Seks w mentalnym skansenie

Seks w mentalnym skansenie

Jeśli ktoś wychodzi z niebytu i zdobywa władzę, to woda sodowa uderza mu do głowy Prof. Zbigniew Lew-Starowicz – lekarz psychiatra i psychoterapeuta, ekspert z zakresu seksuologii. Od 1995 r. jest profesorem AWF w Warszawie. Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. Od 1994 r. piastuje stanowisko krajowego specjalisty z zakresu seksuologii. – Panie profesorze, podoba się panu pomysł walki z prostytucją poprzez karanie mężczyzn korzystających z usług agencji towarzyskich, informowanie ich zakładów pracy oraz rodzin? Taką ustawę szykuje Prawo i Sprawiedliwość. – Wie pan, kiedy politycy nie mają się czym zajmować albo nie potrafią w inny sposób wypełniać swojej publicznej misji, zawsze zajmują się seksem. To temat zastępczy. Jeżeli obecna ekipa świetnie prowadziłaby sprawy gospodarcze, tolerancyjnie zerkałbym na wszystkie tego typu pomysły. Wówczas można by dyskutować, spierać się na argumenty, polemizować. Na przykład w Szwecji feministki doprowadziły do sytuacji, w której walka z prostytucją polega właśnie na tym, że karany jest klient. Teraz chcą, jak słyszałem, likwidacji instytucji małżeństwa. Ale Szwecja to kraj dobrobytu, tam jest o czym mówić, bo w prawdziwej demokracji różne pomysły przychodzą ludziom do głowy. – A w Polsce? – Cóż, jak się patrzy na to, co się u nas dzieje, na bezrobocie czy brak autostrad, można by zresztą wymienić więcej spraw do załatwienia, trudno mówić o kraju dobrobytu. Władza jest w tych kwestiach całkowicie nieporadna. Dlatego zajmuje się tematami zastępczymi. – Ale to o czymś świadczy, że rządzący zabierają się właśnie za seks, a nie za autostrady. – Bo to najłatwiej. Na ten temat można gadać bez końca, można się pokazać w mediach, zaistnieć. – Nie wierzę, że nie dostrzega pan w tym jakiejś głębszej motywacji. Przykłady można mnożyć bez końca: geje precz, pornografia precz, teraz burdele precz. – Za taką antyseksualną krucjatą stoją na ogół dwa motywy. Po pierwsze, fundamentalizm. Wszyscy fundamentaliści są antyseksualni. Sprawa jest znana, dawno stwierdził to już Freud: fundamentalizm, na przykład religijny, który wiąże się z bardzo silnymi normami, musi uderzać w seks. Drugim motywem jest sytuacja osobista. Jeżeli ma się problemy z seksem, brak sukcesów w tej dziedzinie, potwierdzenia swojej atrakcyjności erotycznej, to również uderza się w seks. – Do pana, jak słyszałem, już przychodzą posłowie tej kadencji. – Mam różnych pacjentów, w tym również parlamentarzystów, z poprzedniej i obecnej kadencji. Nie ma w tym niczego szokującego. – A z czym przychodzą? – Z tym, co wszyscy. Cierpią na przykład na zmniejszenie zainteresowania seksem albo nerwowość związaną z zachowaniami seksualnymi. – W tym kontekście zastanawia mnie, dlaczego w Polsce najczęściej prawica wypisuje na sztandarach walkę z seksem. Jak pan myśli, co się za tym kryje? – A co pan ma na myśli, mówiąc „prawica”? Pan ją zna? – Dobrze: tak zwana prawica, a więc ci politycy, którzy uchodzą u nas za prawicowych. – To jest różnica. Prawica w krajach Unii Europejskiej różni się od naszej poziomem tolerancyjności. Tam też ważne są tradycja i rodzina, ale jednocześnie nie rezygnuje się z otwartości. Natomiast nasza tak zwana prawica odznacza się myśleniem fundamentalistycznym, które jest skansenowe i jednocześnie połączone z groźnym poczuciem misji, że trzeba całą Unię Europejską z obrzeżami zmienić. To posłannictwo ma wiele wspólnego z poczuciem wyższości nad tym zgniłym, liberalnym Zachodem, który jest pozbawiony wartości. To sposób na poprawienie własnej samooceny. – Mówi pan o misji. Mamy w Polsce takiego bardzo wpływowego obecnie polityka, który wyrzekł się kobiet dla misji budowy IV Rzeczypospolitej, zniszczenia układu, pogrążenia łże-elity. Czy taki człowiek może być groźny? – Może. Już sam fakt, że ktoś wyrzeka się kobiet dla polityki, jest bardzo zastanawiający. Bo wówczas przestaje się widzieć człowieka, widzi się tylko masę, którą trzeba sterować. Dyktatorzy, jeśli spojrzeć na historię, mieli na ogół bardzo ubogie życie seksualne. Stalin też – przepraszam za porównanie, bo nie wiem, o którym polityku mówimy – miał poważne problemy w życiu seksualnym. Wtedy władza staje się afrodyzjakiem, który daje wielkie poczucie mocy. Kobieta jest traktowana jako ta, która nie jest do tego zdolna. Ale im większa demokracja, tym mniejsze jest to zagrożenie. – Tymczasem w 17. roku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2006, 2006

Kategorie: Wywiady