Jak polityk z polityczką

Jak polityk z polityczką

Dlaczego polszczyzna dyskryminuje kobiety? Sławomira Walczewska z Fundacji Kobiecej eFKa, współredaktorka pisma „Zadra”, przeczytała kiedyś następujący nekrolog: „Ze smutkiem żegnamy najukochańszą Babcię, walecznego żołnierza, profesora i przewodniczącą”. Ten makaroniczny język w żaden sposób nie oddawał powagi sytuacji. Od tego czasu zaczęła przykładać wagę do kwestii kobiecej w języku. Język już od lat stanowi pole działań feministycznych. Bo mowa ludzka to zwierciadło, w którym można zobaczyć prawdziwy obraz rzeczywistości. Istnieje wiele znaków w językach świadczących o prawdziwej obecności – lub jej braku – kobiet w świecie, argumentują lingwistki. Polszczyzna nie jest wcale wyjątkowo szowinistyczna; jest jednak tak samo niedoskonała jak inne języki Zachodu. Tymczasem ma duży potencjał, by być językiem równouprawnienia. Sama gramatyka wymusza świadomość płci. Język polski, w odróżnieniu na przykład od angielskiego, jest urodzajowiony. To, co boli lingwistyczne feministki, to fakt, że ten podział na rodzaje w polskim nie jest konsekwentny. Problemem są nazwy zawodów i funkcji społecznych. Polszczyzna jest sprzymierzeńczynią kobiet: można mówić „ekspertki”, „krytyczki”, „polityczki”. Zazwyczaj jednak nie korzysta się z tej możliwości. To, że o kobiecie mówimy polityk, a nie polityczka, świadczy o tym, że wcześniej polityką zajmowali się głównie mężczyźni, a nie o dyskryminacji kobiet – mówią kulturoznawcy, broniąc tradycyjnego języka. Problem w tym, że argument ten nie dotyczy wielu zawodów. Słowo „pedagog” określa przecież profesję, która leży w kobiecym obszarze, nikt jednak nie używa słowa „pedagożka”. Feministki twierdzą, że taki „męski” sposób określania kobiet prowadzi do przemilczania ich udziału w życiu publicznym. Wyrażenia „naukowcy”, grono „polityków” sprawiają, że obecność kobiet w tych grupach jest pomijana – argumentują. Prof. Jerzy Bralczyk broni tradycyjnego nazewnictwa: – Męskie odmiany zawodów uważane są za bardziej nobilitujące niż żeńskie. Kiedy mówimy o kierowniczce, to raczej w przypadku kobiety kierującej mniej ważną instytucją – mówi profesor – gdyby chodziło o kobietę kierującą poważnym wydziałem, powiedzielibyśmy kierownik. Historyczka, fizyczka, matematyczka – odnoszą się raczej do nauczycielek z liceum, a nie do uczonych. W tym drugim przypadku używa się zwykle męskich odmian zawodów. Walcząc z tym zjawiskiem i lobbując na rzecz „kwestii kobiecej” w języku, krakowski kwartalnik „Zadra” proponował swego czasu zamianę męskich nazw zawodów na żeńskie, np.: krytyczka, filozofka, naukowczyni. W języku niemieckim żeńskie końcówki zawodów stały się wymogiem poprawności politycznej. W polskim, na razie, stosują je głównie feministki. Zdaniem Sławomiry Walczewskiej z eFKi, używanie męskich form w odniesieniu do kobiet jest sztuczne, bo trzymając się form męskich, tworzy się większe dziwadła językowe. Na przykład nazywając historyczkę panią historyk, jeśli chcielibyśmy być konsekwentni, musielibyśmy odmieniać ten zwrot: idziemy do „pani historyka”, z „panią historykiem”. – Czy nie jest prościej nazwać kobietę zajmującą się historią jednym słowem: historyczka? – pyta Walczewska. Jak nazwać małżonka profesorki Ale nazwy zawodów to tylko jedna kwestia. Innym problemem są zawiłości gramatyczne, a także tak zwany maskulinocentryzm: w polszczyźnie występują formy doktorowa, profesorowa na określenie żon; nie istnieją jednak formy określające małżonka pani doktor czy pani profesor. Jak więc nazwać małżonka profesorki? Profesorowym? Także w liczbie mnogiej mężczyźni „są górą” – na przykład kiedy mówimy „socjaliści”, mamy na myśli wszystkie osoby należące do tej grupy, także kobiety. Słowo „socjalistki” ma węższy zakres. Ponadto w grupie mieszanej wystarczy jeden osobnik płci męskiej, by wszyscy poszli, a nie poszły. Prof. Bralczyk: – O kobietach mówimy: szły, o zwierzętach, na przykład o psach – również szły. Ale kobieta z psem – szli. Marnym pocieszeniem jest to, że są języki, gdzie kobiety pomija się bardziej niż w polskim. We francuskim na przykład, adresując list do Państwa Kowalskich, zapomina się całkowicie o małżonce, pisząc: Monsieur et Madame Jan Kowalski. Poza męską końcówką Lobbowanie za obecnością kobiet w językowej rzeczywistości to nie tylko nazwy i końcówki. Gdy mówimy: „Po wygłoszeniu mowy osoba stająca do wyborów zemdlała”, od razu wiadomo, że chodzi o kobietę. Mężczyźni tracą przytomność – brzmi to poważniej i sugeruje „bezpośredni upadek na podłogę”, podczas gdy słowo „zemdleć” sugeruje wydarzenie niepoważne – pisze Deborah Tannen, lingwistka zajmująca się językiem kobiet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 32/2003

Kategorie: Obserwacje