Sprawiedliwość i 40 rozbójników

Sprawiedliwość i 40 rozbójników

Ponad pięćdziesięciu obrońców uczestniczy w procesie „Pruszkowa”, mającym dopełnić rozbicia tego gangu W sali „narkotycznej” warszawskiego sądu okręgowego (nazywanej tak, bo miała służyć do sądzenia sieci dilerów narkotykowych) siedzą najgroźniejsi polscy gangsterzy – 41 masywnych mężczyzn w sile wieku. Między nimi ojcowie założyciele „Pruszkowa”: Andrzej Zieliński – „Słowik”, Zygmunt Raźniak – „Bolo”, Janusz Prasol – „Parasol”. Wszystkich ich zamknięto w wielkiej klatce z kuloodpornego szkła, uczestniczą w rozprawie dzięki głośnikom i mikrofonom. Adwokaci diabła? Na wprost nich obrońcy: ponad pół setki czołowych przedstawicieli polskiej palestry, specjalizujących się w sprawach karnych, wśród których najbardziej znany i najstarszy jest medalista olimpijski, Ryszard Parulski. Przeważają jednak adwokaci młodsi, dla których ten proces jest szansą wykazania swej skuteczności, no i dostania wysokich honorariów. Bo na pewno nie zyskania sławy, jaką kiedyś cieszyli się znani polscy obrońcy. Określenie „adwokaci mafii”, jakie przylgnęło do niektórych z nich, nie przynosiło im chluby, choć Tadeusz de Virion słusznie twierdzi, że nie wolno obrońcy czynić żadnych zarzutów za to, kogo broni, i że budżet nie musi akurat ponosić kosztów obrony z urzędu gangsterów, ludzi raczej zamożnych. Ale to właśnie z mec. de Virionem zerwał kontakty towarzyskie jeden z wybitnych polskich profesorów, uważając, że nadmiernie angażuje się on w obronę gangsterów. Obrona członków „Pruszkowa” to może obfity, ale na pewno nie lekki kawałek chleba. Wiadomo nieoficjalnie, że niezadowolenie gangsterów wzbudziło to, iż obrońcom na ogół nie udało się „załatwić” zwolnień z aresztu i odpowiadania z wolnej stopy. Sami adwokaci oczywiście nie skarżą się na nadmierne oczekiwania i obcesowość swych klientów. Przeciwnie, podkreślają, woląc jednak nie podawać nazwisk, że klienci rozumieją wszelkie uwarunkowania i, choć może niekiedy przydałoby się z ich strony więcej szczerości wobec obrońców (co pomogłoby w planowaniu obrony), jest to praca dokładnie taka jak każda inna obrona. – Jeśli adwokat jest uczciwy, uczciwie od początku przedstawia klientowi stan sprawy i rzetelnie informuje o wszystkich możliwościach i zagrożeniach, to współpraca układa się harmonijnie – mówi jeden z obrońców. To jednak nie zawsze chroni od kłopotów, o czym świadczy przypadek mec. Jacka Dubois (nieuczestniczącego w tym procesie), którego członek gangu pruszkowskiego oskarżył kilka tygodni temu o przekazywanie innym gangsterom „Pruszkowa” informacji mogących im pomóc w zbudowaniu skutecznej linii obrony. Mecenas miał się z nimi kontaktować, zanim jeszcze zostali zatrzymani, dostarczał im jakoby dokumenty z akt spraw innych pruszkowskich gangsterów, których bronił. To zaś można kwalifikować jako utrudnianie śledztwa. Mecenas twierdzi, że nie przekazywał akt. Problem jednak w tym, że zarzuty wobec mec. Dubois podniósł jego dawny klient, skruszony gangster „Pruszkowa”, Jacek R. – „Sankul”, najważniejszy świadek koronny w obecnym procesie. Świadek musi mówić prawdę, prokuratura wierzy „Sankulowi”. Pytanie więc, czy mówi prawdę także w sprawie mec. Dubois? Prokuratura w Ostrołęce twierdzi, iż mecenas ujawnił tajemnicę śledztwa i utrudniał jego prowadzenie. Zdaniem innych adwokatów „Pruszkowa”, prokuratura się czepia, mec. Dubois zaś na pewno nie naruszył żadnych norm. Cena wolności Dla obrońców uczestniczących w tym procesie największym problemem, który po raz pierwszy wystąpił w takiej skali, jest ograniczony kontakt z oskarżonymi: żadnych podpowiedzi ani szeptania do ucha, adwokaci mogą tylko podczas przerw w rozprawie trójkami wchodzić do klatki, by kontaktować się z klientami. Po odczytaniu aktu oskarżenia zaczęły się wyjaśnienia oskarżonych, które potrwają wiele dni, często powtarzają się słowa: nie przypominam sobie, nie było mnie tam. Ich strategia jest dość prosta – zasłanianie się niepamięcią, wychwytanie sprzeczności w zeznaniach świadków koronnych, podważanie ich wiarygodności. – Ja w przeciwieństwie do świadka koronnego nie pamiętam tak dokładnie, co robiłem w czerwcu 10 lat temu – mówił sarkastycznie „Parasol”. To poniekąd zrozumiałe, bo przestępstwa, o które są oskarżani – napady, handel narkotykami, rozboje, wymuszenia, nakłanianie do zabójstw – miały miejsce w latach 1995-2000. Tyle czasu trwało jednak przygotowanie aktu oskarżenia, który ma umożliwić dłuższy pobyt ludzi „Pruszkowa” w więzieniach. W 2005 r. prokuratura oskarżyła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2006, 2006

Kategorie: Kraj