Wielkie korporacje deklarują, że bronią praw człowieka i czynią dobro, szukając poklasku i akceptacji lewicy. I udaje im się Gdyby jeszcze kilka lat temu ktoś powiedział, że w głównym nurcie debaty głos na temat tego, co jest moralne i politycznie właściwe, będą zabierały Coca-Cola, Uber, Nike czy Apple, wywołałby duże zdziwienie. Gdyby zaś dodał, że korporacje wspierać w tym będzie lewica i postępowa część opinii publicznej, usłyszałby szczery śmiech. A jednak jesteśmy dokładnie w tym miejscu. Dziś tzw. słuszny kapitalizm bez żenady sięga po język ruchów społecznych, zabiera głos w sprawach politycznych i nie ukrywa ambicji wpływania na rzeczywistość. Jesteśmy po stronie obywateli, wolności, demokracji i praw uciskanych mniejszości; chcemy z wami zmieniać świat – mówią giganci, których nikt wcześniej nie podejrzewał o zainteresowanie sprawiedliwością społeczną. A że na alarm biją teraz przerażeni tym skrętem konserwatyści czy republikanie – którzy przez dziesięciolecia ignorowali i tuszowali nawet największe nadużycia korporacji – to po drugiej stronie ich argumenty napotykają głuchą ciszę lub szyderstwo. Znacząca część lewicy i postępowego społeczeństwa staje odruchowo po stronie wielkiego biznesu. Paradoks? Pewnie tak. Hipokryzja? Z pewnością, i to z każdej strony. Ale obserwujemy właśnie narodziny nowego trendu, który zostanie z nami na dłużej. Wcześniej „słuszny kapitalizm” mościł się na salonach długo, ale ostrożnie. Dziś już nie kryje swoich dążeń ani wielkich możliwości. Korporacje mówią Martinem Lutherem Kingiem Gdy w marcu w amerykańskim stanie Georgia głosami prawicy zmieniono ordynację wyborczą, a spod drzwi gubernatora policja wyprowadziła w kajdankach protestującą członkinię stanowej Izby Reprezentantów, oburzenie i złość rozniosły się szeroko. Fakt, że republikanie przegrali w Georgii wybory federalne i od razu zabrali się do majstrowania przy ordynacji, to jedno. Drugie – Ameryka ma naprawdę długą tradycję ograniczania praw wyborczych, segregacji i utrudniania głosowania mniejszościom oraz biednym. To właśnie symboliczny wymiar tego prawa – bardziej nawet niż treść nowelizacji – doprowadził do wybuchu. Sprzeciw wyraziły nie tylko Kościoły i organizacje społeczne, media i aktywiści broniący prawa do głosowania, liderzy i liderki lokalnych społeczności czy celebryci. Na wirtualnej mównicy, z której piętnowano republikańskich polityków, stanął nowy bohater: amerykański biznes. Coca-Cola, UPS i linie lotnicze Delta znalazły się wśród największych firm wywodzących się z Georgii, które potępiły zmiany w prawie. Liga bejsbolowa MLB wycofała ze stanu swój „mecz gwiazd” i przeniosła go do dużo bardziej lewicowo-liberalnego Kolorado. Głos zabrały marki z wielu sektorów rynku i różnych krańców Ameryki – od giganta farmaceutycznego Merck, przez ubezpieczycieli i banki w postaci konglomeratu Citigroup, po drużyny sportowe i Facebook. Spektrum reakcji firm rozciągało się od oświadczeń w mediach społecznościowych po groźby wycofania się ze stanu w ogóle. Po ten ostatni środek sięgnęli aktor Will Smith i firma Apple, którzy kręcili w Georgii film o roboczym tytule „Emancypacja”, poświęcony niewolnictwu. Koalicja prezesów i prezesek firm Black Economic Alliance wykupiła w „New York Timesie” całostronicową reklamę z hasłem: „Korporacyjna Ameryko, nadeszły czasy palących konieczności”, nawiązującym do wezwania, które kilkadziesiąt lat wcześniej w podobnym kontekście wygłosił dr Martin Luther King. Obserwując to wszystko, aktywistka Stacey Abrams, wpływowa postać w Partii Demokratycznej i niedoszła lewicowa gubernator Georgii, stwierdziła: „Firmy nie istnieją w próżni. Będziemy potrzebować ogólnokrajowej odpowiedzi ze strony korporacji, by powstrzymać powtórkę z Georgii w innych stanach”. Jeszcze wyraźniej sformułowała swoje oczekiwania Aklima Khondoker z grupy walczącej o prawo do głosu All Voting is Local: „Wzywajcie do unieważnienia tej ustawy. Wzywajcie do obalenia tych poprawek. Publicznie. Gdy korporacje odezwą się niezwykle głośno, trudno będzie to zignorować”. Co w tym naprawdę zaskakujące, to nawet nie same wezwania, ale fakt, jak niewiele osób zauważyło, że obecnie, po latach słusznego oburzenia na nadmierny wpływ wielkiego biznesu, właśnie lewica domaga się, by korporacje dyktowały politykom, co robić. Gra pozorów Globalne firmy przesuwały się w stronę języka sprawiedliwości społecznej i poparcia praw mniejszości od lat. W miarę jak rosła akceptacja dla widoczności osób LGBT+ czy niezgoda na dyskryminację kobiet, więcej firm ogłaszało różne (najczęściej niezobowiązujące) strategie i postanowienia, chętnie biorąc udział w akcjach symbolicznego poparcia takich inicjatyw jak










