To się musi skończyć krachem

To się musi skończyć krachem

Wizja Polski braci Kaczyńskich całkowicie nie przystaje do czasów, w których żyjemy. Im szybciej się to rozwali, tym lepiej dla Polski Kazimierz Kutz – Co pana jeszcze pociąga w polityce? – To jest dobre pytanie dla mnie, bo co by nie mówić, jestem przede wszystkim reżyserem. Ale połowa pracy poważnego reżysera to praca analityka: kiedy chcę wyreżyserować Czechowa, muszę przeanalizować czas i miejsce sztuki, bo to ma wpływ na osoby, charaktery ludzkie, dramaty, które powstają. Takie patrzenie stało się moim umysłowym zboczeniem, ja na wszystko patrzę jak reżyser. I to sprawia mi właśnie przyjemność w polityce. – Dlaczego? – Bo stoję w środku współczesnych wydarzeń, tego tygla, w którym toczy się walka. W tym wszystkim jest ta umęczona Polska, która z opóźnionym zapłonem zmierza jednak we właściwym kierunku. – Pytam o to wszystko, bo zastanawiam się, czy nie ma pan dość polityki. – Nie, polityka będzie zawsze ciekawa, a teraz nawet bardziej, bo zaczynają ciążyć nad krajem osobowości braci Kaczyńskich, napisanych przez historię ostatnich kilkudziesięciu lat. To, co oni proponują, jest z inspiracji marszałka Piłsudskiego i przypomina jego program sanacyjny. Kaczyńscy są teraz w natchnieniu, bo dokonują dzieła, do którego przygotowywali się przez całe życie. Moim zdaniem, jest to także konsekwencja haniebnego wyeliminowania z gry wyborczej Włodzimierza Cimoszewicza. Gdyby Platforma Obywatelska nie zmontowała sprawy Jaruckiej, Prawo i Sprawiedliwość nie miałoby upoważnienia do brutalnego atakowania Tuska przy pomocy Kurskiego. Mówiąc metaforycznie, jest to zemsta Cimoszewicza zza grobu. – No dobrze, a tymczasem połowa Polaków nie poszła do wyborów. – To prawda, Polacy są dramatycznie przepołowieni. To powinno być wskazówką dla światłych polityków. Bo proszę sobie wyobrazić, że dochodzi do nowych wyborów i jeszcze więcej ludzi poprze opcję ojca Rydzyka i Leppera; to byłaby klęska. Ale w każdym społeczeństwie ludzi świadomych tego, gdzie żyją, jest około 30%. O pozostałą część, zwaną bagnem, walczy się podczas kampanii wyborczej, obiecując to, co ludzie chcą usłyszeć. I w tej walce wygrało PiS, bo miało mniej skrupułów w sięganiu po władzę. Aby było lepiej, musi być najpierw gorzej – Przed laty, podczas rządów Akcji Wyborczej Solidarność, mówił pan, że Polsce potrzebna jest zmiana pokoleniowa, żeby mogło być lepiej. Tymczasem powyborczy krajobraz wcale tego nie zapowiada: jest raczej gorzej. Szykuje się ciemnogród, klęska gospodarcza, kompromitacja na arenie międzynarodowej. – Nadal uważam, że zmiana pokoleniowa jest potrzebna, a nawet konieczna, a to, co się teraz dzieje, jest elementem tego procesu, o którym mówiłem kiedyś. Rządy braci Kaczyńskich muszą się skończyć krachem, ponieważ ich wizja Polski całkowicie nie przystaje do czasów, w których żyjemy. Im szybciej się to rozwali, tym lepiej dla Polski. W związku z tym trzeba im dać wszystko, by tak się stało. Ale w tym układzie ogromnie ważna będzie rola Platformy Obywatelskiej, która powinna być twardą opozycją i nie dać się wciągnąć w grę. – I naprawdę sądzi pan, że oddanie całej władzy Kaczyńskim to dobry pomysł, by coś w Polsce zmienić? – Tak, ponieważ klęska tej koncepcji musi się dokonać w walce. Rzecz polega na tym, że w Polsce wszystko odbywa się na zasadach turnieju. Ostatni pięcioletni turniej przegrali postkomuniści. Ale pojawił się Wojciech Olejniczak i jest szansa, że zbuduje inną, lepszą lewicę. Teraz przyszedł czas na naszą marną prawicę, żeby na jej zgliszczach powstała bardziej europejska prawica. Po doświadczeniu rządów braci Kaczyńskich ludzie o poglądach prawicowych już nigdy nie będą sięgać do ich ideologii i metod. Moim zdaniem, bracia Kaczyńscy po mistrzowsku zniechęcą do siebie wyborców. – Ale zanim to się stanie, czeka nas gehenna rozliczeń. Nie martwi to pana? – Owszem, Kaczyńscy mają bardzo silną potrzebę zemsty i będą chcieli jej dokonać na ludziach lewicy, którzy, ich zdaniem, nieprawidłowo się wzbogacili. Przy takiej władzy, jaką mają, może to być rewolucja, gdyż będzie im łatwo manipulować parlamentem, wydawać dekrety, rządzić za pomocą układu prezydenckiego. To jest ich opętanie. Ale przecież na to wszystko będzie patrzyło społeczeństwo i z tego mogą wyniknąć pewne fakty społeczne. Nie wiadomo jakie. Być może powstaną nowe organizacje społeczne, które przeciwstawią się przeprowadzaniu sanacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 45/2005

Kategorie: Wywiady