Tutaj nie ma wi-fi, zapomnij

Tutaj nie ma wi-fi, zapomnij

fot. Pawel Drag

Indian Tsachilas zostało tylko około 2 tys. Wielu z nich stara się żyć tak jak przed laty Korespondencja z Ekwadoru Miguel ma 46 lat, czerwone włosy i własnoręcznie namalowane słońce na bicepsie. To szaman z grupy Indian Tsachilas, zamieszkujących prowincję Santo Domingo de los Tsachilas w Ekwadorze. Przez dłuższą chwilę siedzimy w milczeniu na zwalonym drzewie i jemy wybornego kurczaka z ryżem i papają. Mężczyzna co jakiś czas zerka na mój telefon, aż w końcu mówi: – Tutaj nie ma wi-fi, zapomnij. Do obecnych czasów przetrwało ok. 2 tys. Tsachilas. Podstawowym źródłem ich utrzymania jest uprawa roli, rybołówstwo, polowanie i zbiór dzikich owoców. Między sobą posługują się językiem tsafiqui, choć młodzi Tsachilas wolą już mówić po hiszpańsku, spychając rdzenną mowę w zapomnienie. Coraz chętniej porzucają też tradycyjne stroje i próbują żyć jak inni Ekwadorczycy. Siłą rzeczy są najbardziej podatni na postęp, stając się mimowolnymi grabarzami plemiennych tradycji. Pod względem etnograficznym i historycznym nie wiemy o Tsachilas niemal nic. Bez wątpienia jednak są jednymi z pierwszych ludzi, którzy osiedlali się na tym trudnym terenie w dżungli. Tsachilas wyróżniają się fryzurą. Mężczyźni golą włosy po bokach, a te na czubku farbują na czerwono, układając je tak, by powstało coś w rodzaju czapeczki. Do farbowania służy im roślina achiote, rosnąca w każdym zakamarku wioski Chigüilpe. Barwnik jest bardzo trwały – jedna kuracja wystarcza na cały miesiąc. Indianie ozdabiają także ciała, pokrywając je liniami i symbolami słońca oraz księżyca. Tradycja malowania wywodzi się z czasów, gdy Tsachilas walczyli z jednym z najgroźniejszych przeciwników – ospą. W Chigüilpe mówi się, że wszystko się zmieniło, kiedy wielki szaman Tsachila poprosił Wielkiego Ducha, aby ten wskazał mu rozwiązanie problemu. Został wtedy zaprowadzony do krzaka achiote. Indianie wysmarowali się rośliną, a w podzięce za to, że udało im się przetrwać, zaczęli regularnie malować włosy. Od tego czasu zdobienia stały się ich znakiem rozpoznawczym wśród plemion Ekwadoru. Kobiety jeszcze do niedawna ubierały się w tradycyjne stroje: długie spódnice i korale, które częściowo zakrywały piersi. Czasy jednak się zmieniły, mężczyźni stali się dużo bardziej bezpośredni, więc Indianki musiały się przerzucić na nowocześniejszą, a przede wszystkim więcej zakrywającą garderobę. Tsachilas dzielą się na kilka mniejszych społeczności. Wioskę Chigüilpe tworzą drewniane chaty pokryte strzechą. Co ciekawe, dachy kładzie się tylko wtedy, gdy księżyc jest w odpowiedniej fazie cyklu. Czasami trzeba czekać nawet dwa tygodnie na rozpoczęcie prac. Biolodzy i miłośnicy przyrody przyklasnęliby temu. W pewnych fazach księżyca bowiem motyle składają jaja na liściach palm używanych do wykonania dachu, a Indianie szanują prawa natury i wiedzą, kiedy mogą działać. Utrzymują się też z produktów, które sami wytworzą. – Po co mamy coś kupować, skoro dżungla jest najlepiej zaopatrzonym, a do tego darmowym sklepem? – pyta mnie retorycznie Miguel. Wioska jest odcięta od elektryczności, ale Indianom to nie przeszkadza. Potrafią się poruszać po całym terenie w kompletnej ciemności. • W chatce bez przedniej ścianki, o wysokości może 1,5 m i takiej szerokości, siada się na drewnianym kołku. Tuż nad dziurą w ziemi, do której wcześniej wrzuca się przeróżne liście o intensywnym zapachu melisy, mięty i limonki. Całe ciało przykrywa się szczelnie grubym materiałem, tak by nie wystawał nawet kawałek buta. Wszystko po to, aby ograniczyć wydobywanie się na zewnątrz pary. Do dziury wlewa się trochę wrzącej wody. Na koniec umieszcza się tam gorące kamienie, które trzeba uzupełniać co trzy-cztery minuty. Po wyjściu z tej sauny Indianie oblewają się zimną wodą z ziołami, które mają tak intensywną woń, że można ją wyczuć nawet po wypraniu ubrań. Woda nabierana jest z pobliskiej rzeki, która służy Tsachilas również jako źródło pożywienia. Łowienie ryb okazuje się niebywale proste. Indianie stworzyli drewnianą konstrukcję, która manewruje prądami wodnymi, co powoduje, że ryby tracą naturalny instynkt i za każdym razem płyną wprost w pułapkę. Niedaleko wioski znajduje się 200-letnie magiczne drzewo, skryte w dżungli przed nowoczesnym światem. Właśnie przy nim dziadek Miguela, także szaman, rozmawiał ze zwierzętami. Ta zdolność

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2018, 2018

Kategorie: Obserwacje