Naszą filozofią jest, żeby nikogo nie zostawić w tyle. Mamy widownię lepiej i gorzej wykształconą, ale każdy widz jest dla nas tak samo ważny Rozmowa z Niną Terentiew, dyrektorem Programu II TVP – Gratulacje! Spośród wszystkich talk-show emitowanych w polskich telewizjach pani “Bezludna wyspa” ma najwyższą oglądalność! – “Bezludna wyspa” idzie w telewizji już siódmy rok i, szczerze mówiąc, jestem mile zaskoczona, że widzom się nie znudziła. – A pani? – Kilka razy miałam ochotę zmienić ją na jakiś inny program. Ale w każdej prawdziwej telewizji obowiązuje żelazna zasada: niezależnie od tego, jak bardzo aktorowi serialu czy też prowadzącemu program znudziła się wykonywana praca, dopóki widzowie nie powiedzą: “Nam się nie znudziło”, męka twórcza musi zostawać w domu. Lubię więc swoją “Bezludną Wyspę”. Zresztą, ja właściwie całe życie robię ten sam program, tzn. w pewien określony sposób, który jednym się bardzo podoba, a drugim nie, rozmawiam z ludźmi, którzy mnie samą interesują, których lubię i cenię. Czy to był “XYZ”, czy “Godzina z…”, czy “Bezludna wyspa”, zmieniają się okoliczności, dekoracje, natomiast nie zmienia się istota rzeczy. – Czyli miła rozmowa z miłymi, znanymi ludźmi… – Są tacy, którzy uważają, że jestem zbyt miła, że nie ma drastycznych, ostrych pytań, sięgających człowiekowi do wnętrza jego duszy. Nie robię tego świadomie, bo nie chciałabym, żeby ktoś ze mną w ten sposób rozmawiał. A ponadto hołduję zasadzie Madonny, która kiedyś powiedziała: studio telewizyjne to nie konfesjonał, dziennikarz to nie ksiądz, a publiczność nie Pan Bóg. – Publiczność lubi czuć się Panem Bogiem… – W tak zwanym talk-show, moim zdaniem, chodzi o to, żeby bawili się i goście w studiu, i widzowie przed telewizorami. A nie o to, żeby kogoś wyspowiadać ze zdrady małżeńskiej, albo zmusić, by przyznał się do spraw, które starannie ukrywał całe życie i które go bolą. Tej zasadzie jestem wierna i, myślę, w tym tkwi również tajemnica sukcesu “Bezludnej Wyspy”. – Czy zaprosiłaby pani do programu osobę, której pani nie lubi? – Nie, bo źle bym się z nią czuła, a ona ze mną. Co więcej, nie zapraszam osób, które się wzajemnie nie lubią, żeby nie tworzyć niepotrzebnego napięcia. – Tomasz Raczek napisał kiedyś, że jest pani mistrzynią znieczulenia. – Jeżeli przychodzi na przykład do studia ktoś, kto do niedawna uchodził za wzór męża i ojca, ale ostatnio zostawił rodzinę, to gdyby ten ktoś przez cały program bał się, że go o to zapytam i zastanawiał się, jak będzie mi się tłumaczył, to pewnie na żadne inne pytanie nie odpowiedziałby swobodnie i szczerze. Natomiast znieczulenie, poczucie bezpieczeństwa i pewności, że z mojej strony nie spotka go nic takiego, sprawia, że o sprawach, które nie są bolesne i zbyt osobiste (a któż z nas nie ma takich spraw?), mówi szczerze i spontanicznie. – Czy równie powściągliwa byłaby pani wobec polityków? – Na szczęście, na ogół rozmawiam z artystami, którzy są bardzo delikatni, wrażliwi. Ale nie znaczy to, że nie lubię agresywnego dziennikarstwa. Cenię Wojtka Jagielskiego. Tylko że ja – to ja, a Wojtek jest przecież wampirem, bo sam się tak nazwał. Ale on też nie przekracza pewnych granic. – Czy były osoby, które nie chciały przyjść do pani programu? – Chyba nie… Natomiast są osoby, które nie potrafią zaistnieć w takim programie. Bogusław Linda nie chciał wystąpić w “Bezludnej Wyspie”, ale pozwolił się zaprosić na zwierzenia kontrolowane. I, jak mówili jego znajomi, powiedział wtedy tyle słów na raz, ile w życiu jeszcze nie wypowiedział. Linda broni swojej prywatności. Chce mieć swój bezpieczny, szczęśliwy dom i nie chce, by każdy zaglądał mu do jadalni. Choć, z drugiej strony, wielu artystów i polityków przed tym “zaglądaniem do garnka” się nie broni, wręcz to lubi. Cóż, jeżeli ktoś chce opowiadać o swoim życiu osobistym i umie otworzyć drzwi do swojego domu, to też ma do tego prawo… – Ma pani swoich ulubionych gości, z którymi było pani najmilej na Wyspie? – Pamiętam Andrzeja Drawicza, który pięknie śpiewał, mimo że nie był wielkim śpiewakiem. Zawsze miło mi się rozmawia z Czarkiem Pazurą. Uwielbiam starszych, eleganckich panów, takich jak Zbyszek Kurtycz. Bardzo cenię dowcip Piotra Gąssowskiego, który przypłynął do mnie w hawajskiej koszuli i krótkich spodenkach. Kiedyś gościłam w programie trzy damy: Marylę Rodowicz, Barbarę Labudę i Annę Romantowską.









