Sesje gadania

Sesje gadania

Wojna w Wietnamie przyniosła większą ilość przypadków traumy wojennej niż II wojna światowa

Wojna wietnamska stanowiła kolejny ważny punkt zwrotny w relacjach amerykańskiej armii z psychiatrią. W jakiś sposób ta wojna stała się jeszcze bardziej przerażająca niż jej przerażające poprzedniczki – fala napalmu spadała z nieba i paliła skórę dzieci; zwykłe przedmioty, jak wózki zakupowe czy pudełka ze słodyczami, stawały się improwizowanymi ładunkami wybuchowymi; amerykańskich żołnierzy wziętych do niewoli przez całe lata poddawano torturom. Wojna w Wietnamie przyniosła jeszcze większą ilość przypadków traumy wojennej niż II wojna światowa. Dlaczego? Często spotyka się jedną z dwóch teorii.

Jedna z nich głosi, że tzw. wielkie pokolenie było po prostu silniejsze i bardziej opanowane od pokolenia boomu demograficznego, walczącego w Wietnamie. To pierwsze dorastało w czasie wielkiego kryzysu, kiedy chłopcom kazano „zachowywać zimną krew”, „zamknąć się w sobie” i w ciszy znosić emocjonalne cierpienie. Jest jednak i inne wytłumaczenie, które wydaje mi się bardziej prawdopodobne. Wedle tej teorii weterani II wojny światowej doświadczali takich samych konsekwencji psychicznych wojny co weterani z Wietnamu, ale społeczeństwo nie umiało rozpoznać objawów. Innymi słowy, szkody psychiczne u weteranów II wojny światowej były po prostu niedostrzegane i niediagnozowane.

II wojna światowa była słusznie celebrowana jako narodowy triumf. Wracających żołnierzy witano jako wielkich zwycięzców, a Amerykanie przymykali oko na ich psychiczne cierpienia, bo emocjonalne nieprzystosowanie nie pasowało do obrazu odważnego bohatera. Nikt nie chciał zwrócić uwagi na zmiany i problemy, jakich doświadczali weterani po powrocie do domu, by nie być oskarżonym o brak patriotyzmu. Mimo to łatwo dostrzec zapisy traumy wojennej w kulturze popularnej tamtej epoki.

Nagrodzony Oscarem film „Najlepsze lata naszego życia” pokazuje trudności w dostosowaniu społecznym trzech żołnierzy wracających z II wojny światowej. Każdy z nich do pewnego stopnia ma objawy PTSD. (…) Mało znany film dokumentalny Johna Hustona, w którym narratorem jest jego ojciec, Walter Huston, też przedstawia problem psychologicznych ofiar II wojny światowej. Film „Let There Be Light” (Niech stanie się światłość) pokazuje losy 75 dotkniętych traumą żołnierzy po powrocie do domu. „20% poległych po naszej stronie miało objawy psychoneurologiczne – mówi narrator. – Poczucie nadchodzącej katastrofy, uczucie beznadziei i izolacji”. Film ukończono w roku 1946, ale szybko wycofano go z dystrybucji pod naciskiem armii, powołującej się na rzekome naruszenie prywatności pokazywanych w filmie żołnierzy. W istocie armia obawiała się, że film może mieć demoralizujący wpływ na rekrutów.

Innym powodem częstszego odnotowywania traumy wojennej u weteranów z Wietnamu były wątpliwe powody, które doprowadziły do wojny. W czasie II wojny światowej Ameryka została zaatakowana na Pearl Harbor, później zaś przeciwstawiała się morderczemu szaleńcowi, który chciał podbić cały świat. (…) Wietkong z kolei nigdy nie zagrażał Stanom Zjednoczonym czy narodowi amerykańskiemu. Nasz rząd przystąpił do walki z powodów niejasnych i chwiejnych. Chociaż południowi Wietnamczycy byli naszymi sprzymierzeńcami, wyglądali i mówili tak samo jak Wietnamczycy z północy, których mieliśmy zabijać. Amerykańscy żołnierze walczyli w imię abstrakcyjnych zasad politycznych w odległej, parnej dżungli, pełnej śmiertelnych pułapek i labiryntowych tuneli, przeciw wrogowi, którego często nie dało się odróżnić od sprzymierzeńca. (…)

Różnica w amerykańskim stosunku do II wojny światowej i do wojny wietnamskiej widoczna jest w pomnikach obu wojen stojących w Waszyngtonie. Pomnik II wojny światowej przywodzi na myśl architekturę rzymską, z fontannami, strzelistymi filarami i reliefem przedstawiającym żołnierzy składających przysięgę, prowadzących heroiczny bój i chowających poległych. Pomniki wietnamskie są dwa. Pierwszy to zaprojektowany przez Mayę Lin grobowiec z czarnej płyty, przywodzący na myśl wyrytą w ziemi ranę, na której wypisano nazwiska 58 209 zabitych. Kawałek dalej stoi bardziej konwencjonalna rzeźba z brązu przedstawiająca trzech żołnierzy. (…) Wpatrują się martwo w dal, prezentując „spojrzenie tysiąca jardów”, klasyczny objaw traumy wojennej. (…)

Mimo wyraźnych postępów w leczeniu „wyczerpania wojennego” w czasie II wojny światowej, podczas wojny wietnamskiej trauma psychologiczna była równie mało rozumiana co schizofrenia w epoce „schizofrenogennych matek”. Chociaż psychoanalityczne terapie poprawiały stan wielu straumatyzowanych żołnierzy, kondycja innych w miarę upływu czasu raczej się pogarszała. Zdumiewające z perspektywy czasu jest, jak niewiele zrobiono dla rozwoju wiedzy medycznej na temat traumy psychologicznej w okresie między I wojną światową a wojną wietnamską, podczas gdy cała medycyna wojskowa uczyniła tak znaczne postępy. W czasie I wojny światowej ponad 80% rannych na polu bitwy umierało. W ostatnich wojnach w Iraku i Afganistanie ponad 80% rannych przeżywało za sprawą ogromnych postępów chirurgii polowej i całej medycyny. PTSD, częściej rozpoznawany, ale bez terapii opartej na postępach naukowych, stał się chorobą zawodową żołnierzy XXI w.

Kiedy dotknięci traumą weterani z Wietnamu wracali do domu, witała ich wrogość i niemal całkowity brak medycznej wiedzy na temat ich stanu. Porzuceni i wyszydzani, znaleźli jednak niespodziewanego orędownika swojej sprawy.

Chaim Shatan był pochodzącym z Polski psychoanalitykiem, który w roku 1949 przyjechał do Nowego Jorku, gdzie otworzył prywatną praktykę. Shatan był pacyfistą. W roku 1967 wziął udział w proteście antywojennym, na którym spotkał Roberta Jaya Liftona, psychiatrę z Yale, podzielającego jego antywojenne przekonania. Dwaj mężczyźni wkrótce odkryli, że łączy ich coś jeszcze: zainteresowanie kwestią psychologicznych skutków wojny.

Lifton poświęcił wiele lat na badania emocjonalnej traumy u ofiar Hiroszimy. Pod koniec lat 60. przedstawiono mu weterana, który był obecny przy masakrze My Lai, niesławnym incydencie, kiedy amerykańscy żołnierze wymordowali setki nieuzbrojonych wietnamskich cywilów. Za pośrednictwem tego weterana Lifton poznał grupę byłych żołnierzy, którzy regularnie się spotykali i dzielili doświadczeniami. Swoje spotkania określali mianem „sesji gadania”.

„Ci ludzie cierpieli i byli samotni – wspomina Lifton. – Nie mieli nikogo innego, z kim mogliby porozmawiać. (…) Jedynymi osobami, które potrafiły zrozumieć ich doświadczenia, byli inni weterani”.

Około 1970 r. Lifton zaprosił swojego nowego znajomego, Shatana, na sesje gadania w Nowym Jorku. Pod koniec spotkania Shatan był całkiem blady. Weterani mieli za sobą niewyobrażalne cierpienia – niektórym z nich kazano zastrzelić kobiety, dzieci, a nawet niemowlęta – swoje makabryczne doświadczenia opisywali zaś ze szczegółami. Shatan szybko zorientował się, że te sesje gadania dają szansę zrozumienia efektów psychologicznych wojennej traumy.

„Pojawiła się okazja rozwinięcia nowego podejścia terapeutycznego – wyjaśniał Lifton. – (…) Tworzyli wspólnotowe i skłonne do współpracy środowisko. Weterani wiedzieli dużo o wojnie, a psychiatrzy wiedzieli co nieco o tym, co powoduje ludzkim zachowaniem”.

Shatan stopniowo doszedł do przekonania, że weterani doświadczają spójnego zespołu objawów psychologicznych, wyrastających z ich przeżyć wojennych. (…) „Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, jak niewiarygodnie psychiatria zaniedbała badanie traumy – wspomina Lifton. – Nie było żadnego zrozumienia jej mechanizmów. Mówię o czasach, kiedy niemieccy psychiatrzy biologiczni podważali zasadność płacenia przez ich kraj reparacji ofiarom Holokaustu, argumentując, że za wszystkie objawy patologiczne odpowiadała »wcześniejsza skłonność chorobowa« ofiar”.

Pracując w nieformalnych, równościowych i zdecydowanie antywojennych grupach, Shatan cierpliwie kompletował obraz kliniczny traumy wojennej, całkiem odmienny od dominujących poglądów. 6 maja 1972 r. opublikował artykuł w „New York Timesie”, w którym opisywał po raz pierwszy swoje ustalenia. Zaproponował również własną nazwę stanu, który wcześniej nazywano sercem żołnierza, szokiem artyleryjskim, wyczerpaniem wojennym i nerwicą bojową: „syndrom postwietnamski”.

W artykule Shatan pisał, że syndrom postwietnamski ujawnia się w pełni po powrocie weterana z Azji. Żołnierze przejawiają „rosnącą apatię, cynizm, alienację, depresję, brak zaufania, oczekiwanie najgorszego, a także niezdolność koncentracji uwagi, bezsenność, koszmary nocne, niepokój, poczucie wykorzenienia i niezdolność do utrzymania jakiejkolwiek pracy czy studiów”. Shatan zidentyfikował też znaczny komponent moralny w cierpieniu weteranów, związany z poczuciem winy, odrazą i samokaraniem. Podkreślał, że najbardziej bolesnym objawem syndromu postwietnamskiego jest zamartwianie się weteranów w kwestii, czy będą jeszcze w stanie kochać i być kochanymi. (…)

W roku 1975 „Baltimore Sun” określał w nagłówku wracających z Wietnamu weteranów jako „bomby zegarowe”. Cztery miesiące później wybitny felietonista „New York Timesa” Tom Wicker opisał historię weterana wojny wietnamskiej, który spał z bronią pod poduszką i z powodu koszmaru sennego zastrzelił swoją żonę: „To tylko jeden przykład poważnego i powszechnie lekceważonego problemu, jakim jest syndrom postwietnamski”.

Obraz weterana wojny w Wietnamie jako podstępnego mordercy wkrótce dotarł do Hollywood. W filmie „Taksówkarz” Martina Scorsese z roku 1976 Robert De Niro nie potrafi odróżnić nowojorskiej współczesności od wietnamskiej przeszłości, co doprowadza go do popełnienia morderstwa. W „Powrocie do domu” z roku 1978 Bruce Dern gra straumatyzowanego weterana, który nie potrafi się przystosować i grozi zabiciem żony (Jane Fonda) i jej nowego kochanka, sparaliżowanego weterana granego przez Jona Voighta, ostatecznie zaś zabija samego siebie.

Podczas gdy społeczeństwo doszło do przekonania, że wielu wracających z wojny weteranów potrzebuje pomocy psychiatrycznej, większość weteranów nie znajdowała szczególnej pomocy u analityków, nakłaniających ich do znalezienia źródła niepokoju w sobie samym. Sesje gadania z kolei stały się potężnym źródłem pocieszenia i leczenia. Słuchanie o doświadczeniach innych ludzi, którzy przechodzili przez to samo, pomagało weteranom dojść do ładu z własnym bólem i cierpieniem. Departament Weteranów uznał wreszcie terapeutyczny potencjał sesji gadania i zwrócił się do Shatana i Liftona, chcąc zastosować ich metody na szerszą skalę.

W międzyczasie Shatan i Lifton zastanawiali się, w jaki sposób syndrom postwietnamski wywoływał tak dramatyczne i paraliżujące objawy u swoich ofiar. Jedna ze wskazówek kryła się w podobieństwie emocjonalnej traumy obserwowanej u innych grup ofiar, takich jak ocaleni z Hiroszimy, badani przez Liftona, a także więźniowie nazistowskich obozów koncentracyjnych. Wielu ocalonych z Holokaustu było nad wiek postarzałych, myliło teraźniejszość z przeszłością, cierpiało na depresję, lęk i koszmary senne. Trudno im było utrzymywać kontakty ze zwykłymi ludźmi po przejściu przez obóz koncentracyjny, gdzie normalne zasady moralności i kontaktów międzyludzkich nie istniały.

Shatan doszedł do wniosku, że syndrom postwietnamski, jako szczególna forma traumy psychologicznej, jest prawdziwą chorobą psychiczną – i że powinien być formalnie odnotowany jako choroba. Chociaż wojna wietnamska toczyła się pod koniec lat 60., żadna diagnoza konkretnej traumy psychologicznej, tym bardziej zaś traumy wojennej, nie znalazła się w podręczniku psychiatrii. Objawy traumy sklasyfikowano w szerokiej kategorii diagnostycznej „problemy z przystosowaniem do dorosłego życia”. Weterani, którzy widzieli dzieci zabijane bagnetami i swoich towarzyszy palonych żywcem, byli oczywiście oburzeni, słysząc, że mają „problemy z przystosowaniem do dorosłego życia”.

Kiedy Shatan dowiedział się, że DSM (klasyfikacja zaburzeń psychicznych) jest rewidowany i że zespół zadaniowy nie planuje włączać diagnozy traumy, postanowił działać. W roku 1975 spotkał się z Robertem Spitzerem, którego już znał zawodowo, na corocznym zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w Anaheim w Kalifornii. Lobbował tam niestrudzenie za włączeniem syndromu postwietnamskiego do DSM-III. Początkowo Spitzer był sceptyczny wobec propozycji Shatana. (…) Ostatecznie ustąpił, zgodził się w roku 1977 na powołanie Komitetu do spraw Zaburzeń Reaktywnych i zlecił Nandy Andreasen z zespołu zadaniowego formalne opracowanie propozycji Shatana.

Andreasen była bystrą i bezkompromisową psychiatrą, pracującą wcześniej jako stażystka na Oddziale Poparzeń w nowojorskim szpitalu przy Centrum Medycznym Cornella, co miało ukształtować jej późniejsze podejście do syndromu postwietnamskiego. (…)

Stopniowo Andreasen zaczęła zgadzać się z Shatanem, iż z traumatycznego wydarzenia – czy to pożaru domu, czy napadu w parku, czy ostrzału w czasie bitwy – może zrodzić się spójny zespół objawów. Ponieważ wcześniej opisywała psychikę poparzonych jako „zaburzenia wywołane stresem”, teraz zaproponowała zmianę nazwy syndromu postwietnamskiego na szersze pojęcie: „zespół stresu pourazowego” (PTSD). Stworzyła przy tym następujące podsumowanie: „Cechą kluczową jest rozwój charakterystycznych symptomów w następstwie traumatycznego wydarzenia, wyrastającego poza zwyczajne ludzkie doświadczenia”.

Mimo nielicznych dostępnych naukowych dowodów poza obserwacjami Shatana i Liftona z sesji weteranów zespół zadaniowy bez większych oporów przyjął propozycję Andreasen. (…) Od tego momentu dotknięci traumą weterani mieli znacznie łatwiejszy dostęp do opieki medycznej, bo zarówno armia, jak i medycyna wreszcie uznały, że cierpią oni na prawdziwą chorobę.

Chociaż jednak DSM-III legitymizował cierpienia żołnierzy wracających z wojny – tak jak cierpienia ofiar gwałtów, napaści, tortur, oparzeń, bombardowania, katastrof klimatycznych i kryzysów finansowych – w roku 1980, kiedy publikowano podręcznik, psychiatrzy nadal niewiele wiedzieli o mechanizmach PTSD i o tym, co się dzieje w mózgach chorych.

Fragmenty książki Jeffreya A. Liebermana Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii, przekład Maciej Miłkowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020

Fot. East News

Wydanie: 02/2021, 2021

Kategorie: Psychologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy