Się

Się

02.10.2016 Warszawa Nagrody Literackie NIKE 2016 N/z Bronka Nowicka fot. Tomasz Urbanek/East News

Bronkę Nowicką trawi obsesja automatyzmu naszej egzystencji Publiczność literacka trawi właśnie tomik 44 mikroesejów Bronki Nowickiej „Nakarmić kamień”. I to jest osobna przyjemność. Poezja czysta, skondensowana. Tylko czy myśmy już czegoś podobnego nie trawili kilka dziesiątków lat wcześniej? Skrzydlata statuetka i suma 100 tys. zł przypadły debiutantce (rocznik 1974), ale tylko literackiej. Bo ta radomszczanka, absolwentka łódzkiej Filmówki i krakowskiej akademii sztuk pięknych z sukcesami reżyserowała już w teatrze, choćby w Częstochowie. Dla telewizji robiła przez dwa sezony reality show „Superniania”. Spełniała się też w najnowszych technikach audiowizualnych – do działań artystycznych potrafiła zaprząc nawet tomograf. I cały czas kołysała w sobie przekonanie, że odgrywa w życiu rolę napisaną przez kogoś innego. Temu przekonaniu dała upust w literaturze. Katalogowanie obsesji Bronka Nowicka dostała nagrodę za katalogowanie obsesji. Wychwyćmy te, które wydają się notoryczne. Bronkę trawi obsesja automatyzmu naszej egzystencji. Weźmy ciało – radzi sobie doskonale bez naszych instrukcji: „…samo się oddycha i samo śpi, oczy wiedzą, co robić, by się zamknąć”. Co poetka puentuje gorzko: „W zasadzie jesteś sobie potrzebna prawie do niczego”. Więcej – to, co dookoła nas, też rozgrywa się jakby samo z siebie. Najmniejszy drobiazg, który zazwyczaj mamy na wyciągnięcie ręki, wie, co do niego należy: „Ubrania nie wstają z podłogi, tylko buty tępo wchodzą na gołe stopy i przygniatają się piętami. Grzebień decyduje, że i on zrobi swoją robotę w imię jakiejś symetrii, bo skoro nagi człowiek ma buty, to powinien też od góry kończyć się ładem. Grzebień wie, jak zmusić rękę, żeby dała się opluć i przejechała ojcu po głowie. To wiele ułatwia”. Łatwo tym rytuałom ulec, łatwo się w nie wpasować bez reszty. I wtedy to nie Bronka – jeżeli wolno tak od razu przejść na ty z podmiotem lirycznym – idzie, siada, nawet myśli. Po prostu – jest siadane, jest myślane. A Bronka najwyżej przy tym jest. My sami służymy do wypełniania rytuałów, które ktoś znacznie wcześniej wymyślił, a inni podchwycili, oszlifowali, wprowadzili w obieg. My tylko się dostosowujemy, od rana do wieczora chodzimy jak woły w kieracie. Choć lubimy o sobie myśleć odwrotnie: jacy to my oryginalni, niepowtarzalni, jedyni. Nie! Wszystko, czym jesteśmy, już dawno zostało za nas zrobione. Trochę o ten automatyzm zatrącał swego czasu Edward Stachura, obracając zaimek zwrotny się: „Się patrzy w ogień zwyczajnie naturalnie, się nie tęskni, się nie dyszy w kosmos nieprzenikalnie, się nie lęka się poczytalnie i niepoczytalnie, się nie cierpi w proch ścieralnie, w ruinę, w obłęd obracalnie”. Znaczy – nic nie robimy sami z siebie, wszystko powtarzamy. Literaturoznawcy pisali przy tej okazji o „pułapce się”. Kolejna obsesja – dzieciństwa, które nie może się skończyć. Bronka jest dorosła, czas przybrać jedną czy drugą formę, stosowną dla damy w jej wieku. A ona nie i nie. Ledwie zamknie oczy, już widzi siebie z warkoczykami, jak stoi w ogrodzie i chłonie. „Wie: chce wszystkiego. Wie też – nie dosięgnie go bez poznania każdej rzeczy osobno. Takiego ogromu nikt nie przepuści przez młyn rąk i zmysłów. Niemożliwe”. Temu „Niemożliwemu” dedykowany jest zresztą cały tomik. Już Gombrowicz wiedział, że nie warto bywać koniarzem czy kobieciarzem, bo to nas limituje. O wiele korzystniej bywać tym, co akurat zaciekawia. To gwarantuje bez porównania więcej wrażeń. Bronka idzie tym śladem: „Postanawiam, że nigdy nie będę kobietą. Jeżeli nawet wyrżną mi się piersi – z czasem wylecą, jak mleczne zęby”. Następna obsesja – wszystko powtarzamy po umarłych. Nawet więcej, to my ich uruchamiamy, każąc im mówić słowami pozostawionych przez nich książek. Wspominając, że byli, że czegoś tam dokonali, wywołujemy ich z niebytu. Codziennie po trochu. „Trzeba im czyścić buty. Lizać za nich znaczki i wysyłać listy, które do nas nie dochodzą. Nie pomyślą, czego nie pomyślimy za nich, więc myślą o nas naszymi myślami”. Wrażenie, że kilkoro nas, żywych, dzieli ten świat z tłumem umarłych, wraca raz po raz. Oto Kisiel pisał pół wieku temu: „Żyjemy przecież ciągle otoczeni symbolami śmierci, ciągle korzystamy z dzieł ludzi umarłych: mieszkamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 42/2016

Kategorie: Kultura