Sicz w obronie Ziobry

Sicz w obronie Ziobry

W Sejmie rozegrała się bitwa nawiązująca do najlepszych tradycji sejmików szlacheckich Zeszłotygodniowe posiedzenie komisji regulaminowej nawiązywało do najlepszych wzorców parlamentaryzmu I Rzeczypospolitej i pokazało, że niektórzy posłowie PiS lepiej czuliby się w sarmackich kontuszach niż w zdradzających europejskie aspiracje garniturach. Co stało się jednak przyczyną ich rejtanowskiego zachowania? Zagrożenie niepodległości państwa polskiego? Groźba zniszczenia substancji narodowej? Bynajmniej. Posłowie PiS murem bronili swojego partyjnego kolegi przed wymiarem sprawiedliwości. Obrona ta jest konieczna, Ziobro bowiem zwleka, wbrew deklaracjom, ze zrzeczeniem się immunitetu. Trudno wyrokować, czy jest to spowodowane krótką pamięcią byłego ministra sprawiedliwości. Z pewnością nie jest ona najlepsza. Zbigniew Ziobro zapomniał bowiem, że rok temu gdy Sejm głosował nad uchyleniem immunitetu posłanki SLD, Małgorzaty Ostrowskiej, jasno deklarował, że immunitet powinien chronić tylko przed karami za nadużycie wolności słowa w czasie pełnienia obowiązków. W żadnym wypadku – według słów Ziobry – nie powinien chronić przed odpowiedzialnością za przestępstwa kryminalne. A zarzuty, jakie usłyszał Ziobro, są natury kryminalnej. Przekroczenie uprawnień, ujawnienie tajemnicy służbowej i złamanie ustawy o ochronie danych osobowych – takie trzy zarzuty chce postawić płocka prokuratura byłemu prokuratorowi generalnemu. Sam Ziobro śmieje się z tych zarzutów, wskazując, że ich postawienie „ośmieszyłoby prokuraturę”. Gorliwość partyjnych kolegów pokazuje jednak, że jest to dobra mina do złej gry. Jest ona o tyle zrozumiała, że cała sprawa w niezbyt korzystnym świetle stawia samego Jarosława Kaczyńskiego. Mamrotał: „Mówiłem to bratu” Na przełomie 2005 i 2006 r. prokurator Wojciech Miłoszewski przyjechał z Krakowa do Warszawy, aby przedstawić prokuratorowi generalnemu Zbigniewowi Ziobrze wyniki śledztwa w sprawie tzw. afery paliwowej. Bombą, która ostatecznie okazała się kapiszonem, miały być zeznania polityka PSL, Krzysztofa Baszniaka, wiceministra pracy w rządzie Waldemara Pawlaka. Baszniak oskarżył prominentnych polityków związanych z SLD o branie łapówek za kontrakty naftowe z Rosjanami. Ziobro z zaciekawieniem zapoznał się z rewelacjami Baszniaka, a następnie zakomunikował Miłoszewskiemu: „Jedziemy”. Okazało się, że celem podróży jest siedziba PiS przy ulicy Nowogrodzkiej, a konkretnie gabinet samego prezesa. Jarosław Kaczyński zapoznał się z aktami. „W połowie spotkania zaczął czytać zeznania Baszniaka. Były dość obszerne. Coś tam mamrotał pod nosem, raz rzucił głośno: Mówiłem to bratu”, relacjonował spotkanie Miłoszewski. Cały problem Ziobry i Kaczyńskiego polega na tym, że na przełomie grudnia 2005 i stycznia 2006 r. prezes PiS nie posiadał poświadczenia bezpieczeństwa uprawniającego do dostępu do informacji niejawnych. Premierem był wówczas nie Jarosław Kaczyński, lecz Kazimierz Marcinkiewicz, nazywany później gwiazdą kinderbalów. Co mówi regulamin Po utracie władzy przez PiS sprawy potoczyły się szybko. Spotkanie zostało opisane przez prasę, a prokuratura w Płocku zdecydowała się postawić Ziobrze zarzuty. Ten, jako człowiek honoru, obiecał, że nie będzie ukrywał się za immunitetem. Obiecał jednak, że zrzeknie się go dopiero po odbyciu sejmowej debaty nad wnioskiem o uchylenie immunitetu. W przeciwieństwie do byłego wiceministra zdrowia, który zrzekł się go od razu. Nie chciał stracić kolejnej możliwości popisania się swoimi niewątpliwymi talentami krasomówczymi. W tym miejscu, aby zrozumieć, co wydarzyło się w Sejmie, nie sposób obejść się bez regulaminu Sejmu. Wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności posła Ziobry został złożony w Prezydium Sejmu 9 lipca. Dalszą sekwencję zdarzeń określa w tej sytuacji art. 133 regulaminu Sejmu. Ustęp 1 tego artykułu mówi, że po złożeniu wniosku Prezydium Sejmu przekazuje go do rozpatrzenia przez Komisję Regulaminową i Spraw Poselskich. To właśnie posiedzenie tej komisji stało się sceną zeszłotygodniowego spektaklu. Całe zamieszanie spowodowane było przepisami zawartymi w ustępach 2 i 3: „Komisja powiadamia posła, którego wniosek dotyczy, o treści wniosku oraz terminie jego rozpatrzenia przez Komisję. Poseł, którego wniosek dotyczy, przedstawia Komisji wyjaśnienia i własne wnioski w tej sprawie w formie pisemnej lub ustnie”. We wtorek przybycie stuosobowej grupy posłów PiS uniemożliwiło komisji rozpatrzenie wniosku. W efekcie komisja postanowiła odroczyć rozpatrzenie sprawy do września. Z postępowaniem tym nie zgodziło się Prezydium Sejmu, uznając ugięcie się przed obstrukcją poselską za niebezpieczny paradoks. Komisja zebrała się w środę, również w obecności przeszło setki partyjnych kolegów Ziobry.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 31/2008

Kategorie: Kraj