Skazani na Riedla

Skazani na Riedla

Ludzie z pacyfkami mówią, że był jednym z nich. Lukru, jaki oferuje dzisiejsza popkultura, nie kupią Już lecą napisy, ale nikt nie wstaje. „Jeśli go nie znałeś, nie żałuj, bo przyjaciela straciłbyś”, miga w rogu ekranu fragment koncertu. – Widziałaś ten koniec? Prawdziwego Rysia? Nie był taki niechlujny men – Gola Riedel uśmiecha się, przywołując jakieś wspomnienie. Z filmu Kidawy-Błońskiego „Skazany na bluesa” czy z życia? – Albo ta scena ze ślubu. Na ślub Rysio spóźnił się dwie godziny, ale na pewno nie przyszedł w trampkach… Rzadko można zobaczyć Riedla w telewizji. Czasem w nocy. Niektórzy mówią, że jest niemedialny z tymi czarnymi lukami miedzy zębami. Ale on, typowy hipol, twierdził, że od szczotkowania zdziera się szkliwo. Nie wyobrażał sobie, że jacyś panowie w garniturach od show-biznesu zaprowadzą go do protetyka. Jerzy Linder, fotograf Dżemu, nieraz na zdjęciach korektorem domalowywał te zęby. Każda opowieść o Riedlu jest spowita w narkotyczną legendę. Jak na głodzie siedział na klopie i leciało mu ze wszystkich stron, jak czuć było herę, gdy się wciągało powietrze z Ryśkowej harmonijki… Media pokazują Riedla jako narkomana, który śpiewał. Ludzie mówią, że to był wokalista, który brał. Zresztą do końca nie wiadomo, czy więcej zapatrzonych w niego fanów wciągnął w dragi, czy przestrzegł. Grupki wychodzą z kina w milczeniu. Co jest w tym chudym facecie w przepoconym podkoszulku, który śpiewa teksty czasem banalne do granic wstydu, a ludzie, tacy jak Paweł Majewski z Sochaczewa, piszą z nich matury? – A znasz jakiś kawałek Dody Elektrody? – pyta Jan Skaradziński, biograf Ryśka. – Ja też nie, a zobacz, jaka gwiazda. To, co się zdarzyło z Riedlem i kulturą masową, gdzie się zaroiło od Dod Elektrod i postaci, które nieważne, że śpiewają, ale ważne, że jest Radek Majdan i czerwone włosy, sprawiło, że muzyka Dżemu stała się jeszcze piękniejsza, niż była kiedyś. Bo ludzie nie są głupi. Wrażliwi dostrzegają ten kontrast. Riedel zmarł w lipcu 1994 r. „Pobożny” ksiądz, który mówił, że zna się na rzeczy, bo pracował z młodzieżą, sprawdził w notesie, ile razy Riedlowie nie wpuścili księdza po kolędzie. Łaskę zrobił, zgadzając się przyjść na cmentarz, bo Rysio śpiewa o tym, że nie wierzy w Boga. Pewnie na największym odpuście w parafii nie widział takich tłumów… Ze mnie nie jest zwykły men Blok jak każdy w Tychach. Do szyby okna na trzecim piętrze przyklejają nosy dwa czarne koty. Co trasa, to Rysiek stawał w drzwiach z jakimś zbłąkanym kotem. W szufladach zostało trochę smutnych listów od fanek – o złych ojcach, szkolnych miłościach… „Rysiek, jak nie odpiszesz, popełnię samobójstwo”. Na półce niewiele płyt. Magnetofon już nie wyje o 2 w nocy. Karolina zakłada walkmena, a Bastek założył rodzinę i wyprowadził się z domu. Miał czasem pretensje do matki, gdy mówiła: „Wyłącz to”… Gosia Riedel, Gola, nie katuje się Dżemem. I nie rozczula. – Nie muszę Rysia słuchać, żeby sobie przypominać. To tak, jakby Rysio wyszedł po fajki i ulotnił się na kilka dni. Jak zwykle. Tylko jednego jej brakuje. Tych rozmów. Takich prostych. Wracała z pracy, siadała w fotelu przed telewizorem i patrzyli z Rysiem na „Dziennik”, a on łapał spikera za słówka. „Gola, zobacz no…” i zaczynała się rozmowa. Miał jakiegoś czuja, jakby wiedział, gdzie jest zdrada. Potem cisza. Znów Rysia coś zafrapowało. Znów dialog. Potem film. „Zobacz no, Gola, jak ten facet brwią ruszył”, „zobacz no, jak tu solówka wchodzi”. – Uczyłam się przy nim obserwować. Teraz wszystko tak spływa po mnie. Czasem czuję się jak baba, wysłowić nie potrafię – może takiego normalnego Rysia w fotelu brakuje jej trochę w „Skazanym na bluesa”? Po zmęczonej twarzy Goli znać, że Rysio to nie był zwykły men, co wstawał o 7 rano do roboty. Na szyi medalion Dżemu na grubym łańcuchu. Dwa razy przez te dziesięć lat go zdjęła i zawsze przytrafiało się coś niedobrego. Jakby Rysiek nie chciał. – Przecież wiedziałaś, w co się pakujesz? – pytam. – Inny men nie wchodził w grę – ucina. – Miałam 15 lat, jak zerwał z Ulą i zaczął do mnie przychodzić. Mama pytała: „Wy coś planujecie?”. Rysiek: „Co ty, Gosia Uli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 37/2005

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka