Co zrobić, aby nasz wyjazd zagraniczny był udany i przynosił miłe wspomnienia? Wakacje, które mają być miłym przerywnikiem w codzienności, stają się dla nas niekiedy czasem płaczu i zgrzytania zębów. Tak jak dla pana Pawła, który wraz z żoną i dzieckiem wybrał się w lipcu 2008 r. z jednym z biur podróży na Korfu. Na miejscu okazało się, że w hotelu, w którym przez dwa tygodnie mieli mieszkać, otrzymując posiłki i trunki w formule all inclusive, nie było miejsc. Rezydentka biura podróży przejęła się ich losem, więc zaproponowała wybór: albo jeszcze tego samego dnia zostają zakwaterowani w innym hotelu, gdzie będą dostawać śniadanie, a za pozostałe posiłki i napoje będą dopłacać, albo tę noc jakoś przebiedują na własną rękę, a następnego dnia otrzymają zwolniony pokój w innym hotelu realizującym świadczenia all inclusive, aczkolwiek będzie on znacznie niższej klasy niż ten, w którym zabrakło miejsc. Alternatywa nie spodobała się panu Pawłowi, który ani nie miał pieniędzy, by dopłacać za posiłki i picie (bo kupując wycieczkę, wykosztował się na all inclusive), ani nie chciał po nocy spędzonej pod gołym niebem trafić do dziadowskiego hotelu. Rezydentka oświadczyła jednak, że nic więcej nie da się zrobić, a jeśli pan Paweł nie zdecyduje się na którąś z tych propozycji, biuro podróży będzie zmuszone uznać, że zerwał on umowę wycieczki, z wszelkimi tego konsekwencjami. Pan Paweł, zgrzytając zębami, zdecydował się więc chwilowo na gorszy hotel ze świadczeniami all inclusive i zażądał jak najszybszego powrotu do kraju. Biuro jednak dopiero po tygodniu wysłało go wraz z rodziną do Polski. Po powrocie turyści zażądali zwrotu całej kwoty zapłaconej za wycieczkę (czyli 8,6 tys. zł). Biuro oczywiście odmówiło, pan Paweł poskarżył się Federacji Konsumentów, a gdy ta podjęła interwencję, biuro podróży postanowiło, gwoli polubownego załatwienia sprawy, wypłacić 2875 zł, mimo że, jak oświadczyło, „nie dopatrzyło się jakichkolwiek nieprawidłowości” ze swojej strony, a turyści w końcu przez tydzień wypoczywali. Pan Paweł uznał propozycję za kpiny. – Na mocy ustawy o usługach turystycznych oraz kodeksu cywilnego biuro powinno zwrócić całą kwotę. Biuro podróży ponosi odpowiedzialność także za podmioty, przy pomocy których wykonuje umowę (hotelarz, pilot, przewoźnik itp.). Pan Paweł odstąpił od umowy, do czego miał prawo, bo nie zgodził się na świadczenie zastępcze gorszej jakości. To, że biuro dopiero po siedmiu dniach zapewniło turystom powrót, nie może w żaden sposób obciążać uczestników wycieczki – twierdzi Michał Fertak, prawnik Federacji Konsumentów. Sprawa niedawno trafiła do sądu, a turyści zwiększyli swe żądania także o zadośćuczynienie za zmarnowany urlop. Tylko modlitwa pomoże W sądzie skończy się też zapewne spór, jaki toczy z biurem podróży pani Jolanta, która w 2008 r. wybrała się na objazdówkę do Jordanii, Izraela i Egiptu. Na przejściu jordańsko-izraelskim straciła bagaż, jej walizkę omyłkowo wziął Japończyk z wycieczki udającej się do Jordanii. Pani Jolanta została bez zmiany bielizny i zapasowych ubrań, a zwłaszcza bez leków, które musiała regularnie przyjmować, chorując na cukrzycę. Natychmiast zawiadomiła pilota, nikt jednak nie podjął próby dotarcia do wycieczki japońskiej i odzyskania bagażu. Ponadto przez cały czas podróży nie udzielono turystce żadnej pomocy w zdobyciu leków i jakichś ubrań. Wycieczka zamieniła się w walkę o życie, do pani Jolanty trzeba było dwukrotnie wzywać lekarza. Biuro uznało, że z wszystkich swych zobowiązań wywiązało się należycie, utrata bagażu zaś (przepadł nieodwracalnie) nie jest jego winą. Dziś pani Jolanta domaga się 10 tys. zł. – To nie jest wartość rzeczy utraconych w bagażu, lecz zadośćuczynienie za brak opieki nad nią i pozostawienie samej sobie w sytuacji kryzysowej – podkreśla Michał Fertak. Kierunek bliskowschodni niesie również inne niebezpieczeństwa, o czym przekonały się trzy rodziny, które jesienią 2008 r. pojechały na wycieczkę do Izraela. Na skutek pomyłki biura turystów dołączono do pielgrzymki modlitewnej, co na piśmie potwierdziła pilotka wycieczki. – Poszkodowani chcieli odpocząć, spokojnie i profesjonalnie zwiedzając Ziemię Świętą. Zostali zaś poddani przymusowym praktykom religijnym, a każde słowo sprzeciwu traktowane było jak bluźnierstwo. Spędzili cały objazd narażeni na olbrzymi stres, głównie z uwagi na konflikt z grupą pielgrzymów.
Tagi:
Andrzej Dryszel









