Służba czy koryto?

Służba czy koryto?

To, że ktoś był w pierwszej „Solidarności”, został internowany, czy działał w opozycji, jeszcze nie jest dożywotnią rękojmią uczciwości i mądrości W latach 80. opublikowałem w drugim obiegu swoje odkrycie dotyczące podstawowej różnicy między ustrojem totalitarnym a demokratycznym. Totalitaryzm premiuje najgorsze cechy ludzkie, spychając ludzi przyzwoitych na margines; demokracja – odwrotnie. Ludzie najgorsi służą tyranom do trzymania reszty za mordę. A w demokracji, ach, w demokracji… Zapanuje powszechna sprawiedliwość, źli zostaną ukarani, dobrzy nagrodzeni, najlepsi będą wybrani do ustanawiania praw i do rządzenia, solidarność powiąże  szlachetnych Polaków w braterską, wielką rodzinę… Snuliśmy marzenia o pięknie tego ustroju, niby czarni niewolnicy Południa o urokach wolności. Do dziś byłbym dumny ze swego odkrycia, gdybym nie przeżył dziesięciu lat w demokracji. Przekonałem się, że tylko pierwszy człon mojej opozycji jest prawdziwy i na tym należało poprzestać. Baśń o pięknej demokracji legła w gruzach. Gdybym przed laty znał prace Karla Raimunda Poppera dotyczące demokracji, nigdy bym się tak nie wygłupił. W przeciwieństwie do najwybitniejszego filozofa XX wieku nie miałem pojęcia o realiach tego ustroju –  ”najmniejszego zła, jakie znamy”. A w ogóle to „państwo jest złem koniecznym”, gdyż ma władzę większą niż pojedynczy obywatel czy grupa obywateli i za swoje zadanie obrony praw wszystkich każe słono płacić. Najczęściej przez nadużywanie władzy dla własnych korzyści, a legalnych i nielegalnych na to sposobów są tysiące. Najważniejsza różnica między tyranią a demokracją polega, według Poppera, na tym, że w demokracji można pozbyć się rządu bez przelewu krwi, natomiast w tyranii nie. Demokracja nie może i nie powinna wyświadczać obywatelom żadnych dobrodziejstw. Jest strukturą, w której obrębie działać mogą tylko obywatele (wraz z rządem), w mniej lub bardziej zorganizowany i zgodny sposób. Jak owe instytucje działają, zależy tylko i wyłącznie od ich zakorzenienia w tradycji. Dobrodziejstwa mogą wyświadczać tylko ludzie ludziom. Wielka Brytania zasad ogólnych. Wszelkie instytucje podlegają obywatelskiej ocenie, a kiedy to konieczne, bywają zmieniane metodami ewolucyjnymi, a nie rewolucyjnymi. Zacytuję istotną, moim zdaniem, konkluzję Poppera: „Wśród różnych tradycji do najważniejszych musimy zaliczyć te, które tworzą «moralne ramy» (stosownie do instytucjonalnych «ram prawnych») społeczeństwa i które ucieleśniają zgodne z nimi pojmowanie sprawiedliwości i uczciwości, jak również osiągnięty przez nie stopień moralnej wrażliwości”. I tu jest pies pogrzebany. Z demokracją jest jak z uprawą tytoniu: daje wysoką jakość w USA, gdzie dobry klimat, żyzna gleba i wielowiekowa tradycja; marny gatunek wyrasta w Polsce, gdzie warunki nie te. Wprawdzie wrażliwość moralna w skali całego społeczeństwa jest nie gorsza niż w USA czy Wielkiej Brytanii, ale rzecz zdumiewająca władze ustawodawcze, wykonawcze i sadownicze są najwyraźniej na bakier z powszechnym odczuciem co dobre, a co złe. Koronnym dowodem na owo rozmijanie się jest stosunek społeczeństwa i władz do tzw. obrony koniecznej. Z niezrozumiałych (?) względów władze najwyraźniej stoją po stronie bandytów. Chyba że… no nie, mafii podobno u nas nie ma… . Mówiąc poważnie, w Polsce nie będą odczuwalne wszystkie korzyści nowego ustroju, póki nie zostanie przezwyciężone dziedzictwo stalinizmu. Stalin nie bawił się w subtelności polityczne. Ów wychowanek seminarium duchownego dzielił świat prosto: na wiernych i niewiernych, czyli dobrych i złych. Cała historia ZSRR i krajów satelickich da się wyprowadzić z tej zasady. W PRL po ostrym stadium fizycznego unicestwiania “niewiernych” nastąpił etap łagodzenia represji, aż do prawie cywilizowanej formy traktowania opozycji demokratycznej jako partnerów dialogu, a nie wrogów, co zaowocowało „Okrągłym Stołem”. Po drodze był jednak stan wojenny. Gdyby nie on, może mielibyśmy dziś demokrację zbliżoną do” brytyjskiej. Stan wojenny stał się najcięższym egzaminem moralnym, ostatecznym sprawdzianem, kto jest kim? Nastąpił znów, jak za „heroicznego” stalinizmu, ostry podział pryncypialny, bez niuansów: My i Oni. Nastąpiło „samooczyszczanie się” PZPR. Wielu rzucało legitymacje, sporo karnie z partii usunięto. Kategorią bezwzględną, jednoznaczną moralnie, było opowiedzenie się po stronie bitych, czy bijących. Proste i jasne. Można było zachować się przyzwoicie lub nie. Żadne „tak, ale”, żadne ”ale z drugiej strony”… Jedni wszystko zyskali, inni wszystko stracili. Jednym odebrano ich organizacje zawodowe, jak ZLP, SDP, inni wskoczyli do ciepłych jeszcze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2000, 2000

Kategorie: Publicystyka