Kiedyś elita szła do opery, a pospólstwo do supermarketu. Dziś mamy dwa w jednym – Dzień dobry Państwu, witam na cotygodniowym koncercie w centrum handlowym Promenada. Dzisiaj zaprezentujemy Państwu standardy muzyki swingowej – od lat 30. po czasy współczesne – rozlega się przez mikrofon. Panowie we frakach kłaniają się publiczności i ludziom w kolejce po pączki do Dunkin Donuts. Oklaski dosyć marne, bo klaszczą głównie dzieci. Obok, na ławeczkach pod palmami, kilka starszych osób zmęczonych chodzeniem po sklepach i młody tatuś z synkiem. – Jestem tu dzisiaj tylko dlatego, że żona chciała sobie kupić sukienkę, ale fajnie, że na coś takiego trafiliśmy. Choć nie znam się zupełnie na muzyce, lubię czasem posłuchać czegoś dobrego. A w innych centrach handlowych nie ma takich atrakcji – mówi młody mężczyzna. Przy stolikach zastawionych pizzą z colą siedzą rodziny. Zamyślona pani, objuczona torbami z zakupami, przystaje przed witryną sklepu z obuwiem. Nie wiadomo, czy patrzy na pantofle, czy też na odbijającą się w szybie grupę eleganckich panów zasiadających przy stojakach na nuty. Dyrygent unosi batutę i rozpoczyna się koncert. Dzieciakom się podoba – Przynajmniej dzieci zamiast tego disco polo posłuchają czegoś fajnego – komentuje pani około czterdziestki. Prawie co tydzień jeżdżą całą rodziną na pizzę i zakupy. Tutaj dzieciakom tak się spodobało, że wolały posiedzieć i posłuchać. Teraz siedzą na marmurowych schodkach przy scenie. Chłopiec, zafascynowany, obserwuje ruchy batuty, dziewczynka kiwa w rytm swinga świeżo kupionym wózeczkiem. Mąż też jest zachwycony, pani trochę mniej, bo nie lubi swingu, ale czego się nie robi dla swoich pociech. W hali centrum handlowego już od roku co niedziela odbywają się takie koncerty. Zimą głównie muzyka symfoniczna, latem trochę lżejsza: swing, jazz… Kiedy pada, hala zapełnia się tak, że ludzie stoją na balkonach. Niektórzy to stali słuchacze, tak jak rudowłosa kobieta z córką. Mieszka pod Warszawą i prawie co tydzień przyjeżdża „na ciastko i koncert”. – Lubię dobrą muzykę. Nie stać mnie na to, żeby chodzić do filharmonii tak często, jakbym chciała. Wobec tego przychodzę tutaj. Dziś przyciągnęłam koleżankę, która mieszka na drugim końcu miasta. – Obie panie siedzą przy stoliczku i sączą kawę. Obok, przy narożnym stoliku, siedzi dwóch samotnych panów. Dziewczyny zostawiły ich przy piwie i poszły na zakupy. – Żeby chociaż jakiegoś rocka zagrali – denerwuje się młodszy. – Miejsce na takie pienia jest w operze, a nie w centrum zakupowym. Starszy pociesza: – Za pół godziny będzie przerwa, to puszczą coś z głośnika. Do kotleta Tak naprawdę orkiestra istnieje od pięciu lat. Wcześniej była to głównie studenteria, ale teraz składu pozazdrościć mogłaby niejedna orkiestra operowa. Większość muzyków gra w innych prestiżowych orkiestrach: wiolonczelista został ściągnięty z Rzymu, waltornistka z Opery Narodowej, skrzypek – z Opery Kameralnej. Najmłodsi – z sekcji dętej – kończą właśnie wydział rozrywkowy szkoły muzycznej na Bednarskiej. Marcin Ołówek, który prowadził latami znany koneserom zespół Old Timers (mówiący o sobie, że jest jedynym grającym ołówkiem), na swojej trąbce gra też hejnał na Zamku Warszawskim. W całej orkiestrze tylko jedna osoba nie ma dyplomu, co jednak rekompensuje wirtuozerią. Dyrygent, Łukasz Wojakowski, jest zdania, że przebili zespół z teatru muzycznego Roma, który do niedawna był uważany za najlepszy w kraju. Rok temu przyszli do Promenady zaproponować występy. Szef centrum od razu podpisał z nimi umowę. Plany są szumne – szef zamierza stworzyć z nich zespół na miarę orkiestry André Rieux, popularnej na Zachodzie „orkiestry objazdowej”, której koncert sylwestrowy transmitowała w tym roku Eurowizja. Za mecenat płacą całkowitą wyłącznością, jeśli chodzi o umawianie się na występy gdzie indziej. – Nie chodzi nawet o pieniądze. Jak się zagra sto razy “Halkę” albo Mozarta, to przychodzi chęć pogrania z równymi sobie – tłumaczy starszy pan, muzyk Teatru Narodowego. – My tutaj robimy gagi, wplatamy własne ozdobniki… Zupełnie mnie to nie irytuje, że gram „do kotleta”, bo słuchaczom się to podoba, a my się dobrze bawimy. Teza, że nie chodzi o pieniądze, nie do końca jest prawdziwa. Sytuacja muzyków w Polsce jest
Tagi:
Karolina Monkiewicz









