Świnie to podstawa

Świnie to podstawa

papua-new-guinea-traditional-tribe-tribal-paint-warrior Foto: flickr/Anselmo Lastra/CC BY 2.0

Wielożeństwo na Nowej Gwinei jest normą kulturową. Kościół i państwo próbują z tym walczyć Na moje powitanie wyszedł młody mężczyzna. Widząc pewność i dostojność, które z niego emanowały, oraz sposób, w jaki się poruszał, natychmiast pojąłem, że musi to być ktoś bardzo ważny. Wskazał miejsce na ziemi i poprosił, bym usiadł. – Witaj – uśmiechnął się łagodnie, mimo to powaga nadal spowijała jego twarz. – Jestem przywódcą mieszkającej tu społeczności. Chcielibyśmy cię powitać tak, jak wita się zwykle gości. Po chwili z pobliskiej chaty wyszli ludzie, wszyscy ubrani niezwykle kolorowo. We włosy wpięte mieli wielobarwne pióra ptaków rajskich, ciała pomalowane czerwoną, żółtą i białą farbą, zielone rośliny stroiły ich ramiona i łydki, a tułowie zdobiła najprzeróżniejsza biżuteria. Wyglądali wspaniale! Odruchowo wstałem, najpewniej z szacunku dla gospodarzy, bo trudno było mi siedzieć, gdy inni tańczyli przede mną. Widziałem, że dla Simbu moje przybycie też było niezwykłe, wyglądali na nieco spiętych i stremowanych. Wbrew temu, co mówi rytuał, jako pierwszy wyciągnąłem rękę na powitanie, kłaniając się przy tym nisko. Gest speszył nieco tubylców, ale po chwili wahania jeden z mężczyzn podszedł i uścisnął moją dłoń. Za nim ruszyła reszta i chwilę potem wszelkie bariery zostały przełamane. Kobiety się śmiały, mężczyźni też byli chyba zadowoleni, bo ni z tego, ni z owego wręczyli mi dymiącą fajkę. Jak powszechnie wiadomo, w wielu kulturach wspólne palenie łączy, kiedy więc wciągnąłem dym do płuc, wyraz wielkiej aprobaty odmalował się na twarzach zebranych. Zaraz jednak zacząłem się krztusić, a łzy napłynęły mi do oczu, co wzbudziło wśród tubylców olbrzymią radość. Chichrali się wszyscy, łącznie ze mną, nadal krztuszącym się i płaczącym w obłokach dymu. Byłem wśród swoich. Gdy od śmiechu rozbolały nas brzuchy, zaczęliśmy rozmawiać o Simbu, ich zwyczajach i codziennym życiu. – To twoje żony? – spytałem mężczyznę, który wcześniej przedstawił się jako wódz wioski. Wśród nas było kilka kobiet, które teraz siedziały nieco z boku i szepcąc coś sobie do ucha, zaśmiewały się co chwilę. – Nie wszystkie. Tylko ona jest moją żoną – wskazał palcem na jedną z dam. Kobieta spuściła wzrok. Jej koleżanki również uspokoiły się i ucichły. – Masz jedną żonę? – Nie, cztery, ale reszta jest w polu – odparł gospodarz. – Wolno mieć tyle? – Teraz nam mówią, że nie, ale ja mam. Inni też mają. – Kto mówi? – Misjonarze, ludzie w mieście. Tylko mówią, bo sami przecież też mają. – Misjonarze? Mają żony? – Misjonarze nie! Ale inni mają. Oficjalnie jedną, nieoficjalnie więcej. Nie zawsze, czasami. Ktoś mógłby pomyśleć, że wódz myli żony z kochankami. Jednak wielożeństwo na Nowej Gwinei to w znacznej mierze norma kulturowa, z którą Kościół i państwo próbują walczyć, jak mogą. Niedawno prawo oficjalnie zakazało poligamii, ale w oddalonych od cywilizacji społecznościach zakaz ten trudno wyegzekwować. Starania trwają, ponieważ zarówno przedstawiciele duchowieństwa, jak i rząd dostrzegają drugie dno współczesnego wielożeństwa. Jak głosił luterański pastor Jack Urame, były dyrektor Instytutu Melanezyjskiego w Goroka: „Praktyka poligamii zmieniła się w wyniku wprowadzenia ekonomii opartej na pieniądzu i zachodniego modelu postrzegania bogactwa. (…) W przeszłości najważniejsze osoby w plemieniu oraz ci dysponujący finansową i ekonomiczną siłą mogli mieć tyle żon, ile zdołali utrzymać. Obecnie jednak mężczyźni płacą za żony, aby pokazać, ile mają pieniędzy. Takie małżeństwa nie trwają długo, cierpią na tym dzieci, tworzą się patologie, przyczyniające się do ogółu problemów społecznych w Papui-Nowej Gwinei. (…) Ukrócenie poligamii pomoże zapobiegać przemocy w rodzinach i wzmocnić walkę z nierównością płci”. – A ty? – drążyłem temat. – Płaciłeś za swoje żony? – Oczywiście! Za pierwszą dałem 50 świń. Za kolejne nieco mniej, ale też całkiem niemało. Gospodarz wyprężył się z dumą, a mnie zrobiło się nieco głupio, bo ja swoją żonę dostałem za darmo. Może to i lepiej, bo skąd miałbym wziąć tyle świń? – A te świnie… hodujesz? – Naturalnie, świnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 28/2017

Kategorie: Obserwacje