Kolor daje życie

Kolor daje życie

Choroba odebrała mu mowę, władzę w rękach i w nogach. Mimo to Łukasz Karaś organizuje jeden z największych festiwali graffiti w Polsce – U góry będą takie prostsze litery, a wszystko poprzeplatane kablami. Zobaczysz, o co mi chodzi. To moja stylówa. No, mam wizję – młody człowiek malujący graffiti na ścianie budynku nieopodal dworca kolejowego w Nowej Soli odkłada farbę w spreju i tłumaczy swój pomysł mężczyznom w samochodzie. Niedługo jego mural będzie witał wjeżdżających do miasta. W aucie siedzą Łukasz Karaś i jego przyjaciel Łukasz Hendel. Karaś wskazuje litery alfabetu na skrawku papieru, Hendel składa je w całość. Wychodzi krótki komentarz, który wyraża aprobatę: „Kozak!”. Karaś, dyrektor artystyczny imprezy dla grafficiarzy Fight or Die, szelmowsko się uśmiecha. Walcz albo umieraj – nazwa festiwalu jest mocna. Ta scena to początek krótkiego filmu dokumentalnego o Karasiu, nakręconego przez portal SwipeTo.pl. Łukasz mówi w nim, że dopóki oddycha, będzie się angażował w organizację jamu dla twórców graffiti. W jego domu na ścianie wisi zdjęcie filmowego Rocky’ego. Ważny jest dla niego również Muhammad Ali i jego słynne słowa: „To brak wiary w siebie sprawia, że ludzie boją się podejmować wyzwania. Ja w siebie wierzę”. W salce rehabilitacyjnej ma portrety Alego, legendarnego pięściarza, który przez lata cierpiał na parkinsona. Łukasz Karaś, dawniej ratownik medyczny, choruje na SLA – stwardnienie zanikowe boczne. To brutalna choroba. Zamyka człowieka w ciele. Jak się dowiedział? Pewnego dnia miał problem z otwarciem drzwi do mieszkania i poczuł, że coś jest nie tak. A do tej pory jeździł karetką i ratował ludzkie życie; był okazem zdrowia, uprawiał sport, podróżował. Diagnozę usłyszał w marcu 2015 r. Musiał wrócić do rodzinnego domu w Nowej Soli w Lubuskiem i zrezygnować z pracy, która była jego pasją. „Nie ma nic piękniejszego niż uratowanie komuś życia – pisał w internecie. – Zawsze walczyłem o innych, nie spodziewałem się jednak, że przyjdzie mi kiedyś stanąć przed tak ogromnym wyzwaniem jak własna choroba”. I tak walczy z nią już od ośmiu lat, a ona postępuje. Ale w tym czasie spełnił jedno z największych marzeń. – Dla mnie pokonanie zwykłego krawężnika jest niemożliwe, a udało mi się skoczyć ze spadochronem – mówił lokalnemu „Tygodnikowi Krąg” we wrześniu 2017 r. Dziś porozumiewa się przede wszystkim dzięki komputerowi: wysyła mejle, wiadomości, używa syntezatora mowy. Artyści z całego świata – Z racji zawodu dobrze wiedziałem, z czym wiąże się SLA – podkreśla Łukasz i dodaje, że toczy nierówną walkę: – Choroba odebrała mi władzę w rękach i nogach, odebrała mowę. Ale nigdy nie odbierze mi marzeń. Wiele osób mówi, że jestem twardzielem. Tylko że ja po prostu nie mam innego wyjścia. Wiem, że moje działania, cała aktywność społeczna, mogą być dla kogoś motywacją, mogą zachęcić do zmiany na lepsze. To mnie umacnia i napędza do dalszej pracy. Fight or Die – dlaczego akurat taka nazwa festiwalu? – Mocnym hasłem i swoją historią chciałem pokazać, szczególnie młodym ludziom, że niezależnie od tego, w jak trudnej sytuacji przyjdzie im żyć, warto walczyć o swoje marzenia. Nawet te odległe – tłumaczy mi Łukasz. W 2016 r. poznał wspomnianego już Łukasza Hendla, społecznika, szefa nowosolskiego Stowarzyszenia P.A.R.K. Zaproponował mu współpracę: stworzenie w mieście festiwalu sztuki ulicznej. – Od najmłodszych lat interesowałem się szeroko rozumianym street artem i graffiti – wspomina Karaś. – Dorastałem w latach 90. i dobrze pamiętam wszechobecny brak koloru. Początki były trudne, bo nie mieliśmy znajomości i pieniędzy, ale dzięki wsparciu urzędu miasta udało nam się zorganizować pierwszą edycję połączoną z ogólnopolskimi zawodami BMX. Łukasz opowiada, że sztuka jest dla niego oddechem, odskocznią od problemów. I sposobem na radzenie sobie z depresją. Marzy mu się stworzenie w Nowej Soli ulicznej galerii street artu. – To jest w naszym zasięgu – zaznacza. – Nasze miasto już stało się miejscem spotkań najlepszych artystów sztuki ulicznej. Jako Stowarzyszenie P.A.R.K. staramy się w ten sposób odnawiać często zapomniane i zaniedbane miejsca w mieście. Do Nowej Soli przyjeżdżają grafficiarze z całej Polski. Jeden z nich,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 22/2023

Kategorie: Obserwacje