Śmierć na ulicy

Śmierć na ulicy

W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku w Chicago zginęło od strzałów z broni palnej ponad 250 osób – więcej niż żołnierzy amerykańskich w Afganistanie w tym samym czasie. Dariusz Wiśniewski Korespondencja z Chicago 27 czerwca tego roku siedmioletnia Heaven Sutton stała na chodniku przed swoim domem i pomagała mamie sprzedawać cukierki. Nagle usłyszała strzały dochodzące z głębi ulicy. Przestraszyła się i chciała uciec do budynku, ale nie zdążyła. Trafiły ją dwie kule, jedna w tył głowy. W tamten weekend Heaven była piątą ofiarą (23 rannych). W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku w Chicago zginęło od strzałów z broni palnej ponad 250 osób, w tym głównie młodzież w wieku szkolnym. To więcej, niż wynosi liczba żołnierzy amerykańskich poległych w tym samym czasie w Afganistanie. Liczba zabójstw w Chicago w porównaniu z zeszłym rokiem wzrosła o jakieś 40%. Paradoksalnie, Chicago nie jest nawet w pierwszej dziesiątce najniebezpieczniejszych pod tym względem miast amerykańskich. Wysokie pozycje zajmują zawsze Memphis, Saint Louis i Nowy Orlean. Według statystyk FBI od kilku lat w tej smutnej dyscyplinie pierwsze miejsce zdobywa Detroit, a zaraz za nim plasuje się niewielkie Flint. Oba miasta znajdują się w stanie Michigan, znanym z jeszcze jednego rekordu. Miasto Saginaw jest najniebezpieczniejsze dla kobiet (urodziły się tutaj tenisistki siostry Williams). Ale Chicago pnie się niemal na wszystkich czarnych listach, również w kategorii gwałtów i napadów z bronią w ręku. W zabójstwach prześcignęło Nowy Jork (mający o 5,5 mln mieszkańców więcej), gdzie w pierwszym półroczu zginęły od strzałów z broni palnej 193 osoby, oraz Los Angeles, znane z działalności gangów latynoskich. Trudno powiedzieć, czy Chicago w statystykach dogoni Detroit pod względem liczby zabójstw (ok. 200 zabójstw w pierwszym półroczu, ale trzy razy mniej mieszkańców niż Chicago), jednak z pewnością ma szansę stać się najgroźniejszym miejscem dla młodych ludzi. Od 2008 r. zginęło tu od kul 530 osób poniżej 21. roku życia. Geografia zabójstw W okolicach, gdzie mieszkała Heaven Sutton, już od roku toczy się wojna dwóch gangów ulicznych, Four Corner Hustlers i Mafia Insane Vice Lords. Dziewczynka stała na chodniku wtedy, gdy doszło do kolejnej strzelaniny pomiędzy gangami. Gangsterzy często używają automatycznej broni wielostrzałowej i podczas strzelanin walą całymi seriami. Ofiarami ulicznych pojedynków są nie tylko gangbangers (członkowie gangów), lecz także młodzież, która wraca ze szkoły, dzieci bawiące się na ulicy, przechodzący listonosz czy mała dziewczynka sprzedająca lemoniadę albo cukierki. Burmistrz Chicago napomina, aby w godzinach wieczornych raczej nie wychodzić z domu, jednak coraz częściej do strzelanin dochodzi w dzień. Zabójstwa mają swoją geografię. Większość dokonuje się w południowej i południowo-wschodniej części Chicago. Młodzi gangsterzy to najczęściej Murzyni albo Latynosi, którzy walczą z innymi Murzynami i Latynosami. Gdy w spokojnych dzielnicach ludzie przechadzają się wieczorem po ulicy i oglądają z dziećmi pokazy sztucznych ogni, w dzielnicy, gdzie zginęła Heaven, słychać odgłosy podobne do sztucznych ogni, jednak pochodzące z broni palnej. I tak funkcjonują jakby dwa miasta: jedno bezpieczne i dostatnie, drugie śmiertelnie groźne i biedne. W jednym żyją mieszkańcy, którzy nigdy nie słyszeli nawet wystrzału z pistoletu. W drugim każdy zna kogoś, kto został zastrzelony, albo kogoś, kto stracił w ten sposób bliskiego. W niedzielne wieczory mieszkańcy bezpiecznych dzielnic oglądają w telewizji wiadomości, które przez 15 minut przypominają kronikę kryminalną, i oddychają z ulgą, gdy okazuje się, że wszystkie te okropności wydarzyły się daleko od ich miejsca zamieszkania. Wzmożona działalność gangów ulicznych przeraża wszystkich mieszkańców Chicago, nawet tych znających strzelaniny uliczne tylko z telewizji albo z filmów. Gdy w zeszłym roku w Indian Head Park, spokojnej podmiejskiej dzielnicy, 15-letnia dziewczynka została brutalnie zamordowana przez rabusia, mieszkańcy miasteczka zaczęli kupować broń palną. Przemoc zagląda i do lepszej części metropolii. – Gdzie jest policja? – coraz częściej pytają zaniepokojeni mieszkańcy. – Przecież płacimy podatki. Szef chicagowskiej policji, Garry McCarthy, tłumaczy, że gdy ten krwawy obraz porówna się z przeszłością, nie jest taki straszny. To kwestia odbioru – przekonuje. Od lat liczba zabójstw

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 32/2012

Kategorie: Świat