweniencji) zdolnych do sparaliżowania całej stolicy. Praktycznie chodzi o wydłużenie stażu pracy przed przejściem na emeryturę – z 37,5 do 40 lat – wyrównując w ten sposób poziom wszystkich pracowników sektora państwowego i prywatnego (prywatny od 2008 r. przejdzie na 42 lata). Rząd proponuje przy tym wprowadzić powszechną obniżkę świadczeń emerytalnych od każdego brakującego do emerytury roku (10% mniej w sektorze prywatnym). Utrzymanie obecnych przywilejów kosztuje budżet 5 mld euro rocznie, a koszty urzędniczych emerytur rosną bezustannie (28% wzrostu w ciągu czterech lat). Pracownicy sektora prywatnego, którzy płacą powiększone składki i w wydłużonym czasie, dzięki czemu finansują emerytury sektora „uprzywilejowanych” urzędników, są pierwszymi ofiarami strajkowego paraliżu. Strony internetowe puchną od okrzyków ich desperacji. Uciąć głowę przywilejom! „Wstyd i hańba!”, denerwuje się jedna z piszących. „Żeby uprzywilejowani wykorzystywali swoje bezpieczne etaty, aby pozbawić innych możliwości dotarcia do miejsca pracy, to jest głęboko niemoralne! My wszyscy przeszliśmy na 40 lat składek, a więc dlaczego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 48/2007

Kategorie: Świat