Wiele uprawnień przyznanych obywatelom przez konstytucję istnieje tylko na papierze Wybór między „ważnym” a „najważniejszym”, czyli odmowa milczenia o ważnych sprawach w imię skupienia całej uwagi na jednej, uznanej za najważniejszą, jest zawsze sprawą trudną. Na ogół bowiem ludzie pragnący mówić o tym, co najważniejsze długofalowo, oskarżani są o lekceważenie tego, co najważniejsze w danej chwili. Jest tak właśnie dziś, jesteśmy bowiem świadkami olbrzymiej presji wywieranej przez opiniotwórczy mainstream na osoby pragnące zachować pewną niezależność sądu w obliczu dokonanego na naszych oczach niewątpliwego pogwałcenia polskiej konstytucji. Niezależność, o której mowa, bywa przedmiotem moralistycznej krytyki tylko dlatego, że domaga się ujmowania sprawy degradowania Trybunału Konstytucyjnego w szerszym kontekście, wbrew opinii, że mamy do czynienia z czymś bezprecedensowym, sprzecznym z całą tradycją III RP jako wzorowego do niedawna demokratycznego państwa prawa. I. Presji tego typu najodważniej przeciwstawił się jak dotąd Adrian Zandberg, współzałożyciel partii Razem, w wywiadzie pod wymownym tytułem „Polska. Macocha, nie matka” (rozmowa z Maciejem Stasińskim, „Gazeta Wyborcza, 5-6 grudnia 2015, s. 22-23). Oświadczył on, że ludzie z Razem poszli pod Sejm, aby „upomnieć się o całą konstytucję, nie tylko o Trybunał”. Wiele uprawnień przyznanych obywatelom przez konstytucję istnieje bowiem tylko na papierze. Zandberg wymienił w tym kontekście wolność związkową w sektorze prywatnym, poważnie ograniczaną w imię „dobrego imienia firm”, oraz zobowiązanie do popierania budownictwa socjalnego, w rzeczywistości zwijającego się od lat, przy jednoczesnym praktykowaniu eksmisji rodzin z dziećmi na bruk w imię nadrzędności nieprzedawnialnych ponoć praw prywatnej własności. O powadze tego ostatniego problemu świadczą dane opublikowane w końcu 2013 r. przez „Politykę” (nr 45, 6-12.11, s. 10). Rekordowej liczby takich eksmisji, bo aż 13 222, dokonano w roku 2000, w roku 2012 też niemało, bo 7812. Symbolem drastycznej krzywdy wyrządzanej w ten sposób wieloletnim lokatorom była historia małżeństwa z kilkudniowym dzieckiem, które w oczekiwaniu na lokal socjalny mieszkało w samochodzie. Zandberg wymienił te dwie sprawy tytułem przykładu, a mógłby wskazać całą masę innych, w tym również uprawnień klasycznie „wolnościowych”, jak np. art. 41/3, zakazujący aresztowań dłuższych niż 24 godziny bez postanowienia sądu (co w takim razie z tzw. aresztami wydobywczymi?) lub art. 48, gwarantujący prawo do wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców (którzy przecież mogą być agnostykami lub ateistami). Są to sprawy, w zakresie których odstępstwa od norm konstytucyjnych potępiane są zwykle bez wzbudzania kontrowersji. W oczach wielu bardziej kontrowersyjne są niestety wywalczone przez klasyczną lewicę uprawnienia socjalne. Wymienię przykładowo dwa spośród nich, szczególnie ważne i uwzględniane przez naszą konstytucję, ale w praktyce bardzo dalekie od realizacji. Jednym z nich jest prawo do powszechnego i darmowego leczenia. Konstytucja mówi o nim w art. 68: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Uprawnienie to istnieje jednak tylko na papierze, ponieważ zniesiono je przez wprowadzenie obowiązku opłat za świadczenia medyczne w wysokości 9% od całości uzyskanych dochodów oraz przez pozbawienie tych świadczeń osób nieuiszczających wymienionych opłat. Jest to ewidentnie sprzeczne z zapisem o zabezpieczeniu opieki zdrowotnej wszystkim obywatelom ze środków publicznych, a także z takimi powszechnie uznawanymi zasadami tworzenia prawa jak „prawo nie działa wstecz” (lex retro non agit) oraz zasada nienaruszalności praw nabytych: naruszono bowiem prawa osób, które nabyły prawa do darmowej opieki zdrowotnej przez całożyciową pracę i uzyskały pisemne potwierdzenie tego prawa w karcie emeryta-rencisty. Dodajmy, że naruszono również prawa obywateli bardzo zamożnych, mimo cytowanego stwierdzenia, że prawo do świadczeń medycznych przysługuje wszystkim „niezależnie od ich sytuacji materialnej”. Oczywiste jest przecież, że brak określenia górnej granicy wymaganych składek nakłada na ludzi dużo zarabiających opłaty znacznie przewyższające koszta prywatnej opieki zdrowotnej, co oznaczałoby w praktyce rezygnację z konstytucyjnie należnych świadczeń plus niczym nieuzasadnione dziewięcioprocentowe zwiększenie podatków. O niekonstytucyjności wymienionej regulacji prawnej mówi wydawnictwo „Krytyki Politycznej” („Zdrowie. Przewodnik »Krytyki Politycznej«”, Warszawa 2012, s.144–145), osłabia jednak ten zarzut, stwierdzając, że „państwo przerzuciło odpowiedzialność na samorządy”. W rzeczywistości jednak posunięcie takie również byłoby niekonstytucyjne, art. 8 konstytucji mówi bowiem,










