Starożytne świątynie rozkoszy

Starożytne świątynie  rozkoszy

Hetery, dykteriady, flecistki, dziewczyny godziny dziewiątej Córy Koryntu Prostytucja pojawia się w Helladzie po Homerze, i to w dość niezwykłej formie. W Koryncie, przy świątyni bogini miłości Afrodyty. Jak donosił Strabon, służyło jej tam ponad tysiąc hierodul, prostytutek świątynnych, za sprawą których wyznawcy „łączyli się” z boginią. Kobiety trafiały tam m.in. jako dary od wiernych. Na przykład sto kupił w V w. p.n.e. niejaki Ksenofont w podzięce za zwycięstwo na igrzyskach olimpijskich. Podobne sanktuarium z prostytucją świątynną miało istnieć też na górze Eryks – na Sycylii, wyspie zamieszkiwanej przez osadników z Hellady, ale i poddanej kolonizacji fenickiej (a warto zaznaczyć, że Bliski Wschód uznawano za siedlisko rozpustnych praktyk). Niestety, archeolodzy nie zidentyfikowali dotąd jednoznacznych, przekonujących śladów owych gigantycznych świątyń seksu. Może fakty ich dotyczące rozbuchano? Tak czy inaczej, kiedy Ksenofont miał fundować tabun swoich hierodul, zwyczajna zarobkowa prostytucja kwitła już na ulicach greckich miast. Istnieje przekonanie, że pierwszy dom publiczny założył w Atenach prawodawca Solon (VII–VI w. p.n.e.), a niewolnice, których ciałami tak kupczono, brały za swoje usługi zaledwie jednego obola (czyli tyle, ile kosztował bochenek chleba). Miały zapewnione utrzymanie, o ile tylko spełniały wszystko, czego pragnęli klienci. Ci byli zadowoleni, a władze miały poczucie dobrze wykonanej roboty. „Wstępujcie więc, nikt nie będzie przed wami niczego udawał ani też niczego ukrywał, nie będzie też robić ceregieli. Te, które wybierzecie, przyjmą was w swoje ramiona, kiedy będziecie chcieli i jak będziecie chcieli”, opisywał poeta Filemon na przełomie IV i III w. p.n.e. „Są tam piękne dziewczęta, które możesz mieć za niewielkie pieniądze, i to nie narażając zdrowia”, dodawał komediopisarz Eubulos. Na rynku wytworzyła się konkurencja. Pospolitą prostytutkę nazywano porne, a droższą i bardziej wykształconą określano terminem hetaira, czyli „towarzyszka mężczyzn”. W praktyce często jednak wszystkie kobiety tej profesji nazywano heterami, choć funkcjonowały i inne nazwy: dykteriady, flecistki itd. Prostytutki nie musiały być przywiązane do żadnej świątyni, mogły pracować w domu, na ulicy, w portykach budynków czy nawet na cmentarzach – często pod „opieką” stręczyciela. Właścicielami burdeli byli zarówno ateńscy obywatele, jak i cudzoziemcy przebywający w Atenach. Przetrwała informacja, że niejaki Euktemon posiadał całą sieć domów publicznych w porcie w Pireusie oraz w dzielnicy garncarzy – Kerameikos. Jego ateński przybytek, znajdujący się niedaleko Świętej Bramy, złożony był z dziesięciu niewielkich pomieszczeń i centralnie położonego dziedzińca. Klientów nie brakowało: młodzi i starzy Ateńczycy, marynarze i kupcy walili drzwiami i oknami. Dzielnica Kerameikos uchodziła zaś za świetne miejsce na seksualne łowy. Niektórzy Ateńczycy głośno wyrażali swoje oburzenie zepsuciem obyczajów. Utyskiwali: „Rzeczy straszne i nie do zniesienia wyczyniają w naszym mieście młodzi ludzie. Na każdym kroku można zobaczyć dorodne dziewczęta stojące w słońcu przed burdelami, odziane w przezroczyste suknie i kuszące odsłoniętymi piersiami. Możesz sobie wybrać, jaką chcesz – chudą albo grubą, pulchną albo wiotką, piękną lub szpetną, młódkę, dojrzałą lub staruchę – a przy tym wcale nie musisz ustawiać drabiny, aby się potajemnie do niej dostać, ani wślizgiwać się przez otwór w dachu, czy też kryć w stercie słomy. One same niemal siłą ciągną cię do domu i nazywają ojczulkiem, jeśli jesteś stary, albo młodzieniaszkiem lub braciszkiem – jeśliś młody, a każdą z nich możesz bez ryzyka posiąść za obola zarówno w dzień, jak i w nocy”. Taka wystawa z obnażonymi kobietami, przypominająca dzielnicę czerwonych latarni w Amsterdamie, nie na wszystkich mężczyzn jednak działała. Niektórzy preferowali dziewczęta w kolorowych szatach i blond perukach. Z kolei eleganckie hetery, mające do czynienia z lepszą klientelą, stawiały na przezroczyste szaty i szale. Po pierwsze, wyglądały w nich jak szanowane obywatelki (co dodawało całej sprawie pikanterii), po drugie pobudzały wyobraźnię mężczyzn. Carola Reinsberg przywołuje tu przykład malowidła z naczynia pokazującego z przymrużeniem oka „pertraktacje” klienta z heterą. Najpierw mężczyzna unosi jej suknię z przodu, sprawdzając „jakość towaru”. Po czym – albo pobudzony, albo niezadowolony z tego, jak wyglądała dama od frontu – odwraca ją i dogadza sobie tylną częścią jej ciała, nie ściągając nawet sukni.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2018, 2018

Kategorie: Obserwacje