Mamy do czynienia z ludźmi więcej niż odtrąconymi – z oszukanymi, wzgardzonymi, upokorzonymi Jacek Santorski – psycholog zdrowia, społeczny i biznesu. Trener i dyrektor programowy Akademii Psychologii Przywództwa, mówca, konsultant, coach, mentor, współwłaściciel – z Dominiką Kulczyk – Grupy Firm Doradczych Values. Spora część polskiej polityki po 1989 r. była kształtowana przez niepokój środowisk o poglądach liberalnych i lewicowych, że grozi nam Polska prawicowa i konserwatywna. Mieliśmy dwa takie epizody, które były ostrzeżeniem, a teraz zapowiada się, że to może być na dłużej. Dla wielu osób to jak realizacja złego snu… – Odkąd pamiętam, miałem takie troski i niepokoje, patrząc na rodzimych populistów i „narodową” prawicę. Myślałem: oto objawia się nasza polska paranoja. Natomiast przez lata nie docierała do mnie refleksja o skali i głębokości zjawisk, o tym, jak wielu Polaków jest na „nie” wobec sposobu, w jaki budujemy kapitalizm i demokrację. Jakbym temu przed samym sobą zaprzeczał. A może, żyjąc w enklawie terapeutyczno-inteligencko-opozycyjnej, nie miałem kategorii, języka, by to wyrazić, narzędzi poznawczych. Potem przeniosłem się z tej enklawy do świata przedsiębiorców, a w poprzedniej byłem postrzegany niemal jako zdrajca. Też miałem do ciebie mały żal, że uciekasz w biznes, zamiast leczyć dusze ludzi. To był jakiś znak, co się z nami dzieje. A może już wtedy trochę ci zazdrościłem? – W sumie chyba nie było czego. Owszem, odkryłem w sobie zamiłowanie do przedsiębiorczości, ale bardzo wiele straciłem, zanim odzyskałem równowagę, by dziś „być kimś” w biznesie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że żyję – pomimo trudności – tylko po jednej stronie polskiej rzeczywistości. A po drugiej stronie są zjawiska, które nazywałem konserwatyzmem, zakłamaniem, biernością, wrogością, podatnością na populizm. Nie myślałem, że może to stan ducha ludzi, którzy czują się oszukani, zrozpaczeni. Dzieląc się ostatnio tą samokrytyką, narażam się na etykietki. Na Tweeterze ktoś mi napisał ze wzgardą: „O, Santorski się ocknął. Od 25 lat rządzi tu układ z Magdalenki, a on dopiero teraz łaskawie to zobaczył”. Rzeczywiście, przyznaję, ocknąłem się. Ale nie zobaczyłem „układu z Magdalenki”, tylko ciąg historycznych i społecznych wydarzeń i zaniedbań. I że to wystarczyło, by taka „paranoiczna” wizja jak „układ z Magdalenki” mogła trafić na podatny grunt i się rozwinąć, drenować dusze i docierać do młodych przez opowieści i relacje rodzinne. Wychodzi mi, że to ok. 10 mln polskich rodzin, czyli mniej więcej połowa Polaków. Dziś dzięki internetowi i hormonom młodości „w imię rodziców” pokazują nam fucka. Klincz polityczny Ich rodzice bez trudu przyjęli spisek smoleński, a oni zamach na lasy państwowe. – Bo to się wpisuje w „narrację odrzuconych”. Dzięki osiągnięciom psychologii społecznej wiemy, że pewne elementy opowieści, w których się odtwarza obrazy świata, ciągi zdarzeń, związane z nimi symbole i rytuały, mają wielką moc kształtowania świadomości i wpływu na zachowania ludzi. Najnowsze koncepcje psychologii poznawczej mówią, że nasza wyobraźnia i świadomość to suma różnych historii, które sobie opowiadamy. Mamy więc miliony polskich rodzin przesiąkniętych opowieściami o krzywdzie, rozczarowaniu i oszustwie. Ci ludzie, ich otoczenie, zwłaszcza ich dzieci, teraz nastolatki, stają się podatni na skrajne widzenie świata. Mają także skłonność do wyciągania skrajnych wniosków z tego, co się dzieje w życiu społecznym i w polityce. Mówiąc językiem psychologicznym, są to zwykle ludzie o „niskiej złożoności poznawczej”, czyli mają skłonność do stereotypizacji zjawisk społecznych i politycznych. Byłeś w Radzie Gospodarczej premiera Tuska, to chyba też było ważne doświadczenie. I co doradziłeś? – Szybko się zorientowałem, że nie mogę wiele pomóc. Myślałem, że udowodnię, że Platforma „nie ma wizji”. I że rząd uprawiał tylko rzemiosło przetrwania gospodarczego (co w obliczu światowego kryzysu było w sumie wielkim wyzwaniem). Głównym powodem tej niemocy i bierności, która zmienia się w nawyk urzędniczy, był fakt, że koalicja rządząca miała tak małą większość parlamentarną, że nie była w stanie przeprowadzić działań, które byłyby dla społeczeństwa bolesne, czasowo niewygodne albo trudne do zrozumienia. Zabrakło więc przewagi liczebnej i odwagi, umiejętności podejmowania ryzyka, a w finale mocy politycznej. Wiem, o czym mówię, od 20 lat zajmuję się w firmach tzw. zarządzaniem zmianą. Zobaczyłem, że duża grupa menedżerów „rządowych” nie radzi sobie ze stagnacją, ludzie trzymają się status quo, ugrzęźli w stereotypach myślenia










