Spadkobiercy Rydza-Śmigłego

Spadkobiercy Rydza-Śmigłego

Tak bym chciał kiedyś napisać, że u nas w Polsce jest normalnie. Że wszystko jest przewidywalne. Że nie trzeba ciągle walczyć i użerać się o każdy drobiazg. Bo umowy są dotrzymywane, a terminy przestrzegane. Każdy robi swoje. Jest tak, jak powinno być w normalnym kraju. W kraju z aspiracjami do odgrywania ważnej roli w Europie. Niestety, tylko aspiracje są ogromne. Z całą resztą mamy duże kłopoty. Kolejny rząd prawicowy puszy się, że jesteśmy liderem tej części Europy. A ja, gdziekolwiek się ruszę, widzę coraz mniej sympatii i zrozumienia dla Polski. Poza Węgrami, ciężko doświadczanymi przez Orbána, wszyscy w regionie mają do nas jakieś pretensje. PiS, znane z niezwykłej umiejętności zrażania do siebie nawet najżyczliwszych, w ciągu tego roku przeszło samo siebie. Znowu jest tak, jak już bywało za rządów prawicy. Wrogów szukamy blisko, a sojuszników daleko. Coraz dalej. Mamy kolejną ekipę, która głosi, że nie odda nawet guzika. Sanacja hołubiła Rumunię i tam wymościła sobie azyl po klęsce wrześniowej. Teraz naszym strategicznym sojusznikiem są Węgrzy. A bohaterem bezrozumnej prawicy marszałek Rydz-Śmigły. Wódz armii, który niezagrożony uciekł do Rumunii, zostawiając wojsko i bezbronną ludność. Prawica pod rękę z Kościołem hojnie go za to uhonorowała. Ma wiele pomników, nazw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 51/2016

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański