Janusz Kaczmarek lepiej niż ktokolwiek wie, że w IV RP prawda i fałsz nie istnieją – jest tylko racja rządzącej większości 8 sierpnia br. premier popełnił błąd. Odwołał Janusza Kaczmarka ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych i administracji, sugerując, że stał on za sprawą przecieku dotyczącego akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Dla przebywającego na urlopie we Włoszech Kaczmarka to był szok. Wiedział, że zarzut premiera jest kłamliwy. Wiedział też, co go spotka: poranne „wizyty” facetów w kominiarkach, brutalne ataki w „zaprzyjaźnionych” z PiS mediach, konferencje ministra Ziobry, w trakcie których jego – Kaczmarka – będzie mieszało się z błotem. A w końcu zarzuty prokuratorskie i trwający miesiącami „areszt wydobywczy”. Kaczmarek lepiej niż ktokolwiek wie, że w IV RP prawda i fałsz nie istnieją – jest tylko racja rządzącej większości. Szok był tym większy, że były minister od lat służył wiernie braciom Kaczyńskim. Teraz, by bronić swego imienia, musi atakować. Z jego listów otwartych, wywiadów prasowych i telewizyjnych dowiedzieliśmy się, że demokracja w Polsce jest zagrożona, że przeciwników politycznych PiS zwalcza za pomocą służb specjalnych, a władzę wykorzystuje do własnych celów. Owe rewelacje – zwłaszcza dotyczące sprawy tragicznej śmierci Barbary Blidy (Kaczmarek twierdzi, że prokuratura nie miała dowodów, by ją zatrzymać) i głośnych śledztw prowadzonych przeciw politykom opozycji, wywołały wśród liderów Prawa i Sprawiedliwości panikę, wściekłość i przerażenie. Kaczmarek był przecież „jednym z nich”. Należał do wąskiego grona pretorianów Jarosława Kaczyńskiego, którzy kierują „służbami” i „resortami siłowymi”. Dużo wie… Kolekcja kwitów Posłowie PiS, z którymi rozmawiałem, są pewni, że były minister spraw wewnętrznych i administracji zgromadził kolekcję kwitów, które ujawnione w kampanii wyborczej, poślą ekipę Jarosława Kaczyńskiego do grobu, a ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę do więzienia. To tych kwitów – a nie dowodów na współpracę Kaczmarka z Lepperem – szukali oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w jego mieszkaniach w Gdańsku i Warszawie. Było to działanie naiwne, ponieważ były minister, znając policyjne procedury, nie trzymałby „kompromatów” pod łóżkiem czy w szafie. Na wieść o tym Kaczmarek natychmiast zadeklarował chęć wystąpienia przed sejmową komisją śledczą, czym zapewnił sobie wolność, bo jego aresztowanie byłoby gestem politycznym w stylu Łukaszenki. Owa determinacja sprawiła, że dla Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, stał się wprost idealnym kandydatem na premiera. Nie ma w Polsce człowieka, który dziś byłby skuteczniejszy w zwalczaniu „kaczyzmu” niż były minister spraw wewnętrznych i administracji. Poza tym Liga Polskich Rodzin i Samoobrona nie mają pieniędzy na kampanię wyborczą. A bank PKO BP, który w 2005 r. udzielił partiom politycznym kredytów, tym razem postawi warunki, które dla LPR i Samoobrony będą nie do przyjęcia. Dlatego liderzy „przystawek” uznali, że jedyną szansą na rozgromienie PiS jest konstruktywne wotum nieufności, komisja śledcza… i premier Janusz Kaczmarek na czele rządu „technicznego”. Wbrew pozorom wniosek ten ma promil szansy. Większość posłów w Sejmie to posłowie „dietetyczni” (czyli pobierający diety). Myśl, że przyjdzie im już teraz rozstać się z fotelami na Wiejskiej, budzi strach. Wszak trzeba będzie spłacać zaciągnięte kredyty, a o uczciwą pracę szeregowemu posłowi wcale nie jest łatwo. Jeśli „dietetycy” bez utraty twarzy mogliby poprzeć inicjatywę LPR i Samoobrony – uczynią to bez wahania. Podobną opinię prezentuje były premier Leszek Miller, który uważa, że klub SLD winien poprzeć każdy wniosek o konstruktywne wotum nieufności i każdego kandydata (nawet Kaczmarka), który gwarantuje odsunięcie PiS od władzy i solidne rozliczenie ekipy Jarosława. Miller przypomina, że kilka tygodni temu identyczny wniosek złożył klub SLD, a Wojciech Olejniczak zgłosił swą kandydaturę na premiera. Politycy opozycji wiedzą też, że kampania wyborcza PiS, w której optymistyczne klipy reklamowe i billboardy zderzą się z twardymi dowodami na nadużywanie władzy, zbieraniem haków na opozycję i szczegółami bizantyjskich intryg – to katastrofa. PiS wybory przegra. Z resztą „techniczny” rząd mógłby trwać długo. Może nawet do końca kadencji. Wszak zemsta najlepiej smakuje na zimno, a chętnych do oglądania Jarosława Kaczyńskiego w poniżeniu nie brakuje. Wierny sługa 14 sierpnia br. „Wiadomości” TVP podały, że Janusz Kaczmarek zataił przed politykami PiS swą przynależność do PZPR i fakt, że w 1987 r.
Tagi:
Marek Czarkowski