W sieci Wielkiego Brata

W sieci Wielkiego Brata

Cnotą stały się brak wstydu, obłuda i umiejętność manipulowania innymi Ostatni tydzień był nerwowy. Pieniądze — 500 tys. złotych, takie jeszcze nierealne przed trzema miesiącami, przybliżyły się niemal na wyciągnięcie ręki. Sękocińska klatka, w której spośród 12 uczestników zostało w czwartek wieczorem już tylko troje, kipiała emocjami. Gosia z trudnym do ukrycia fałszem, pocieszała po raz szósty nominowaną Alicję: “Po co cię męczą, mogliby ci urządzić fajne pożegnanie i już”. Alicja prawie przestała przesiadywać z pozostałymi mieszkańcami na kanapie. Już nie udawała, że nie słyszy ciągłego obgadywania za jej plecami. Manuela albo na wszystkich się obrażała, albo „pierdzieliła wszystko”, albo zalewała się łzami. Koniec zabawy, udawania luzu. Ocaleni przed wcześniejszymi nominacjami przestali śpiewać swój brotherowski hymn: „Sześć facetów, sześć towara / To żadna dla nas kara / I jeden cel tylko mamy / Wygramy, wygramy, wygramy”. “Towara” w słownictwie Manueli znaczy “kobiety”. W czwartek wieczorem po kilkugodzinnej, przedłużającej się walce Alicji z Manuelą, odpadła z rywalizacji ta pierwsza. Fani Manueli zmobilizowali się w ostatniej chwili, tuż przed krytyczną dla wyjścia z domu “BB” godziną 21. Możliwe, że miała na to wpływ przeprowadzona godzinę wcześniej dyskusja mieszkańców domu na temat rywalizacji. Manuela potraktowała to zadanie Wielkiego Brata jako ostatnią szansę zaprezentowania swej bezinteresownej miłości do wszystkich. Alicji natomiast wysiadły nerwy i w pewnej chwili nazbyt zdecydowanie zaprotestowała przeciwko zagłuszaniu jej. To nie mogło się podobać po drugiej stronie ekranu… Wyraźnym faworytem stał się Janusz. Ja mówię: won W ostatnich dniach coraz częściej wskazywano na Janusza. Dr hab. Maciej Mrozowski z Instytutu Dziennikarstwa UW uważał, że byłby to wybór krzepiący, gdyż najstarszy uczestnik spektaklu budzi zaufanie. I zaprzeczenie zasady, która wydaje się obowiązywać w tym programie: gorsza moneta wypiera lepszą. Ale pod względem komercyjnym atrakcyjniejsza była Alicja. Zwycięstwo Manueli miało natomiast świadczyć, że górą jest populistyczna głupota. Jaki jest poziom tych, tych, którzy w niedzielę podnosili słuchawkę telefonu, aby oddać głos na zwycięzcę, świadczą czaty w Internecie. Oto próbki dyskusji o „BB” w dosłownym brzmieniu, choć już bez błędów ortograficznych. – Big-sradel, takiej kaszany jeszcze w telewizji nigdy nie widziałem. – Manuela jest zarombiasta. – Jestem pełna podziwu dla tych ludzi. Bez telewizji dostałabym świra. – Czy jest kamera w muszli klozetowej? – „BB” to najlepszy program w TV. Nie wyobrażam sobie dnia bez obejrzenia „BB”. – A jak na końcu zostaną sami chłopi, to mogą jeb…. pedzia, po to tam jest. – Za trzy tygodnie wszyscy zaczną się bzykać w salonie razem i na to czekam. – Sebastian to wsiór. – P… wasza mać w… p… one s…. syny. Alicja, ty szmato spod weneckich latarni. TVN to starzy przepierdalacze. – Alicja naprawdę daje d… Jak jest proszona do pokoju zwierzeń, to tylko po to, aby ją wyd…. A może to jakaś znajoma kierownika? Chcę, żeby wygrał Janusz. – Gosiaczek won z „BB”. Podrywać młodych chłopaków i liczyć, kiedy jaka dziewczyna miała okres. Gosia to podstępna fałszywa żmija. – Nie wiem, czy ktoś zauważył na Canal Plus niebieskim w czwartek, kiedy Gulczas powiedział, jak słyszał, że operatorzy krzyczeli do Alicji: pokaż p… Czatujący mają duchowych krewnych wśród amatorów obwoźnego „Big Brother”. Samochód TVN z kamerami rejestrującymi reakcje widzów krążył po całym kraju, zwłaszcza upodobał sobie małe miejscowości. Wpychały się całe rodziny: w czerwonym fotelu wyfiokowana zazwyczaj mama, za nią stojący ojciec, dzieci na poręczach. Wszyscy spoceni, z tłustymi włosami, lepiej, by się nie uśmiechali, bo widać, że nie chodzą do dentysty. Inny zestaw to pryszczate małolaty. Wszyscy upojeni władzą, jaką daje im telewizja. Rozognieni wymieniają imię uczestnika programu i krzyczą do kamery: „X, won” (czasem brzmi to: wont). Całej Polsce udzielił się szał tak zwanych nominacji. W przedszkolu w Tychach dzieci bawią się w „Wielkiego Brata” przy aprobacie opiekunek. Ustawiły w sali drewniany domek i co jakiś czas zarządzają nominację. Kto jest nielubiany, musi odejść. Podobnie na wsi pod Łodzią, gdzie bezrobotni urządzili

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 25/2001

Kategorie: Obserwacje