Czy można się dziwić, że dzieci nie śpiewają piosenek, kiedy nawet sam prezes PiS nie potrafi poprawnie wykonać hymnu W kultowym filmie „O dwóch takich, co ukradli Księżyc” bracia Lech i Jarek Kaczyńscy całkiem udatnie śpiewali, a nawet tańczyli. Dlaczego pół wieku później Jarosław Kaczyński kompromituje się nie tylko nieznajomością słów hymnu narodowego, ale i tym, że wyje coś do mikrofonu, najwyraźniej nie umiejąc śpiewać? I co na to jego brat? Ale miarka się przebrała. Trzeba przerwać narodową niemotę wokalną. Grupka zapaleńców próbuje wprowadzić śpiew chóralny do szkół podstawowych, z ich badań bowiem wynika, że najsłabszym ogniwem wychowania muzycznego jest szkoła, z której wyrugowano śpiew, choć były to zajęcia atrakcyjne. Dzieci nie mają takich barier jak dorośli i chętnie, nawet bez mikrofonu, śpiewają, jeśli ktoś im pokaże jak i zachęci. Szkoła bez śpiewu Nie wystarczy jednak, jak proponuje minister Giertych, zaczynać dzień w szkole od „Jeszcze Polska nie zginęła”. Trzeba mieć profesjonalny program i stworzyć praktyczny system nauki śpiewu. Przedmiot wychowanie muzyczne, jeden z nieobowiązkowych członów przedmiotu sztuka, jest w gruncie rzeczy fasadą traktowaną zbyt teoretycznie i zdawkowo. A przecież nie każde dziecko wstępuje do szkoły muzycznej lub ogniska. Tzw. średniej krajowej pozostaje nauka w zwykłych podstawówkach, a tutaj śpiew jako taki nie istnieje. Andrzej Kosendiak z Wrocławia, twórca programu totalnego rozśpiewania najmłodszych (dziś dyrektor Filharmonii Wrocławskiej i szef Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Oratoryjno-Kantatowej „Wratislavia Cantans”), zwraca uwagę, że obecna szkoła nie tylko o śpiewie zapomniała. Prawie wcale nie uczy innych rzeczy potrzebnych w życiu. – Lekcje angielskiego kupuje się prywatnie, sport szkolny kuleje, nikt nie uczy rysowania, nie uczy się tańca. To czego się uczy? – zastanawia się. Wniosek jest taki, że śpiew powinien wrócić do szkół jako przedmiot, który znajdzie swoje miejsce w programie nauczania. Ale takiej rewolucji nie dokona jeden człowiek, który nie jest ani prezydentem, ani szefem największej siły politycznej, ani nawet ministrem edukacji. Jeden człowiek może uruchomić akcję i szukać dla niej sprzymierzeńców. Śpiewający nauczyciele Akcję popiera np. Kazimierz Kord, prezes Polskiej Rady Muzycznej, a zarazem szef Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. To on przed laty rzucił hasło: „W każdej szkole chór”, uzasadniając to następująco: – Kultura fizyczna jest tak samo ważna jak duchowa. Lekcje śpiewu, malarstwa, teatru i deklamacji muszą być bezwzględnie brane pod uwagę przy programowaniu nauczania w szkołach podstawowych. Bez powszechnej praktyki muzykowania młodzieży grozi nam wychowanie ludzi pozbawionych wrażliwości muzycznej. Za słusznymi słowami nie poszły żadne praktyczne działania. Kiedy jednak okazało się, że Andrzej Kosendiak uruchomił machinę masowego rozśpiewania w skali jednego miasta, poparł go nawet minister kultury i dziedzictwa narodowego. Program nazywa się „Śpiewająca Polska”, jest po prostu scenariuszem postępowania oraz metodą uczenia wspólnego śpiewania. Pierwowzorem projektu „Śpiewająca Polska” stał się program „Śpiewający Wrocław” (Wratislavia Cantans) rozpoczęty jesienią 2000 r. Miał to być pilotaż wielkiego rozśpiewania narodowego – jak się okazało, całkiem udany. W pierwszym roku powstało w mieście 15 chórów, a w ciągu pięciu lat – już 40 zespołów chóralnych, głównie w szkołach podstawowych i gimnazjach. Do tej pory taki przyrost śpiewających dzieci uważano za rzecz niemożliwą. Do chóru przecież trzeba zatrudnić dyrygenta, zorganizować naukę repertuaru i muzycznych podstaw, melodii, rytmu itd. Niektórzy umywali ręce i mówili: niech szkoły sobie zakładają chóry. Ale tutaj trzeba było zacząć od czegoś innego, od szkolenia dla nauczycieli, którzy mieliby to zrobić. Najpierw więc uczono śpiewać w chórze samych belfrów i podsuwano pomysły, jak zorganizować pracę, jak rozmawiać z rodzicami, z władzami samorządowymi. Skromne, kilkusetzłotowe wynagrodzenia dla tych nauczycieli wygospodarował wrocławski urząd miasta. Do programu na szczeblu całego kraju użyto na początek nowej instytucji – Narodowego Centrum Kultury, powołanego 15 marca br., do którego skierowano środki na śpiewający program, a operatorem projektu uczyniono Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans. Finansowo mają go wspierać samorządy lokalne. Projekt będzie realizowany we współpracy z kadrą pedagogiczną akademii muzycznych oraz innych wyższych uczelni
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz