Święta bez prezentów

Święta bez prezentów

Ekolodzy, antyglobaliści i działacze religijni zawarli sojusz przeciw terrorowi świątecznych zakupów „Prawdziwe prezenty płyną z serca!”, „Konsumuj mniej, żyj więcej!”, „Masa zakupów was zadusi!”, „Szczęście nic nie kosztuje!”, „Podaruj swój czas, nie pieniądze” – takie hasła nieśli na transparentach ludzie, którzy wyszli na ulice, aby powstrzymać nieprzeliczone rzesze swych bliźnich, szturmujących luksusowe sklepy i domy towarowe. W centrach handlowych Tokio i Londynu zjawili się dziwni Mikołajowie – nie potrząsali dzwonkami, nie śpiewali kolęd, nie zachęcali do kupowania. Po prostu siedzieli po turecku, medytując i od czasu do czasu spędzając dzieci usiłujące usadowić się im na kolanach. Byli to „Mikołajowie Zen” (Zen-Santas lub Zentas), którzy przybyli, aby skłonić konsumentów do refleksji, uświadomić im, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż nowy telewizor z przedświątecznej promocji. W Amsterdamie, Paryżu, Hongkongu i Londynie można było skorzystać z usług niszczycieli, którzy przy specjalnie ustawionych w tym celu stolikach sprawnie cięli nożyczkami na drobne kawałki karty kredytowe. Na brytyjskich Wyspach Normandzkich „doktorzy” rozdawali recepty przeciw konsumpcyjnej grypie, zalecające choremu, aby jak ognia unikał sklepów i odpoczął w domu. W 16 holenderskich miastach osłupiałym klientom proponowano tabletki przeciw chciwości oraz torby na zakupy pozbawione dna. Osoby pragnące poprzez obłędny shopping zapełnić pustkę samotnej egzystencji miały do dyspozycji bezpłatny serwis „Wypożycz sobie przyjaciela”. W St. Louis ludzie przebrani za gigantyczne karty kredytowe przykuwali się łańcuchami do drzwi i ogrodzeń domów towarowych. W Baltimore przechadzały się „owce konsumpcyjne”, raźno pobekujące: „Kupujęęęę! Kupujęęę!”. W australijskim Cairns korporacyjny Mikołaj, przyozdobiony logo najważniejszych światowych firm, jak pasterz wywijał konsumpcyjnym batem nad głowami trzódki ubranych na czarno ludzi, zakutych w plastikowe kajdany, uwięzionych w wielkich kodach kreskowych. W centrum Gdańska kilkanaście różowych świnek symbolizujących rozpasanych konsumentów, ustawiło się przed właśnie otwartym centrum handlowym z wózkiem pełnym śmieci oraz transparentem głoszącym „27% żywności ląduje na śmietniku”. Przed domami towarowymi West Lake Center w Seattle wystąpił zespół ekologicznie nastawionych starszych niewiast, znany jako Szalejące Babcie, które kolędowały: „To Wielki Biznes mówi nam, co naprawdę znaczy Boże Narodzenie” czy też „Nigdy już się nie zadłużymy”. To ostatnie ostrzeżenie jest jak najbardziej na miejscu – 10-15% Amerykanów, którzy biorą kredyty na świąteczne zakupy, zazwyczaj nie zdoła ich spłacić przez najbliższy rok. Statystyki są wstrząsające – ponad 30% obywateli USA wyrzuca prezenty świąteczne, nawet ich nie rozpakowując. Co piąty Amerykanin od razu chowa upominek w oryginalnym opakowaniu z choinkami czy reniferami w piwnicy lub na strychu (najwidoczniej zdając sobie sprawę, że w środku znajduje się kolejny budzący zgrozę krawat czy cudowny porcelanowy piesek od cioci Hildy). Klienci jednak spędzają całe dnie w świątyniach konsumpcji i kasy dzwonią nieprzerwanie. Szacuje się, że przeciętny mieszkaniec USA, od oseska do wiekowego starca, wyda w 2003 r. na świąteczne zakupy 670 dol. Przeciw temu terrorowi bezsensownej świątecznej konsumpcji wystąpił osobliwy alians obrońców środowiska, przeciwników bezdusznego kapitalizmu, idealistów poszukujących sensu życia wspomaganych niekiedy przez kapłanów różnych Kościołów i ludzi pragnących przywrócić świętom ich religijny charakter. Początek tej akcji dała w 1992 r. organizacja skupiona wokół kwartalnika Adbusters (w wolnym przekładzie „niszczyciele reklam”) z kanadyjskiego Vancouveru. Jej czołowym aktywistą jest 61-letni Kalle Lasn, który jako mały chłopiec uciekł wraz z rodzicami z Estonii przed nadciągającą Armią Czerwoną, w Kanadzie pracował jako specjalista od reklamy. W 1989 r. kanadyjskie przedsiębiorstwa przemysłu drzewnego reklamowały w telewizji swoje poczynania jako ekologiczną gospodarkę leśną. Organizacje obrońców środowiska zleciły Kalle Lasnowi przygotowanie kontrreklamy, wykazującej, że „gospodarka leśna” to w rzeczywistości rabunkowy wyrąb, po którym pozostaje zaledwie 8% starych drzew. Żadna telewizja nie zgodziła się jednak na wyemitowanie tego płatnego przecież programu. Stacje telewizyjne były bowiem związane finansowo z wielkim biznesem. „Pochodzę z Estonii, gdzie powiedzenie czegoś przeciwko rządowi było zakazane. Kiedy znalazłem się w Ameryce Północnej, okazało się, że nie mogę powiedzieć niczego wbrew woli sponsora. Jest w tym coś głęboko niedemokratycznego”, żalił się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 51/2003

Kategorie: Obserwacje