Gorący romans Marii Callas Na Morzu Egejskim trwała pełnia lata, kiedy „Christina” sunęła nieśpiesznie przez jego błękitne wody. Jeśli podczas tych pierwszych dni rejsu były między pasażerami jachtu jakieś napięcia, to dobrze ukryte. Tina Onassis wesoło gawędziła z towarzyszami podróży i zdawała się nie zauważać zainteresowania, jakie jej mąż okazywał Marii. Kiedy Battista, mąż Callas, któremu chwilowo udało się opanować mal de mer (chorobę morską – przyp. red.), wyłonił się w końcu z kajuty, był zbyt onieśmielony obecnością sir Winstona (Churchilla – przyp. red.), by zrobić coś więcej poza siedzeniem w milczeniu i przysłuchiwaniem się, jak dostojny polityk bryluje w towarzystwie. MARIA SIEDZIAŁA obok Ariego Onassisa, często ocierając nogą o jego nogę, podczas gdy obaj mężczyźni (połączeni miłością do morza i statków) dyskutowali o „polityce, historii i ludzkiej naturze”. Callas zachowywała się zadziwiająco swobodnie, mimo że w pobliżu znajdowała się żona, a także dwoje dzieci jej kochanka (…). Wiedziała, podobnie jak inni, że małżeństwo Onassisów jest pęknięte obustronnie i że podczas niedawnego rejsu Ari musiał znosić obecność młodego amanta Tiny, Reinalda Herrerya. Tina nie zapominała jednak o dzieciach i – jak dotąd – była znacznie dyskretniejsza niż jej mąż. Onassisów nie można było nazwać dobrymi rodzicami. Każde z nich miało własne plany życiowe. Tina, zaledwie 28-letnia, nie zamierzała się wyrzekać swojej tożsamości w imię małżeństwa – ani też macierzyństwa. Obdarzona wyjątkową urodą, bogata z domu (jej ojciec był jednym z najzamożniejszych greckich armatorów), nosiła się dumnie i z godnością. Podobała się mężczyznom, ale i sama miała do nich słabość, będąc w istocie kobietą dość lubieżną. Ari sam przyznawał, że zaczęli się od siebie oddalać z jego winy. Zwierzył się kiedyś swojemu najbliższemu przyjacielowi Coście Gratsosowi, że uprawianie seksu z matką własnych dzieci uruchamiało w nim blokadę psychiczną. (…) Wspólny rejs z sir Winstonem Churchillem oznaczał, że życie na pokładzie „Christiny” koncentrowało się wokół jego przyjemności i sztywnego porządku dnia. Zanim jacht otrzymał pozwolenie na wypłynięcie w morze, były premier – popychany na wózku inwalidzkim, a w razie konieczności noszony przez dwóch silnych pielęgniarzy – dokładnie sprawdził wszystkie urządzenia. Na szczęście, jak oznajmił swojemu gospodarzowi, „Christina” była zdatna do żeglugi. Churchill był zwolennikiem punktualności i podawania posiłków o określonych porach. Wraz z wybiciem dziewiątej rano Louis, kamerdyner Onassisa, wnosił do sypialni starszego pana tacę ze świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy i dzbankiem kawy. Dokładnie 20 minut później wnoszono następną tacę, z ogromną misą owsianki, dzbankiem śmietany i dobrze wypieczoną grzanką. Po kolejnych 20 minutach pojawiała się trzecia taca, a na niej kieliszek ulubionej brandy Churchilla. Po skonsumowaniu tego wszystkiego sir Winston był gotów do rozpoczęcia dnia. To oznaczało zwykle dyktowanie listów i poranną lekturę. Punktualnie o 12 w południe stawiał się na lunch. („Miał nienasycony apetyt”, wspominał Onassis). Jeśli była ładna pogoda, wyprowadzano go na pokład. CO DWA DNI „Christina” zawijała do któregoś ze znanych portów i każdy, kto chciał, wychodził na brzeg. Maria – w jednej z kolorowych kwiecistych sukni, które zabrała na rejs – zawsze tak robiła. Dołączał do niej Onassis, często także Tina i inni goście – z wyjątkiem Battisty, który pozostawał na pokładzie, twierdząc, że jedyne chwile, kiedy podróż sprawia mu przyjemność, to czas, gdy jacht stoi na kotwicy. Kolację podawano każdego wieczoru dokładnie o 8.15 – bo tak zadysponował sir Winston. Ulubioną rozrywką Churchilla był hazard, toteż w pochmurne dni i po kolacji grano zwykle w bakarata i pokera. Alternatywę stanowiły filmy, oglądane w wielkiej sali kinowej, a wieczór – przy dobrze zaopatrzonym bufecie – kończył się często śpiewem Churchilla, który chrapliwym głosem, mocno zaprawionym brandy, intonował „dość sprośne żołnierskie piosenki”. (…) Churchill uwielbiał mówić, „przeważnie o starych dobrych czasach, o drugiej wojnie burskiej, oczywiście o I wojnie światowej (…). Opowiadał także o ostatniej wojnie, a kiedy rozmowa schodziła na Rosję, zawsze wtrącał
Tagi:
Anne Edwards








