Strach przed islamem

Strach przed islamem

Czy muzułmanin może być dobrym Europejczykiem? Islam zagraża tożsamości cywilizacyjnej Europy – alarmują politycy i komentatorzy od Madrytu po Berlin. „Ameryka to wielki szatan, Izrael zaś jest wysysającym krew wampirem!”, grzmiał w bawarskim meczecie pewien turecki imam. Przedstawił też współwyznawcom podstępny plan islamizacji kontynentu: „Należy działać w ukryciu. Musicie być gotowi, kiedy przyjdzie odpowiedni czas. Powinniśmy dla naszych celów wykorzystywać demokrację. Musimy pokryć całą Europę siecią naszych świątyń i szkół”. Wśród miliona holenderskich mahometan wielką popularnością cieszy się książka „Muzułmańska droga”. Jej autor, Abu Bakr Dżabir al-Dżsairi, wywodzi, że homoseksualistów należy zrzucać z dachów, a jeśli przeżyją upadek – dobijać kamieniami. Rzuca gromy na „grzeszną emancypację” kobiet i twierdzi, że mężowie mają prawo karać żony biciem. Jego książkę można legalnie kupić w meczetach. Prasa brytyjska zamieszcza wstrząsające artykuły o honorowych zabójstwach, których ofiarą padają kobiety zgładzone przez własnych krewnych za złamanie archaicznych plemiennych zasad moralności. Przywódca Libii, pułkownik Kadafi, ostrzega, że jeśli Turcja zostanie przyjęta do Unii Europejskiej, będzie w niej koniem trojańskim islamu, obecność Turcji w UE zostanie też wykorzystana przez muzułmańskich terrorystów i radykałów. Można nie traktować ekscentrycznego lidera z Trypolisu poważnie, wypada jednak zastanowić się nad słowami francuskiego arabisty, Gilles’a Kepela, jednego z najwybitniejszych znawców islamu. Kepel uważa, że w partii premiera Turcji, Recepa Tayyipa Erdogana, są ludzie, którzy uważają, że członkostwo w UE pomoże im wygrać trzecią bitwę o Europę. Pierwszą islam przegrał, gdy katoliccy władcy wyparli Maurów z Hiszpanii, druga zakończyła się klęską armii tureckiej pod murami Wiednia w 1683 r. Ale, zdaniem ekstremistów z partii Erdogana, prawdziwa wiara ma w trzecim boju wszelkie szanse na zwycięstwo. Wielkim atutem muzułmanów jest bowiem demografia, są oni znacznie płodniejsi od „hedonistycznych i libertyńskich” ludzi Zachodu. Ten demograficzny triumf umożliwi zakładanie w Europie twierdz dżihadu. Kepel być może zbyt głośno bije na alarm, nie ulega jednak wątpliwości, że Europa Zachodnia, której fundamentem są cywilizacja chrześcijańska oraz filozofia oświecenia i wynikające z niej prawa człowieka, ma coraz większy problem z islamem. W latach 50. XX w. w Europie żyło najwyżej kilkaset tysięcy wyznawców Proroka. Obecnie jest ich 15 mln, w przyszłości będzie zaś znacznie więcej. Powodują to wysoki przyrost naturalny oraz imigracja, także nielegalna, której nie sposób powstrzymać. Szacuje się, że około 2010 r. większość mieszkańców takich holenderskich metropolii jak Amsterdam czy Haga będzie wyznawać religię Koranu. UE podjęła decyzję o rozpoczęciu rozmów akcesyjnych z 70-milionową Turcją. Będą trwały długo, lecz w końcu, zapewne około 2020 r., Wspólnota otworzy swe bramy przed Ankarą. Unia przestanie być wtedy ekskluzywnym chrześcijańskim klubem. Obrońcy europejskiej tożsamości kreślą czarne scenariusze, w których setki tysięcy, jeśli nie miliony muzułmanów z Anatolii zalewają Europę, często przynosząc ze sobą średniowieczne obyczaje. A ludna Turcja będzie miała przecież we władzach UE wiele do powiedzenia. Czy nie zacznie przekształcać europejskich struktur i praw w duchu islamskim? Kłopoty z mahometanami państwa Europy Zachodniej miały od dawna, zazwyczaj jednak rządy usiłowały je przemilczać w imię fałszywie rozumianej tolerancji czy politycznej poprawności. Sytuację zmieniły zamachy terrorystyczne na USA z 11 września 2001 r. i krwawy atak bombowy na pociągi w Madrycie. W Holandii szok wywołało barbarzyńskie zabójstwo kontrowersyjnego reżysera Theo van Gogha w listopadzie ub.r. Morderca, 26-latek marokańskiego pochodzenia, Mohamed Bouyeri, najpierw naszpikował filmowca kulami, a potem z zimną krwią poderżnął mu gardło. Na zwłokach pozostawił list pełen nienawiści. Holenderskie media pisały, że Bouyeri wprawdzie urodził się i wychował w Holandii, ale światopogląd ma tak mroczny i fanatyczny, jakby właśnie przyjechał z Faludży. Nad Europą zaczęło krążyć widmo islamofobii. Najwybitniejszym Holendrem wszech czasów ogłoszony został Pim Fortuyn, populistyczny polityk, który zdobył niezwykłą popularność, ostrzegając przed „islamskim niebezpieczeństwem”. Gdyby Fortuyn w 2002 r. nie został zamordowany, dziś byłby zapewne szefem rządu. W Danii konsekwentnie antyislamska Partia Ludowa zajęła w wyborach trzecie miejsce. Jej politycy ostrzegali, że mahometanie staną się większością w kraju i w końcu przejmą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2005, 2005

Kategorie: Świat