Spory o reaktory

Spory o reaktory

Nowy rząd Niemiec wstrzyma zamykanie elektrowni atomowych

Nowy rząd Niemiec przedłuży działanie elektrowni nuklearnych. Ale długoterminowym celem pozostanie ekologiczna energia odnawialna.
Społeczeństwo Republiki Federalnej odnosi się do energetyki nuklearnej bardzo krytycznie. Nie tylko ekolodzy wskazują na liczne związane z nią niebezpieczeństwa i możliwość niszczycielskiej katastrofy na skalę Czarnobyla. Przeciwnicy energetyki atomowej przypominają, że w niemieckich siłowniach jądrowych doszło od 1965 r. do ponad 5,7 tys. tzw. incydentów (z drobnymi awariami włącznie). Kilka takich awarii nastąpiło w tym roku w elektrowni Krümmel pod Hamburgiem, należącej do koncernu Vattenfall. Właśnie z powodu incydentów obie elektrownie nuklearne firmy Vattenfall (Krümmel i Brunsbüttel) obecnie są wyłączone.
Na początku września br. w Berlinie manifestowało prawie 50 tys. przeciwników energii nuklearnej. Była to największa taka demonstracja od 1986 r. Politycy muszą uwzględniać te protesty.
W 2002 r. rządząca wtedy w RFN koalicja socjaldemokratów i Zielonych podjęła decyzję o stopniowej rezygnacji z energetyki nuklearnej. Ustawę tę nazywa się potocznie Atomausstieg (Wyjście z atomu). Przewidywała ona, że czas pracy siłowni nuklearnej może wynieść 32 lata. Każdy koncern zaangażowany w energetykę jądrową otrzymał limit prądu do wyprodukowania. Ostatnia z elektrowni atomowych miała zostać zamknięta w 2022 r.
Dyrektorzy firm energetycznych liczyli, że po wrześniowych wyborach do Bundestagu socjaldemokraci odejdą z rządu, a nowa koalicja liberałów FDP i chadeków powróci do energetyki atomowej. Koncerny czyniły wiele, aby przetrwać do lepszych czasów. Archaiczna siłownia nuklearna Neckarwestheim, należąca do firmy EnBW, powinna zostać zamknięta w połowie 2009 r. Koncern jednak niespodziewanie zarządził gruntowny remont, produkcję elektryczności wstrzymano, przyznany limit prądu nie został wyczerpany. W związku z tym Neckarwestheim ma zostać wyłączony dopiero w 2010 r. Właściciele liczą, że dzięki polityce nowego gabinetu do tego nie dojdzie.
Po wyborach SPD rzeczywiście trafiła do opozycji, lecz kanclerka Angela Merkel jest ostrożna. Zdaje sobie sprawę z „antyatomowych” nastrojów w społeczeństwie, ponadto nie chce, aby powstało wrażenie, że politycy zbyt gorliwie spełniają życzenia koncernów energetycznych. Sprawa energetyki nuklearnej stała się jednym z najbardziej zapalnych problemów w rozmowach koalicyjnych chadeków i liberałów, które wciąż trwają. Przed gmachem, w którym politycy obu partii prowadzili negocjacje, przeciwnicy energii nuklearnej z organizacji Ausgestrahlt (Wypromieniowało się) urządzili „siedzącą” demonstrację. Zapowiedzieli, że to tylko przedsmak prawdziwych protestów.
„Na ulicę wyjdą tym razem nie tylko zaprawieni w demonstracjach ekolodzy”, ostrzega przewodniczący parlamentarnej frakcji Partii Zielonych, Jürgen Trittin.
Mimo to politycy CDU/CSU oraz FDP postanowili, że czas eksploatacji 17 niemieckich elektrowni nuklearnych zostanie przedłużony (o budowie nowych siłowni jądrowych w RFN mowy być nie może). Chadecy proponowali, aby czas ten przedłużyć ogólnie o 10 lat, liberałowie chcą ustalać dodatkowy czas pracy dla każdej siłowni osobno. Szczegóły porozumienia nie są jeszcze ustalone. W każdym razie kanclerka Merkel postanowiła, że przedłużony zostanie okres eksploatacji tylko tych elektrowni, które spełnią nowe, bardzo

wyśrubowane normy

bezpieczeństwa. Opracowany przez koalicjantów dokument żąda, by „w średnim okresie czasowym” pozwolenie na działalność dostały tylko te siłownie, które zainstalują nowoczesne osłony, mogące zatrzymać spadający samolot pasażerski. Oznacza to ogromne koszty, być może koncerny zdecydują się na zamknięcie niektórych starszych elektrowni zamiast na modernizację (dotyczy to zwłaszcza dwóch obiektów firmy Vattenfall). Przyszły rząd Angeli Merkel planuje także zwiększyć kompetencje państwowych urzędów kontrolnych.
Koalicjanci zamierzają w ciągu roku przedstawić program przyszłości energetycznej Niemiec. Ma ona polegać na energetyce odnawialnej. Według opracowanego projektu, w 2020 r. 30% wyprodukowanego w RFN prądu powinno pochodzić z energii odnawialnej (wiatrowej, słonecznej, wodnej). Obecnie udział ten wynosi 15%. W 2050 r. aż 80% wytwarzanego w Niemczech prądu ma płynąć z ekologicznych źródeł. Koncerny energetyczne osiągają ze swych elektrowni nuklearnych konkretne zyski. Gdy czas pracy siłowni zostanie przedłużony, profity te znacznie wzrosną. Według obliczeń Instytutu Ekologicznego w Berlinie, każdy dodatkowy dzień pracy elektrowni jądrowej to dla firmy energetycznej od 800 tys. do 2,2 mln euro zysku. Jeśli elektrownie będą produkować prąd osiem lat dłużej, oznacza to dla koncernów dochody sięgające 84 mld euro.
Niemieccy politycy chcą, aby technologia atomowa odegrała „pomostową rolę” w drodze do przyjaznej dla środowiska energetyki. Innymi słowy firmy powinny podzielić się z państwem atomowymi dochodami.
Minister ochrony środowiska w rządzie bawarskim, Markus Söder, (CSU) obrazowo określił elektrownie jądrowe

jako dojne krowy

dla ewolucji ekologicznej.
Kierująca tym samym resortem w Badenii-Wirtembergii Tanja Gönner (CDU) domaga się, aby w zamian za przedłużenie czasu pracy reaktorów firmy energetyczne przekazały państwu co najmniej połowę osiągniętych dzięki temu zysków. Środki te mają zostać przeznaczone na rozwój energetyki odnawialnej, np. na budowę sieci gigantycznych wiatraków na Morzu Północnym. Wątpliwe, czy dyrektorzy koncernów gotowi są zapłacić państwu aż tyle. Szef koncernu energetycznego EnBW Hans-Peter Villis zapowiedział w wywiadzie prasowym, że w zamian za rezygnację z niektórych postanowień ustawy o wyjściu z atomu przemysł nuklearny przekaże państwu obola (drobna moneta w starożytnej Grecji). Villis z pewnością nie miał na myśli miliardów.
Zapowiadają się twarde rozmowy w tej sprawie.
Przeciwnicy energetyki nuklearnej obawiają się, że mały renesans atomowy spowoduje spadek zainteresowania gospodarki energetyką odnawialną. Mimo kryzysu ta branża rozwija się w Niemczech dynamicznie. Już teraz zapewnia 280 tys. miejsc pracy, które po przedłużeniu czasu eksploatacji reaktorów mogą zostać zagrożone. W pobliżu niemieckich brzegów Morza Północnego ma powstać gigantyczna sieć 2,5 tys. wiatraków energetycznych o rozpiętości skrzydeł większej, niż wynosi długość boiska piłkarskiego. Docelowo wiatraki powinny zapewnić 30 tys. miejsc pracy i produkować 12 tys. megawatów energii, tyle, ile 12 średniej wielkości elektrowni nuklearnych. Władze krajów związkowych i miast poczyniły już ogromne inwestycje w infrastrukturę niezbędną do realizacji tego planu. Koncerny Vattenfall i RWE jednak się nie spieszą. Być może liczą na dodatkowe zyski z energetyki nuklearnej (te ostatnie są pięć razy wyższe niż dochody koncernów z energetyki wiatrowej). Ekolodzy przypuszczają, że dyrektorzy firm celowo opóźniają ambitny plan, aby zapobiec nadprodukcji prądu, która spowodowałaby spadek jego cen, czyli także profitów producenta. Ulf Gerder z Federalnego Związku Energetyki Wiatrowej twierdzi: „Gdyby koncerny traktowały projekt morski poważnie, tworzyłyby także odpowiednią sieć do przesyłania energii. Tak jednak się nie dzieje”. Niemieccy politycy będą musieli rozstrzygać również takie problemy. Nic dziwnego, że rządy landów, w których kwitną gałęzie gospodarki związane z energetyką ekologiczną, traktują perspektywę „małego odrodzenia atomu” podejrzliwie.

_________________________

60-letnia elektrownia?

W 2008 r. po raz pierwszy od początku ery nuklearnej na świecie nie została uruchomiona żadna nowa elektrownia jądrowa. Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, w budowie znajdują się obecnie 52 takie instalacje, jednak prace nad 13 obiektami trwają już ponad 20 lat i końca nie widać, w przypadku zaś 24 nie ustalono nawet teoretycznej daty rozpoczęcia produkcji prądu. 36 nowych reaktorów ma zostać uruchomionych w Chinach, Rosji, Indiach i Korei Południowej, jednak w krajach Zachodu trwa budowa tylko dwóch siłowni nuklearnych – Flamanville we Francji (Normandia) i Olkiluoto w Finlandii. Stwarza ona ogromne problemy, często dochodzi do błędów i awarii, koszty budowy elektrowni w Finlandii wzrosły o 2,3 mld euro. Siłownia miała zostać uruchomiona wiosną tego roku, obecnie przewiduje się, że nastąpi to dopiero w 2012 r., a to i tak optymistyczna prognoza. Gigantyczne koszty zniechęciły inwestorów. „Wiele amerykańskich firm jest wstrząśniętych sytuacją w Finlandii”, powiedział ekonomista Paul Joskow z Massachusetts Institute of Technology. Amerykańskie koncerny energetyczne gotowe są do budowy elektrowni atomowej tylko wtedy, jeśli państwo przyzna 100-procentową gwarancję kredytową. W obecnej sytuacji dyrektorzy firm energetycznych skłaniają się do modernizacji i przedłużania eksploatacji istniejących siłowni nuklearnych. Do tej pory przyjmowano, że elektrownia atomowa może pracować najwyżej 40 lat. Rzecznik francuskiej firmy energetycznej Areva, Christian Wilson, podkreśla jednak: „Poza zbiornikiem reaktora właściwie wszystko można odnowić lub wymienić. Pod względem technicznym 60-letnia eksploatacja elektrowni atomowej jest możliwa”. Oczywiście wątpliwości są ogromne. Eksperci zwracają uwagę, że nie ma żadnych doświadczeń z reaktorami pracującymi dłużej niż 40 lat.

Wydanie: 2009, 43/2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy