Droga od hejtu w sieci do przemocy fizycznej jest krótka Joanna Grabarczyk – koordynatorka kampanii HejtStop Walczy pani z mową nienawiści już kilka lat, coś panią dzisiaj jeszcze zaskakuje? – Niestety tak, nagle okazuje się, że na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, a więc w miejscu, gdzie przebywają tysiące turystów, osoba inaczej wyglądająca jest w miejskim autobusie szturchana i publicznie obrażana. I nikt nie reaguje. W centrum stolicy, która jak na warunki naszego kraju jest miastem wielokulturowym, mamy do czynienia z przyzwoleniem na nienawiść. Trzy tygodnie temu otrzymałam wiadomość od znanego działacza na rzecz wolności obywatelskich z południa Polski, że ktoś mu grozi śmiercią. Rośnie fala nienawiści? – Obserwujemy niepokojący proces, coraz więcej osób jest narażonych na przemoc słowną. Widać bardzo duży ładunek mowy nienawiści wymierzonej w uchodźców, których w Polsce jest jeszcze niewielu. Osoby mające nieuregulowany status pobytu jako ofiary przemocy nie są w stanie się bronić czy szukać wsparcia w instytucjach państwowych. Ten problem będzie narastał. Coraz częściej wskazuje się na hejterstwo jako zjawisko społeczne. Z drugiej strony mówi się o pewnej konwencji dyskusji i rozmów w Polsce. Czy mamy do czynienia z nieuświadomioną nienawiścią? – Wiele osób używa słowa hejt, ale nie do końca w dobrym kontekście. Hejtowanie, mowa nienawiści, obrażanie ludzi to nie to samo co negatywne wypowiedzenie się w kulturalny sposób na temat tego, co nam się nie podoba. Należy rozgraniczyć krytykę i mowę nienawiści, która dyskryminuje i pozbawia godności innych ludzi. W Polsce przyjęto, że mowa nienawiści dotyczy tylko kilku wskazanych grup. W Kodeksie karnym wyróżnia się np. przynależność narodową, etniczną, rasową, wyznanie, ale moim zdaniem, każda osoba, bez względu na to, kim jest, jako ofiara przestępstw z nienawiści zasługuje na ochronę. Ta lista powinna być poszerzona o osoby LGBT, ale i osoby starsze, które bardzo często padają ofiarą mowy nienawiści. Na nasze babcie i dziadków w internecie spływa gigantyczne szambo, tylko dlatego że to starsi ludzie. Przyzwolenie na słowną agresję Osoby stosujące przemoc słowną powołują się na wolność słowa, która – ich zdaniem – stanowi dobre usprawiedliwienie. Czy jest granica precyzyjnie oddzielająca mowę nienawiści od negatywnej oceny? – Jeśli ktoś powiedział np., że wszyscy Cyganie to złodzieje albo że czarni są głupi, to mamy do czynienia z przejawem dyskryminacji. Jest znacząca różnica między sytuacją, gdy ktoś mówi coś niemądrego i nazywamy go głupkiem, a tym, że ktoś łączy głupotę z pochodzeniem czy kolorem skóry. Przeglądając fora internetowe, zastanawiam się, czy osoby, które używają konkretnych słów, posługują się nimi także w domu, w stosunku do najbliższych. Wielu osobom wydaje się, że słowa to nie przemoc, ale droga od tego, co mówimy, do przemocy fizycznej jest krótka. Oczywiście nie zawsze przemoc z internetu przenosi się na ulicę, ale to nie oznacza, że powinniśmy ją bagatelizować. Dwie trzecie członków naszego społeczeństwa korzysta z internetu i dla nich nie ma różnicy, czy ktoś im powie na ulicy, że ich zabije, czy zrobi to w internecie. Warto o tym pamiętać zwłaszcza w wypadku dzieci, które nie wyobrażają sobie życia poza siecią. Podział na online i offline jest nieprawdziwy, mamy jedną rzeczywistość. Cyfrowa przestrzeń wymaga uregulowania prawem, tak żebyśmy mogli czuć się w niej bezpiecznie. Tymczasem przemoc w sieci się bagatelizuje na zasadzie, że ktoś coś chlapnął i nie ma powodu do robienia hałasu. – To niedopuszczalne, zwłaszcza gdy przychodzi do nas dziecko, które jest szykanowane w sieci, bo ktoś np. wyciągnął jego nagie zdjęcia albo grupa rówieśnicza stosuje wobec niego przemoc. Najgorszą odpowiedzią, jakiej możemy wtedy udzielić, jest stwierdzenie, że to nie ma żadnego znaczenia. W internecie nic nie ginie. Nawet gdy nasze dziecko zmieni szkołę, wystarczy link do strony, żeby ponownie zgotować mu piekło. Ktoś może powiedzieć, że przecież dzieciaki w ten sposób żartują. – Zapytajmy wobec tego, czy gdyby powiedziano temu komuś takie słowa w twarz, to też potraktowałby je jako niewinny żart albo przejęzyczenie. A co, jeśli młody człowiek powie, że np. słyszał Wojewódzkiego, który obrażał Ukrainki, albo przemawiających w Sejmie polityków? Skoro im wolno, to dlaczego nie wszystkim? – Mamy coraz większe przyzwolenie społeczne na słowną agresję. Coś, co jeszcze kilka lat temu zdarzało się dużo rzadziej, dziś pojawiło się
Tagi:
Kacper Leśniewicz









