Bo się zakochałem, towarzyszu

Bo się zakochałem, towarzyszu

Odłóżmy na bok wielką politykę, bo warto napisać parę słów o sprawach ludzkich. Zmarła Juan-juan Go-Góralczyk, żona Zdzisława Góralczyka, byłego ambasadora Polski w Chinach. Jej życie i związek z młodym Polakiem studiującym w Pekinie to gotowy scenariusz filmu. O Polsce Ludowej, o komunistycznych Chinach i o małżeństwie. Zacznijmy od Polski. Jest rok 1953, kwitnie stalinizm, a w liceum pedagogicznym w Siedlcach wyróżnia się 17-letni chłopak, urodzony w niedalekiej Koszewnicy, działacz Ludowych Zespołów Sportowych Zdzisław Góralczyk. Partia patrzy na niego, jego słuszne chłopskie pochodzenie i – po perypetiach – kwalifikuje na studia do Pekinu. Czyli na końcu świata. Pekin nie wyglądał tak jak dziś, miasto otaczały mury obronne (dziś w ich miejscu zbudowana jest jedna z obwodnic), nie było wysokich budynków, wzdłuż i wszerz ciągnęły się kwartały hutongów. Luksusów nie było. Najpierw, przez pierwszy rok, studenci musieli nauczyć się chińskiego, potem mogli podjąć studia. Góralczyk trafił do Instytutu Handlu Zagranicznego. Wtedy poznał przyszłą żonę, Juan-juan Go, pochodzącą z Suzhou, z rodziny lekarzy. To Suzhou jest ważne, bo w Chinach panuje przekonanie, że stamtąd wywodzą się najpiękniejsze dziewczyny. W roku 1956 młodzi byli już zdecydowani na ślub. Ale nie było to proste. Przepisy chińskie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 24/2016

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany
Tagi: Attaché