Seks dla samouków

Seks dla samouków

Choć poziom wiedzy nastolatków o seksualności często jest żenujący, MEN w sprawie edukacji seksualnej nie planuje żadnych zmian Ludwik nalewany do penisa, by się zwiększył, podjadanie mamie tabletek antykoncepcyjnych, leczenie się z grzesznego homoseksualizmu czy ekologiczne karmienie piersią jako zabezpieczenie przed ciążą. To rzeczywistość stanu wiedzy czy raczej niewiedzy polskich nastolatków o seksualności i dojrzewaniu. W szkole jak za Giertycha Mój chłopak wlał sobie ludwika do penisa, żeby był większy. Czy to zagraża mojemu zdrowiu? – czyta w SMS-ie dyżurująca edukatorka seksualna, Aleksandra Teliszewska. Pytanie przyszło na telefon Wakacyjnego Pogotowia Pontonowego, gdzie młodzi ludzie szukają pomocy u edukatorów seksualnych, telefonicznie i SMS-owo. Pewna dziewczyna pisze, że dużo starszy wuj często ją odwiedza, zamyka się z nią w pokoju i dotyka w niepokojący sposób, a ona nie wie, co robić, i bardzo się boi. Zastrzegła jednak, by do niej nie dzwonić. 15-latek martwi się krzywym penisem, 13-latka – brakiem okresu, a 16-latka podejrzewa nadżerkę (według opisów w kolorowym pisemku dla dziewcząt), ale nie chce rozmawiać z rodzicami i wstydzi się pójść do lekarza. Aleksandra Teliszewska jest psycholożką, ma 27 lat. Edukuje od trzech lat. W Warszawie jest jednym z 14 wolontariuszy edukatorów seksualnych, dołączyło do nich kilku w Gdańsku. Docierają z Grupą Ponton tam, gdzie znika poczucie bezpieczeństwa, na prośbę, częściej na rozpaczliwe wołanie o pomoc młodych ludzi, którzy toną w seksualnej niewiedzy. Podczas wakacji Ponton służy młodzieży pomocą w ramach Wakacyjnego Pogotowia Pontonowego, w czasie roku szkolnego jego członkowie prowadzą zajęcia w szkołach i domach dziecka, w ramach edukacji rówieśniczej w sprawach dojrzewania, antykoncepcji, profilaktyki chorób przenoszonych drogą płciową i zdrowia reprodukcyjnego. Edukatorzy wolontariusze mają zwykle od 18 do 30 lat, by mogli być akceptowani przez młodzież w gimnazjach i szkołach średnich jako „rówieśnicy”. Młodziutko wyglądająca psycholożka edukatorka Ola (zdrobnieniem imienia zmniejsza dystans) już się zastanawia, czy przyznawać się do wieku. Ta dwudziestka ochotniczych edukatorów seksualnych działających przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wraz z zawodowymi edukatorami seksualnymi, których zatrudnianie leży w gestii dyrektorów szkół, i akcjami Towarzystwa Rozwoju Rodziny na rzecz edukacji seksualnej to bardzo niewiele. Na mapie Polski są białe plamy lub czarne dziury, jak kto woli, w edukacji seksualnej młodzieży. Uznaje się ją bowiem w niektórych środowiskach za grzeszną i popychającą do szybkiego rozpoczynania współżycia wśród nastolatków. Jedną z ofiar braku przygotowania do wejścia w seksualną dorosłość okazała się 14-latka z Lublina. Gdyby w swojej szkole miała szanse na szeroko pojętą edukację seksualną, pewnie nie musiałaby dokonywać dramatycznych wyborów i funkcjonować w opinii publicznej jako „Agata” – małoletnia ciężarna, której państwo prawa z trudem zapewniło pomoc. Podczas wakacyjnego dyżuru ubiegłego lata do edukatorów z Pontonu zgłosiło się 15 nastolatek w ciąży. Młodociane matki przyznają się do różnych motywacji podjęcia życia seksualnego. Badania CBOS dla Kampanii na rzecz Świadomego Macierzyństwa „Kiedy 1+1=3” pod patronatem Towarzystwa Rozwoju Rodziny i Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego pokazują, że romantyczne zakochanie i chęć okazania uczuć partnerowi, ale i naciski grup rówieśniczych, powszechnie obowiązująca atrakcyjność seksu są najważniejszymi powodami inicjacji seksualnej. Matki nastolatki ulegały też presji partnera w różnych okolicznościach. Stan zakochania i wiara, że nie zajdą w ciążę, okazały się złudne. – Wiedza powinna wyprzedzać doświadczenia, dlatego młodzież musi otrzymać wiedzę, a nie utwierdzać się w mitach, takich jak ochronna rola miesiączki uniemożliwiająca zajście w ciążę – podkreśla doświadczona pedagog, dyplomowana specjalistka ds. edukacji seksualnej, Bożena Brzezińska. Nie w każdej szkole zatrudnia się edukatorów seksualnych, bo przedmiot wychowanie do życia w rodzinie stanowi jedną ze ścieżek edukacyjnych, ale nie jest obowiązkowy. Formalnie decyduje dyrektor placówki, na decyzję wpływ mają rodzice czy księża, ale nie młodzież. Luki w tym przedmiocie są skądinąd zrozumiałe jako pokłosie rządów najbardziej znanego młodzieży ministra oświaty od amnestii i mundurków, Romana Giertycha. Jego poglądy nie akceptowały „seksu” na lekcjach, gdzie nad tablicami wisi krzyż, rzadziej orzeł. W jednym z ważniejszych dokumentów zwycięskiej partii obecnego premiera Donalda Tuska, „Państwo dla obywateli, plan rządzenia 2005-2009” w rozdziale III.2. („Oświata”) we wprowadzeniu napisano ogólnie: „Oświata

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 32/2008

Kategorie: Kraj
Tagi: Beata Dżon