Smutek lewicy

Smutek lewicy

Głos lewicy nie przebił się w czasie protestów. Jej powrót do parlamentu pozostaje niepewny „Czas tego Sejmu, w tym składzie, dobiegł końca”, obwieścił dziennikarzom Włodzimierz Czarzasty chwilę po uchwaleniu przez posłów ustawy o Sądzie Najwyższym. Jeszcze tego samego dnia, 20 lipca, Zarząd Krajowy Sojuszu Lewicy Demokratycznej zaapelował „do wszystkich sił parlamentarnych i pozaparlamentarnych o rozważenie możliwości przeprowadzenia wspólnych działań w celu skrócenia kadencji Sejmu”. To wezwanie utonęło w powodzi ważniejszych informacji. Podobnie jak poprzednie w tej samej sprawie, wystosowane przez Czarzastego w czasie ostrej konfrontacji w Sejmie w grudniu ub.r. Sondażowe słupki Wołanie o przedterminowe wybory było zapewne desperacką próbą zwrócenia uwagi na SLD, bo ich rozpisanie mogłoby jeszcze bardziej pogrążyć partię. W sondażach Kantar Public wykonanych 21-22 lipca (dla „Gazety Wyborczej”) i 22-24 lipca (dla TVP) Sojusz uzyskał poparcie odpowiednio 3 i 4%, a więc ponownie znalazłby się za burtą. Politycy SLD bacznie śledzą sondażowe słupki, o czym świadczy wypowiedź Marka Dyducha, obecnie członka Zarządu Krajowego, a dawniej posła i sekretarza generalnego partii, po czerwcowym posiedzeniu Rady Krajowej: „Wyznaczyliśmy sobie plan minimum: plus 1, plus 2, plus 3, czyli w tym roku średnie poparcie powyżej 6%, w przyszłym roku średnie poparcie powyżej 8% i w 2019 r., kiedy odbędą się wybory do parlamentu, średnie poparcie powyżej 11%”. Mimo zapewnień, że po utracie mównicy sejmowej ich trybuną staną się ulice i place, politycy SLD nie zerwali z gabinetowym charakterem partii, wciąż tęsknią do dawnego życia, organizując w gmachu Sejmu konferencje prasowe. Ulice, które za rządów PiS okazały się ważnym, a niekiedy skuteczniejszym niż opozycja parlamentarna elementem oddziaływania na władzę, po wyborach zajął Komitet Obrony Demokracji, stając murem za Trybunałem Konstytucyjnym. SLD dość długo odnosił się do KOD z rezerwą. Propisowski portal wPolityce.pl z satysfakcją cytował wypowiedzi Włodzimierza Czarzastego o ruchu Mateusza Kijowskiego: „To środowisko trochę syte. Ja tam strasznej biedy i wykluczonych nie widzę. SLD do tego ręki nie przyłoży”. Jednak Sojusz jako samodzielna siła na ulicy nie zaistniał i po kilku miesiącach przyłączył się do akcji KOD. Politycy SLD nadrabiali zaległości, występując z kodowskiej trybuny. Sojusz wszedł też – m.in. razem z Nowoczesną i stowarzyszeniem Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej – do utworzonej w maju ub.r. pod parasolem tego ruchu Koalicji Wolność Równość Demokracja. Uwiędła ona wraz z KOD. Poza pochodem na 1 Maja SLD nie miał pomysłu, z jakimi hasłami wyprowadzić ludzi na ulice. Przyglądał się więc tysiącom rozłożonych parasolek w czasie protestu przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej w październiku ub.r. A przecież pięć miesięcy wcześniej Włodzimierz Czarzasty zapewniał: „Gwarantuję, że zbiorę pół miliona podpisów o referendum w sprawie aborcji”. Aktywniejsza w staraniach o sprawy kobiet okazała się Barbara Nowacka, zbierając ponad 200 tys. podpisów pod projektem ustawy o liberalizacji przepisów antyaborcyjnych i przedstawiając go z trybuny sejmowej. Sojuszowi niełatwo dotrzeć także do środowisk LGBT, choć na tegorocznej warszawskiej Paradzie Równości można było dostrzec jego platformę. W 2011 r. SLD na własne życzenie stracił Roberta Biedronia, a społeczność LGBT nie jest już skazana na lewicę, bo kandydatem na prezydenta Warszawy jest Paweł Rabiej z Nowoczesnej, który upublicznił swoją orientację seksualną. Powrót starych twarzy W wielotysięcznym Marszu Wolności zorganizowanym 6 maja przez Platformę Obywatelską szli zwartą grupą emeryci mundurowi objęci tzw. dezubekizacją, pokazując gotowość poparcia formacji, która – bez względu na kierunek polityczny – przywróci im świadczenia. Kilkuprocentowy SLD mimo autentycznego wsparcia – szczególną rolę odgrywa tu cieszący się autorytetem w środowiskach mundurowych europoseł Janusz Zemke – takich gwarancji nie daje. W wielu miejscowościach obrony przeznaczonych do tzw. dekomunizacji ulic, placów i rond podjęli się sympatycy mniejszych ugrupowań i środowisk lewicowych, aktywiści miejscy czy zwykli mieszkańcy „niesłusznych” adresów. Reakcja SLD sprowadzała się – choć nie wszędzie, jak pokazała obrona ronda Edwarda Gierka w Sosnowcu – do rutynowych oświadczeń i apeli. Za mało było pomysłowych akcji w ramach wspólnej ogólnopolskiej kampanii połączonej z aktywnością

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 31/2017

Kategorie: Kraj