Sezon na podróbki

Sezon na podróbki

Wystarczy, że znana firma zrobi dużą kampanię reklamową, a za kilka dni na bazarach pojawiają się fałszywe markowe towary

– Dlaczego takie drogie te dresy? Aż 70 złotych!?- próbuje się targować klientka, wskazując komplet Adidasa.
– Bo to oryginały, prosto z Turcji – przekonuje sprzedawczyni.
Stadion Dziesięciolecia przed świętami tłumnie odwiedzają klienci z całej Polski.
Tomek, 30-letni “biznesmen”, przyjeżdża w każdy wtorek. Wtedy jest najtaniej, pod warunkiem że kupuje się hurtowo. Do swojego poloneza trucka Tomek ładuje bluzy Adidasa, Nike’a, buty Reeboka, dżinsy Levi’sa. – To idzie u mnie najlepiej. “Tłuki” chcą chodzić w markowych ciuchach.
U siebie, tzn. w Tomaszowie Mazowieckim, Tomek sprzedaje towar w ciągu kilku dni. Ma nawet stałych klientów, dlatego stara się na stadionie dokładnie oglądać każdą sztukę “trefnego towaru”. – Sam chodzę w oryginałach. Kupuję tylko w autoryzowanych sklepach – mówi Tomek. – Najpierw chodziłem w “podróbach”. Teraz się wstydzę.
Na stadionie za 200 złotych można ubrać się w bluzy, dresy najlepszych firm. I wyjść w “oryginałach” Nike’a za 60 złotych. Panie, które chcą pachnieć podrabianymi perfumami “Anais Anais”, “Opium” albo “Chanel 5”, zapłacą za octowy zapach około 20 złotych. Za “lewego” Rolexa wystarczy dać 50 złotych.
Podróbki kupują najczęściej ludzie młodzi: od 14 do 20 lat. Ich nie stać na oryginały. Chcą mieć coś markowego, ale za niewielkie pieniądze.

Barbie po przejściach

Podróbki przywozi się z Turcji, Chin, Białorusi, Ukrainy. Granica południowa – buty. Granica północna – żyletki, wędki. Zachodnia to kleje, odzież. Przez wschodnią przepływają “lewe” płyty, programy komputerowe, wódka i papierosy.
Podrabianą konfekcję szyje się pod Łodzią, w podwarszawskich Ząbkach i Wesołej. – Początkowo polscy producenci wypychali na czarny rynek wszystko to, co udało im się podrobić. Teraz produkują tylko wtedy, gdy jest zamówienie. Wystarczy jeden telefon i za tydzień można odebrać dowolną ilość Wranglerów, butów Adidasa – opowiada jeden z koordynatorów do spraw ochrony marki znanej firmy. Prosi, żeby nie podawać jego nazwiska, bo branża robi się coraz bardziej niebezpieczna. Przyznaje, że kilkakrotnie odbierał telefony z pogróżkami. – Coraz częściej tym rynkiem interesują się grupy przestępcze. Skończyły się czasy, gdy ktoś jechał do Turcji i wracał z torbą podróbek. Teraz przez granicę towar idzie w tirach – tłumaczy inny pracownik znanej i markowej firmy. – Taki interes jest dla gangów znacznie bardziej bezpieczny niż handel bronią lub narkotykami.
Co ciekawe, gangsterzy chodzą tylko w oryginalnych dresach. Niektóre z nich kosztują około tysiąca złotych.
Podrobić można wszystko. Najwięcej jest “lewych” płyt kompaktowych, programów komputerowych, kaset wideo i DVD. Stowarzyszenia antypirackie oceniają, że co druga płyta kupiona w Polsce jest piracka. Straty producentów i skarbu państwa z tego tytułu to około 20 milionów dolarów rocznie. W tyle nie pozostaje podrabiana odzież. Jeden robi materiał dżinsowy, ktoś inny daje naszywki markowych firm, następny sprzedaje. Według policji, prawie 80% podrobionych wyrobów, oznakowanych jest znakami towarowymi firm Nike, Reebok, Adidas.
Żeby nie wypaść z rynku, trzeba stosować się do kilku zasad. Podrabia się tylko to, co jest modne i reklamowane. Fałszerze uważnie oglądają telewizję. Wystarczy, że markowa firma zrobi dużą kampanię reklamową i można być pewnym, że za kilka dni na bazarach w całej Polsce pojawią się jej podrobione towary. Fałszerze śledzą także animowane bajki dla dzieci. Stworki marsjańskie nazywane Teletubisiami już w tydzień po emisji znalazły się na bazarowych stoiskach. Podobnie jest z koncertami. Jeszcze nie odbył się koncert Whitney Houston, a już można było zauważyć na targowiskach wzmożony popyt na jej płyty. Wszystko dzięki akcji reklamowej, przeprowadzonej przez telewizję przed koncertem w Sopocie .
Podobnie jest z wszelakimi rankingami płyt, listami przebojów, hitami kinowymi – wszystko to są informacje, które przydają się w przewidywaniu rynku “lewego” asortymentu.
Rynek podróbek nie zapomina również o częściach samochodowych. Fałszywe kołpaki, części zamienne, plastikowe drążki do kierownic, pękające po przekroczeniu 90 km/h lub podobnie zachowujące się amortyzatory można nabyć na każdej giełdzie samochodowej. Dla tych, którzy lubią zabawki, polskie bazary oferują klocki Lego, grę Monopoly, powykręcane (błąd maszyny) lalki Barbie.

Dozownik
po mineralnej

Oprócz towarów drogich podrabia się też tanie i łatwo zbywalne. Coraz więcej jest fałszywych produktów kosmetycznych, chemicznych, a także spożywczych. Podrabia się oleje, koncentraty, ocet, wodę mineralną, przyprawy, kawę, czekoladę. Niedawno policjanci w miejscowości Lubienia pod Rzeszowem odkryli nielegalną wytwórnię przyprawy “Degusta”. Fałszerze produkowali ją w bardzo prosty sposób. Sproszkowaną farbę, wysuszoną marchewkę, pietruszkę pakowali w również podrobione torebki. Funkcjonariusze zabezpieczyli 14 ton gotowej “przyprawy” i linię produkcyjną do wytwarzania torebek. Firma “Vitpol”, producent prawdziwej “Degusty”, zaniepokoiła się spadkiem sprzedaży oryginalnego produktu. Detektywi firmy Krzysztofa Rutkowskiego szybko namierzyli fałszerzy i powiadomili policję. Jednak do dzisiaj fałszywa “Degusta” krąży po bazarach, targach i małych rynkach handlowych – tam, gdzie prowadzi się sprzedaż bez rachunków.
Podobny los spotkał przyprawy “Vegeta” i “Kucharek”. Na szczęście fałszywki nie były groźne dla zdrowia.
Znacznie groźniejszy był pomysł dwóch mężczyzn z Łodzi. Sprzedawali oni karmę dla psów, wmawiając klientom, że to doskonała szynka. Puszka karmy kupiona za 3 złote w supermarkecie po zdjęciu nad parą etykiety i przyklejeniu nowej stawała się szynką staropolską. Cena wynosiła już 10 złotych. Nowa etykieta była zrobiona na maszynie do pisania. Klientami byli starsi ludzie, najczęściej zaopatrujący się w produkty spożywcze na bazarach. Podrabiacze po kilkunastu udanych akcjach postanowili jeszcze bardziej zaoszczędzić. Puszki z jedzeniem dla psów kupowali tylko podczas promocji w hipermarketach. Wpadli przypadkowo. Na policję nie zgłosiła się żadna oszukana osoba.
Na bazarach ciągle można kupić za 1,50 zł fałszywy krem “Nivea”. . W ubiegłym roku w podwarszawskich Dawidach policja odkryła fabryczkę, w której na masową skalę produkowano krem “Nivea”. Produkt rozchodził się po całej Polsce. Aresztowano właściciela i Ukrainkę. – Właśnie piszę list do klientki, która kupiła fałszywkę. Gdy otworzyła pudełko, “krem” był raczej cieczą. Swobodnie wypływał z pudełka – mówi Magdalena Bulera z Baiersdorf-Lechia SA, dystrybutora kosmetyku. – Podróbka, na szczęście, nie jest szkodliwa. Trudno jest oszacować nasze finansowe straty. Klienci mogą utracić zaufanie do naszej firmy.
– Zatrzymani mieli świetnej jakości sprzęt do produkcji opakowań. Natomiast sam “krem” wlewali dozownikiem wykonanym z butelki mineralnej – mówi rzecznik patentowy Baiersdorf-Lechia SA.

Oryginalne składaki

Firmy próbują bronić się przed oszustami żerującymi na ich wyrobionej marce. – Oprócz strat finansowych firma ponosi koszty utraty wizerunku. Podrabiany produkt staje się wtedy bazarowym towarem. Czasami podróbki sprzedają w swoich sklepach osoby znane w społecznościach lokalnych – mówi koordynator do spraw ochrony marki w firmie Levi Strauss Polska. – Dysponujemy ogromną bazą danych o towarach podrabianych i sygnowanych naszym logo. Jako pierwsi zaczęliśmy współpracę z policją i Głównym Urzędem Ceł. Często dzwonią do nas przedstawiciele innych firm z prośbą o pomoc w walce z przestępcami.
Okradane firmy zatrudniają detektywów. Z Czesławem Bonieckim, byłym policjantem, teraz detektywem pracującym dla Reeboka i Wranglera, trudno się umówić. Boniecki jeździ po kraju, od jednego sądu do drugiego. Po drodze zagląda na miejscowe bazary. – Najtrudniej jest podrobić buty. Kilka lat temu weszły na polski rynek hybrydy, czyli tzw. składaki. Robione były z oryginalnych części odrzuconych przez fabryki z powodu wad. Bywały takie buty, które miały zbyt małą cholewkę, a za dużą podeszwę – opowiada Czesław Boniecki.
W wielu przypadkach Boniecki ma do czynienia nie z podróbkami, ale z towarami, które oznaczone są znakami łudząco podobnymi: Rebok, Ribok, Recbok. Nazwy te fonetycznie są bardzo zbliżone do wymowy nazwy oryginalnej. W takich wypadkach pełnomocnikowi prawnemu firmy przysługuje tylko wniesienie sprawy na drodze cywilnej.
Polityka oszukiwanych firm jest różna. Jedni ścigają od stu sztuk wzwyż, inni od tysiąca. Są firmy, których nie interesuje fakt, że ich towary są podrabiane. Lepiej, żeby klienci nie dowiedzieli się, że produkty takiej a takiej firmy są podrabiane. Firma boi się utraty reputacji. Dla niektórych przedsiębiorców fakt podrabiania ich towarów to z kolei powód do dumy, znak, że firma jest popularna.
– Ja ruszam nawet wtedy, gdy dowiem się, że gdzieś są pojedyncze sztuki. Handlarze kombinują. Wywieszają na stoisku jedną sztukę butów Nike’a, Adidasa, Reeboka. Na dobrą sprawę policja nic im nie zrobi. Tak naprawdę większa ilość towaru leży w samochodzie kolegi, który na stoisku obok sprzedaje artykuły spożywcze.
Bonieckiego znają już na targowiskach. – Bywa, że gdy wchodzę na bazar, to przez radiowęzeł od razu idzie komunikat. Podróbki znikają. Coraz częściej starzy wyjadacze zatrudniają do handlowania młodych. Zdarza się też, że wynajęci ludzie obserwują komendy, urzędy celne. Gdy zobaczą, że w sobotę rano spod komendy wyjeżdżają samochody, to od razu przez komórki dają cynk swoim pracodawcom.
Kierownik do spraw ochrony marki Nike, Przemysław Wilk, średnio tysiąc razy rocznie reprezentuje swoją firmę przed sądem. – W Polsce nikt jeszcze nie poszedł siedzieć za podrabianie. Teraz jest trochę lepiej. Kiedyś sprawy zazwyczaj umarzano, obecnie przeważnie kończą się grzywną w wysokości około dwóch tysięcy złotych – mówi Przemysław Wilk.
Nike zatrudniała detektywów. Teraz firma ma swój własny zespół do ochrony marki. Nie tylko ścigają oni fałszerzy, ale uczą policjantów, po czym rozpoznawać, że towar jest podróbką. Zazwyczaj jednak widać to na pierwszy rzut oka. Buty nie mają wszywek, szwy w dresach są krzywe, jakość materiałów – fatalna. Dobra podróbka musi być tania i mieć duży znak firmowy. – Rynek się zmienia. Ludzie są ostrożniejsi. Można się przejść po trzech bazarach pod Łodzią, w Głuchowie, Rzgowie i Tuszynie, i niczego nie zauważyć. Towar jest sprzedawany tylko wypróbowanym klientom – opowiada Wilk. – Rocznie moja firma traci na tym około miliona dolarów.

Viagra dla bezsilnych

Przepisy celne zezwalają celnikom na zatrzymanie podejrzanych wyrobów zarówno z urzędu, jak i na wniosek przedsiębiorstwa, które uważa, że jego produkty są podrabiane. – Kilka razy, gdy zatrzymaliśmy podróbki na granicy, musieliśmy wpuścić je na rynek. Firma nie była zainteresowana naszym odkryciem – mówi Gabriela Mońko, naczelnik Wydziału Ochrony Własności Intelektualnej w Głównym Urzędzie Ceł. – Bali się, że przedsiębiorstwo straci na prestiżu.
– Mnie już tak naprawdę nic nie zdziwi. Ani “krem” Lancome’a zrobiony z jogurtu i piasku, ani koniak z czystej wódki z bejcą, ani klej “Super-glu”, który nie klei. Również nie dziwi mnie podrobiona viagra, która nie daje stosującemu ją żadnych efektów – śmieje się G. Mońko. – W Polsce wciąż nie ma szacunku dla czyjejś własności. Biuro naczelniczki, zwłaszcza przed świętami, przypomina pokój w przedszkolu. Mnóstwo zabawek, pluszowych misiów, “lewych” bucików Walta Disneya.
Walka z piractwem intelektualnym jest jednym z warunków przyjęcia nas do Unii Europejskiej. Choć Polska jest pierwszym krajem z Europy Środkowowschodniej, który podpisał porozumienie z producentami o współpracy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej i przemysłowej, to przedsiębiorcy generalnie uważają, że rynek podróbek w Polsce rozwija się bardzo dynamicznie. Ludzie zbijają na tym biznesie fortuny. Są praktycznie bezkarni. – Policja bardziej interesuje się przestępstwami zagrażającymi życiu i zdrowiu. Takie są społeczne oczekiwania – mówi podinspektor Jan Hajdukiewicz z Komendy Głównej Policji. – A sądy ulgowo traktują osoby podrabiające towary. Cokolwiek powie przestępca, traktowane jest, że działał on w dobrej wierze. On nie wiedział, że nie wolno. To jest pełna demoralizacja.
Ponadto kradzież znaków towarowych w Polsce nie jest postrzegana jako coś złego. Choć artykuł 57 ustawy o znakach towarowych z 1985 roku stanowi, że “kto wprowadza do obrotu towary lub świadczy usługi, posługując się znakiem towarowym, którego nie ma prawa używać, podlega karze pozbawienia wolności do roku, ograniczenia wolności do roku albo grzywnie”, to jednak żaden sąd w Polsce nie wsadzi nikogo do więzienia tylko dlatego, że ten ktoś podrabiał krem lub przyprawę do zupy.

Nazwy łudząco podobne:
Pierre Cardan – zamiast Pierre Cardin
Enzo – zamiast Kenzo
Lewis, Lovis, Livajs, Elvis – zamiast Levi’s
Chanarl – zamiast Chanel
Roleks – zamiast Rolex
Ribok, Rebok – zamiast Reebok
Abidas – zamiast Adidas
Puna – zamiast Puma

Policja przeciw
złodziejom znaków
towarowych

– W 1999 r. policja przerwała nielegalną działalność 34 producentów, 75 hurtowników i 1120 dystrybutorów wprowadzających na rynek podrobione towary.
– Wszczęto 143 postępowania przygotowawcze i zabezpieczono podrobione wyroby oraz urządzenia do ich produkcji o wartości 8.415.439 zł.

Wpadki przemytników “podróbek”:
15.911 sztuk spodni Adidasa, Urząd Celny w Gdyni, czerwiec 1999 r.,
10.325 sztuk spodni dresowych Adidasa, UC w Białej Podlaskiej, wrzesień 1999 r.,
17.016 kompletów dresowych Adidasa, UC w Szczecinie, kwiecień 2000 r.,
160.000 sztuk żyletek Gillette i Du Pont, UC w Gdyni, wrzesień 1999 r.,
63.180 par obuwia dziecięcego Walt Disney Company, UC w Rzepinie, luty 2000 r.,
20.880 par obuwia sportowego Fila Sport, UC w Rzepinie, marzec 2000 r.,
14.400 sztuk koszul bawełnianych Levi’s, UC w Szczecinie, luty 1999 r.,
14.546 sztuk czapeczek Nike, UC w Poznaniu, marzec 2000 r.,
331.200 tubek kleju Gust-Pol, UC w Łodzi, kwiecień 2000 r.

Wydanie:

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy