„Solidarność” a odzyskanie niepodległości

„Solidarność” a odzyskanie niepodległości

Liderzy związkowi nie dostrzegali w istnieniu PRL fundamentu przyszłej suwerenności Polski Na pytanie o miejsce NSZZ „Solidarność” w najnowszych dziejach naszego kraju dość powszechnie akceptowanej odpowiedzi udzielił Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek do Polski. 11 czerwca 1999 r. w wystąpieniu w Sejmie papież stwierdził: „Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to dzisiejsze spotkanie w parlamencie byłoby niemożliwe bez zdecydowanego sprzeciwu polskich robotników na Wybrzeżu w pamiętnym Sierpniu 1980 r. Nie byłoby możliwe bez „Solidarności”, która wybrała drogę pokojowej walki o prawa człowieka i narodu. (…) Konsekwencją wyboru takich właśnie pokojowych metod walki o społeczeństwo wolnych obywateli i o demokratyczne państwo były – mimo cierpień, ofiar i upokorzeń stanu wojennego i lat następnych – wydarzenia roku 1989, które zapoczątkowały wielkie zmiany polityczne i społeczne w Polsce i Europie”. Czy te opinie są bezdyskusyjne? A może dobrze byłoby na nie spojrzeć krytycznym okiem? Od 1956 r. rozpoczął się proces dekomunizacji Polski, którego jednym z efektów było wyzwalanie się państwa spod wpływu oficjalnej ideologii. Przecież jest oczywiste, że w Polsce od tego czasu istniały elementy realnie ograniczające panujący system. Funkcjonowanie niezależnego Kościoła i jego rola w życiu publicznym, prywatna własność gospodarstw rolnych i pewne mechanizmy rynkowe w miastach, istnienie enklaw niezależnego życia społecznego i kulturalnego – to elementy łamiące totalitarny schemat. Powiększała się też niezależność państwa polskiego od sowieckiego hegemona. Przyznawał to nawet Jan Olszewski, który mówi wprost, iż „Gomułka uważał, że polskie interesy muszą być uwzględniane i że władza komunistyczna musi być jednak władzą polską. (…) Wiele działań czy odruchów Gomułki można oceniać jako obronę polskiego interesu narodowego”. Czy w tej sytuacji należy się upierać, że pojęcie „totalitaryzm” oznacza pewien typ idealny, którego empiryczna realizacja będzie co najwyżej „dziurawym totalitaryzmem”? Tak sądzi Jarosław Kaczyński. Ale oznaczałoby to, że rację ma Jacek Kuroń, twierdzący, iż Polska lat 70. i 80. to państwo totalitarne, ale jest to oczywista nieprawda. Czynione od połowy lat 50. polskie odstępstwa od totalitarnego ideału były tak olbrzymie, że nie wystarcza tu określenie „dziurawy totalitaryzm”. Powolny, ale rzeczywisty wsteczny ruch dekomunizacyjny w Polsce polegał na niechętnie czynionych przez rządzących ustępstwach na rzecz nieodpartej rzeczywistości czy raczej przez nią wymuszanych. Nie udało się naszym krajem rządzić bez, choćby konfliktowej, współpracy z Kościołem. Wszystkie reformy gospodarcze w Polsce, o ile przynosiły jakiekolwiek rezultaty, szły w tym samym kierunku: częściowego choćby wyzwolenia mechanizmów rynkowych. Kryzys prawomocności ustroju był równie oczywisty jak rozpaczliwe poszukiwania nowej formuły legitymizacyjnej. Skutek był taki, że oficjalna ideologia – szczególnie po marcu 1968 r. – stawała się coraz bardziej niekoherentna, wręcz bezsensowna. System dryfował w kierunku autorytaryzmu. System autorytarny w PRL miał niepełny charakter, stale ewoluował. Jego charakterystyczną cechą było utrzymanie martwej totalitarnej struktury z ewolucyjnie narastającą autorytarną treścią. Zawarcie porozumień sierpniowych radykalnie zmieniło tę sytuację. Szczególnie ważne było tu porozumienie gdańskie, gdyż w nim udało się doprowadzić do formalnego ograniczenia partyjnego monopolu do sfery władzy politycznej, z jednoczesnym zagwarantowaniem społecznego, ale nie politycznego, pluralizmu. W tej właśnie przestrzeni społecznego pluralizmu, ale tylko w niej, miały działać nowe związki zawodowe. Tego rodzaju instytucjonalizacja postkomunistycznego autorytaryzmu była zwieńczeniem pewnego etapu w rozpoczętym w połowie lat 50. procesie dekomunizacji Polski. Jednak bezpośrednich źródeł sierpniowej instytucjonalizacji pluralizmu społecznego należy się dopatrywać przede wszystkim w pogrudniowej polityce ekipy Edwarda Gierka. Bez odrzucenia przez wówczas rządzących rewolucyjnej legitymizacji reżimu i zwrotu ku zasadom tradycyjnie pojmowanej Realpolitik nie byłoby zgody na formalne ograniczenie władzy PZPR. Wydawało się, że zawarcie porozumień sierpniowych przyniesie Polsce długo oczekiwany pluralizm społeczny. Tymczasem kształt, jaki przyjął niezależny ruch związkowy w momencie powołania do życia NSZZ „Solidarność”, a więc ogólnopolskiej organizacji, dość scentralizowanej, o regionalnej, a nie branżowej strukturze i o jednolitym przywództwie, spowodował, że wkrótce zamiast pluralizmu otrzymaliśmy dualizm państwo-„Solidarność”, który stał się istotnym utrudnieniem w kontynuacji procesu dekomunizacji Polski, ale nie jedynym. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, gdy związek na oliwskim zjeździe przyjął program samorządnej Rzeczypospolitej. W tym momencie myśl utopijna, która odniosła wcześniej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Opinie