„Zabawy z bronią” to dzieło patrioty czy szukającego poklasku antyamerykańskiego prowokatora? 20 kwietnia 1999 r. w Columbine High School w Littleton w stanie Kolorado z ręki uzbrojonych po zęby uczniów zginęło 12 ich kolegów i nauczyciel, dziesiątki zostało rannych. Kilka miesięcy po tamtych wydarzeniach we Flint w stanie Michigan Kayla Roland została zastrzelona przez czarnoskórego sześcioletniego chłopca. Te tragiczne wydarzenia rozpętały ogólnonarodową dyskusję na temat dostępności broni. Jednym z donośniejszych w niej głosów stał się dokumentalny film Michaela Moore’a „Zabawy z bronią” („Bowling for Columbine”, polska premiera 12 września), w którym po raz pierwszy wykorzystano zdjęcia zarejestrowane w szkolnej stołówce podczas masakry. Utwór Moore’a zdobył w zeszłym roku Oscara za najlepszy film dokumentalny i został obsypany dziesiątkami innych nagród, w tym tak prestiżowych jak nagroda jury na festiwalu w Cannes i Cezar dla najlepszego filmu zagranicznego. Czy „Zabawy z bronią” to dzieło patrioty, czy szukającego poklasku antyamerykańskiego prowokatora i demagoga, jak ocenia część amerykańskiej prawicy, która zebrała liczne dowody manipulowania przez Moore’a faktami? Z pewnością to film pełen furii i bolesnego szyderstwa. Moore ożywił ceremonię rozdawania Oscarów frontalnym atakiem na Busha, pokrzykując: „Bush, twój czas się skończył!”, na swojej stronie internetowej opublikował też pełen ironii list otwarty do prezydenta. Napisał, że Bush potraktował Amerykanów jak głupców, nie dostarczając wiarygodnych powodów do ataku na Irak. Gruby, ale wcale nie dobrotliwy Moore, ten na pozór jowialny grubas, najchętniej paradujący w bejsbolowej czapeczce i przyciasnych dżinsach, przez wielu jest uważany za sumienie Ameryki, za jednego z nielicznych filmowców mających ochotę podejmować z polemiczną zadziornością tematy kwitowane sensacyjnymi wzmiankami w wiadomościach lub powierzchownymi reportażami. Reżyser lubi przyjmować pozycję rzecznika „zwykłych Amerykanów” z prowincji i jest do tego w jakiś sposób uprawniony. Zna życie na prowincji od podszewki. We Flint był najpierw urzędnikiem w zarządzie szkół (najmłodszym w USA, do konkursu stanął w wieku 18 lat i go wygrał), potem prowadził przez dziesięć lat alternatywną gazetę „The Flint Voice”, która zdobyła uznanie w całym kraju. Problemom rodzinnego miasta poświęcił swój pierwszy głośny pełnometrażowy dokument z 1989 r. – „Roger & Me” („Roger i ja”). Ponad 30 tys. mieszkańców Flint było zatrudnionych w zakładzie General Motors, który został zlikwidowany. Flint przemieniło się w miasto widmo, pełne ludzi ledwie wiążących koniec z końcem. Moore postanowił skontaktować się z Rogerem Smithem, szefem GM, by wytłumaczył powody tej decyzji. Jednak wszystkie jego usilne próby rozmowy ze Smithem spaliły na panewce. Opisał więc z satyrycznym zacięciem sposób funkcjonowania wielkich korporacji, a także absurdy działania opieki społecznej. Ponownie wrócił do Flint, kręcąc „Zabawy…”, i powtórzył swe zarzuty. Jego zdaniem, społeczna frustracja i lęk powodują mieszankę wybuchową eksplodującą także aktami przemocy. Warto przyjrzeć się sformułowanemu przez Moore’a aktowi oskarżenia, jego mocy i słabościom. Jednym ze znanych ludzi, z którymi Moore przeprowadził wywiad, kręcąc „Zabawy…”, był Trey Parker, twórca obrazoburczej animowanej serii i filmu długometrażowego „South Park” – jak się okazuje, w młodości mieszkaniec Littleton. Opowiedział on o prowincjonalnej nudzie i beznadziei. Pomógł też Moore’owi, współpracując przy kręceniu animowanego filmiku, który stał się ważną częścią „Zabaw…” i w satyrycznej formie wyraził poglądy Moore’a dotyczące „amerykańskiego świra na punkcie broni”. Jest to skrócony kurs historii Ameryki jako historii strachu i związanej z nim agresji. Pielgrzymi przybyli do Ameryki, ponieważ bali się prześladowań; bali się Indian, więc wymordowali ich, potem bali się czarownic, Brytyjczyków, czarnych niewolników, wreszcie samych siebie. Więc postępowali podobnie. Z lęku zbroili się i zbroją. W dodatku często – także ze strachu – pociągają za cyngiel. Oskarżony nr 1: media Zdaniem Moore’a, ten zadawniony lęk może nie byłby tak groźny, gdyby nie ci, którzy go w imię własnych interesów podsycają. Wiele uwagi poświęca niechlubnej roli mediów, zwłaszcza telewizji. Widzimy policjantów przy pracy w „złej” dzielnicy Los Angeles. Moore spacerując po okolicy mającej opinię niebezpiecznej, pełnej ponoć agresywnych kolorowych, udowadnia, że nic specjalnie złego się nie dzieje. Ale gdy przyjeżdża wezwana do strzelaniny policja, natychmiast pojawiają
Tagi:
Tomasz Jopkiewicz









