Wulkan pod Warszawą i inne mikrowyprawy

Wulkan pod Warszawą i inne mikrowyprawy

Fot. Krzysztof Chojnacki / East News Turysci rowerowi ogladaja panorame Warszawy z brzegu praskiego, Warszawa, 2018.

Turystyka alternatywna zdobywa serca młodych Polaków. Dlaczego wolą Milanówek od Mediolanu? Najpierw trzeba jechać krętą ścieżką rowerową wzdłuż trasy szybkiego ruchu. Po drodze, schowana za ekranami akustycznymi, znajduje się kolonia drewnianych domków, kawałek Dzikiego Zachodu, którego mieszkańcy nieśpiesznie wywieszają pranie, gdy my rozjeżdżamy kołami rowerów niekoszone i bujne trawniki. Potem wjazd do lasu, który gęstnieje z każdym metrem, zabierając letnie światło i tłumiąc warkot samochodów. Asfaltowa droga w końcu ustępuje leśnej, ta zwęża się do wydeptanej ścieżyny, na końcu i tak wygrywają wysokie do pasa chwasty, samosiejki z niewidocznych stąd pól, uparta ni to miejska, ni to leśna flora. Na końcu ścieżki czeka prześwit, wydeptana ziemia i resztki spękanych betonowych płyt – geometryczny kształt i kąty proste podpowiadają, że to nie polana. Powietrze nabrało nieprzyjemnego zapachu. Jesteśmy na miejscu, u stóp niedostępnego i groźnego wulkanu. Tak naprawdę to wysypisko śmieci na warszawskim Radiowie. Z wulkanem ma wspólnego tyle, że i z niego unoszą się toksyczne wyziewy – mieszkańcy skarżyli się na nie latami. Przy odrobinie wyobraźni i wystarczająco powolnym tempie pedałowania, w towarzystwie wygadanych przewodników, wycieczkę do Radiowa można zmienić w długą i ekscytującą eskapadę. Na tym polegają mikrowyprawy – sposób podróżowania i spędzania wolnego czasu, który ma „zaczarować” Polskę i wywołać nową modę na zapomniane krajoznawstwo. Na razie powoli, choć skutecznie, zdobywa serca młodych Polaków i Polek. Po kolei Na wulkan Radiowo – „ekspedycję wokół magicznej góry” – wybrałem się w wakacje 2016 r. zachęcony przewrotnym opisem planowanej przygody. Organizatorzy – Towarzystwo Krajoznawcze Krajobraz i projekt Post-turysta – obiecywali „księżycowy krajobraz”, „przedzieranie się przez dzikie warszawskie lasy” i dotarcie aż pod „okryty wieloma tajemnicami i niedostępny dla zwykłego człowieka najwyższy wulkan stolicy”. „Zbadanie lokalnych wierzeń i legend związanych z wulkanem Radiowo to jeden z naszych celów. Obecnie znamy je jedynie z zapisków antropologów. Liczymy, że w trakcie wyprawy uda się nam spotkać przedstawicieli rdzennych plemion zamieszkujących te tereny. Na razie nie wynajęliśmy jeszcze tłumacza”, opowiadał Szczepan Żurek, członek Krajobrazu i przewodnik wyprawy do Radiowa, na stronach „Gazety Wyborczej”. Ironiczne? Owszem. Kpiarskie? Niekoniecznie. Cała wyprawa na „wulkan” była trochę żartem z turystycznej konwencji, języka przewodników i przymusu doznawania „egzotycznych” wrażeń zza murów strzeżonego hotelu w Tunezji. Ale idea mikrowypraw i turystyki alternatywnej nie jest zgrywą. Ich uczestnikom i organizatorom chodzi raczej o pokazanie, że konwencjonalna, masowa, komercyjna turystyka sama jest często kpiną – podwożeni busikami z lotniska do hotelu, rozpieszczani przez profesjonalną kadrę, karmieni pizzą i kebabem na „egzotycznych” wczasach nie doświadczamy wszak żadnej egzotyki. A przygoda czeka, dosłownie, tuż za rogiem. Mikrowyprawy – w przeciwieństwie do wczasów all-inclusive – nie mają precyzyjnej definicji. W najbardziej ogólnym sensie chodzi o to, by odkrywać coś, co najbliższe i czasami zapomniane, by kreować przygodę, zamiast kupować ją w agencji turystycznej. By zwiedzać na małą skalę, poświęcając czas na poznanie jednego górskiego szczytu, zgłębić historię jednej miejscowości czy gminy, przewędrować jedną ulicą bądź wybrać się wzdłuż linii dawnej kolei. W praktyce mikrowyprawą może być niemal każda wycieczka, która zakłada poznawanie danego miejsca, o ile organizuje się ją własnym wysiłkiem, z szacunkiem dla przyrody i mieszkańców. Środek lokomocji? Dowolny: rower, kajak, kolej podmiejska. Odległość i czas trwania – bez znaczenia, choć oczywiście najpopularniejsze są miejsca, do których można dotrzeć w weekend i bez kosztownych przygotowań. „Południowy biegun Warszawy”? Do podmiejskiego browaru lub nad zalew? Szlakiem półzapomnianych muzeów lub z wizytą w wiejskiej świetlicy? Proszę bardzo. Wydany przez Towarzystwo Krajoznawcze Krajobraz i Pracownię Badań i Innowacji Społecznych Stocznia przewodnik „Po kolei” zachęca – zgodnie z tytułem – do odwiedzenia miejscowości na trasie Warszawskiej Kolei Dojazdowej i w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od stolicy, wszystkich w zasięgu regionalnych kolei. Bliskich nie znaczy jednak znanych – autorzy i autorki przewodnika opisują i polecają owiane złą sławą Tworki i tamtejszy szpital psychiatryczny, proponują wycieczkę do leżącego w otulinie Kampinosu Błonia (sławnego niegdyś z fabryki zegarków) czy zachęcają do poznania architektury Skierniewic. Wokół stolicy tworzy się nowy obieg turystyczny – reprezentacyjne muzea i pełne atrakcji klubowo-kawiarnianych Śródmieście przyciągają przyjezdnych, a miejscowi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 30/2019

Kategorie: Obserwacje