W sprawach polityki zagranicznej George W. Bush najchętniej słucha rad Condoleezzy Rice Ma opinię najpotężniejszej kobiety świata, księżniczki-wojownika, supergwiazdy Białego Domu i cudownej broni Partii Republikańskiej. Condoleezza Rice z wdziękiem i charyzmą stalową ręką steruje polityką zagraniczną światowego supermocarstwa. Prezydent George W. Bush ufa jej bezgranicznie. Dziennikarze w Waszyngtonie twierdzą, że Condi ma znakomite szanse, aby w 2008 r. jako pierwsza kobieta i pierwszy Afroamerykanin zostać najważniejszym lokatorem Białego Domu. W czasie kampanii wyborczej George W. Bush, wówczas gubernator Teksasu, przyznał rozbrajająco szczerze: „Niezwykle cenię Condoleezzę, ponieważ wyjaśnia sprawy polityki zagranicznej w sposób, który potrafię zrozumieć”. Niektórzy uważający Busha juniora za gamonia z prowincji sądzą, że to wykształcona i inteligentna Condi podsuwa mu rozwiązania dyplomatycznych problemów. Pewne jest, że Rice, która jako pierwsza kobieta została doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa państwa, udziela Bushowi cennych rad, niekiedy ratując amerykańskiego lidera przed kompromitacją. Pewnego razu Bush zapytał prezydenta Brazylii, Henrique Cardosa: „Czy także macie czarnych?”. Cardoso zaniemówił ze zdumienia. Condoleezza Rice, nie tracąc zimnej krwi, wyjaśniła: „Panie prezydencie, Brazylia ma prawdopodobnie więcej czarnych niż USA. Mówi się, że to kraj z największą liczbą czarnych poza Afryką”. Obecnie niewiarygodną wprost popularnością cieszy się internetowy dowcip, w którym Condi usiłuje przekazać prezydentowi, że nowym liderem Chin został polityk imieniem Hu. „Who?” (Kto?) pyta Bush. „Hu” mówi doradczyni. „To właśnie chciałbym wiedzieć. Who?”, odpowiada prezydent i absurdalna rozmowa, w której Bush myli sekretarza generalnego Kofiego Annana z kawą (ang. coffee), toczy się dalej. Oczywiście, prezydent ignorantem na polu polityki zagranicznej nie jest (lub już nie jest). Słucha też argumentów innych współpracowników – sekretarza obrony, Donalda Rumsfelda, i sekretarza stanu, Colina Powella, ale właśnie w towarzystwie Condi Rice przywódca jedynego supermocarstwa czuje się najlepiej. Prezydent i jego doradca pasują do siebie wprost idealnie. Nad Potomakiem panuje opinia, że Condoleezza Rice potrafi w mądrych słowach wyrazić to, co Bush czuje i myśli, przy czym, doradca podziela wszystkie poglądy szefa państwa. Zwłaszcza po 11 września jej wpływy znacząco wzrosły. Pani Rice codziennie konferuje z Bushem, a w weekendy, kiedy prezydent odpoczywa od stresów Białego Domu w Camp David, konsultuje się z nim przez telefon. Podobnie jak Bush uważa, że zamachy na Amerykę zmieniły świat, że trzeba podjąć bezlitosną i globalną wojnę z terroryzmem. „Kto tak jak ja przeżył domowy terroryzm, ten rozumie, że terroryzm nie służy żadnej sprawie, ponieważ zmierza do zerwania wszelkich negocjacji”, głosi. Urodzona w 1954 r. Condi spędziła dzieciństwo w atmosferze napięcia i przemocy. Czasy segregacji rasowej w Birmingham w stanie Alabama nie były bezpieczne dla murzyńskich dzieci. Biali ekstremiści z Ku-Klux-Klanu przeprowadzali brutalne ataki. We wrześniu 1963 r. bomba podłożona w kościele baptystów przy 16 ulicy zabiła cztery dziewczynki, w tym Denise McNair, przedszkolną koleżankę Condoleezzy. Sama Condi była wtedy w sąsiednim kościele na zajęciach szkółki niedzielnej i dobrze słyszała wybuch. Prasa pisała o „krwawym mieście Bombingham”. Odpowiedź Johna Rice’a, ojca Condoleezzy, pastora i nauczyciela, była konserwatywna, „republikańska”. John nie brał udziału w demonstracjach Murzynów domagających się swoich praw, lecz wziął strzelbę i wraz z sąsiadami czuwał nocą, aby odeprzeć napastników. John Rice początkowo pragnął zostać wyborcą Partii Demokratycznej, lecz złośliwy urzędnik rasista w lokalu wyborczym powiedział mu: „Jeśli zgadniesz, ile ziaren fasoli jest w tym słoiku, pozwolę ci zagłosować”. Republikanie nie stosowali takich szykan, toteż John Rice stał się wyborcą tej partii i podobne przekonania wpoił córce. Nie przeczuwał, że zostanie ona czołowym politykiem Republikanów, na których głosuje tylko 10% afroamerykańskich obywateli USA. Zazwyczaj ciemnoskóre dziewczynki z Alabamy czekała „kariera” kucharki lub sprzątaczka. Ale Condoleezza na szczęście miała niezwykle opiekuńczych i mądrych rodziców, którzy wszystkie zasoby i siły przeznaczyli na wspieranie talentów córki. Matka, Angelena, kochała muzykę, dlatego dała dziecku imię pochodzące od włoskiego con dolcezza czyli (zagrane) „ze słodyczą”. Condi zaczęła uczyć się gry
Tagi:
Krzysztof Kęciek









