Syrenki trzymają się mocno

Syrenki trzymają się mocno

Pierwszy, całkowicie polski samochód z żerańskiej FSO był prawdziwą szkołą motoryzacji

To właśnie ten skromny samochód zmotoryzował polskie drogi, zanim jeszcze Polacy przesiedli się do malucha. W latach 1957-1983 wyprodukowano ponad ćwierć miliona egzemplarzy tego auta. Syrenki cieszyły się zawsze sympatią rodaków i słusznie komedia z Jackiem Fedorowiczem i Bogdanem Łazuką w rolach głównych, głosiła: „Kochajmy syrenki!”.
Któż z nas nie obejrzy się, słysząc – coraz rzadziej, niestety – charakterystyczny pyrkot i widząc (oraz czując) kłęby niebieskiego dymu z dwusuwowego silnika, czerpiącego swój rodowód ze strażackiej motopompy. A iluż atrakcji dostarczało tankowanie wcześniejszych wersji tego auta. Należało nalać do konewki benzyny i oleju, wymieszać specjalnym mieszadłem i dopiero taką miksturą napoić, dość łakomą, niestety, ulubienicę. A potem, rodzina 2 + 3 (syrenki miały homologację pięcioosobową) mogła już ruszać w dalekie trasy.

Na złamanie karku

Syrenka była autem nie tylko powszechnego użytku. Wykorzystywano ją także do tzw. wysokiego wyczynu, w latach 1960-62 trzykrotnie startowała z powodzeniem (bo docierała do mety) w rajdach Monte Carlo. Zawsze też tliło się w miłośnikach czterech kółek pragnienie wykorzystania opływowych kształtów syrenki do uzyskiwania wielkich szybkości. Trzy lata temu na targach motoryzacyjnych w Poznaniu pojawiła się wersja wyścigowa syrenki, wyposażona w silnik porsche i rozwijająca prędkość 240 km/h. Chyba jednak niewielu posiadaczy syren skorzystało z tej oferty. Wielu natomiast dokonywało pomysłowej przebudowy nadwozia swego auta, czego efekty mogliśmy podziwiać podczas zlotu syrenek, jaki w ostatnią sobotę września odbył się w Warszawie. Zjawiły się tam nawet i stylowe kabriolety, które – z pewnej odległości – mogły uchodzić za ferrari.
Zlot syrenek był częścią obchodów 50-lecia rozpoczęcia produkcji w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu. Dziś pracownicy firmy Daewoo-FSO są przekonani, iż znalezienie inwestora strategicznego umożliwi fabryce wytwarzanie samochodów cieszących się uznaniem klientów co najmniej przez następne pół wieku.

Miss ma 40 lat

Na warszawski plac Teatralny przyjechało czterdzieści kilka syrenek w najróżniejszych odmianach i kolorach. Samochody wzięły udział w paradzie i slalomie sprawnościowym – kierowca musiał podczas jazdy wystawić rękę przez szybkę i pociągnąć za dzwonek oraz przenieść kubek pełen wody z jednego stołka na drugi. Najbardziej emocjonującym punktem zlotu były natomiast wybory Miss Syrenek – punktowano dobry stan ogólny, urodę i wierność oryginałowi. Zwyciężyła syrena 101 z 1961 r. w kolorze pomarańczowym, należąca do Witolda Agaciaka. Pojazd ten jest w rodzinie pana Witolda już od paru pokoleń, a kilka tygodni temu właściciel wyruszył nim do ślubu.
Syrenka to pierwszy samochód osobowy, który od początku do końca został zaprojektowany, stworzony i produkowany w Polsce, bez jakichkolwiek zagranicznych pierwowzorów (czego nie da się przecież powiedzieć o warszawie). I chyba także i jedyny, bo przecież nasz polonez miał w sobie niemało z włoskiego fiata. W maju 1953 r., już po śmierci Stalina, prezydium rządu podjęło uchwałę o budowie popularnego samochodu dla „racjonalizatorów, przodowników pracy, aktywistów, naukowców i przodujących przedstawicieli inteligencji”. Realizację uchwały powierzono centralnemu zarządowi przemysłu motoryzacyjnego. Wymogiem była maksymalna oszczędność. Szkielet auta zbudowano zatem z drewna wypełnionego płytami pilśniowymi i krytego dermą. Nadwozie zaprojektował i zbudował prof. Stanisław Panczakiewicz, strażacki silnik zmodyfikował zaś inż. Ferdynand Bluemke. Prototypy i próbne egzemplarze syreny wzbudzały ogromne zainteresowanie Polaków, dla których indywidualna motoryzacja była dotychczas owocem zakazanym, więc w 1955 r. rząd podjął decyzję o zwiększeniu produkcji do 10 tys. sztuk rocznie. Z konstrukcji auta całkowicie wyeliminowano drewno, zastępując je elementami metalowymi, co było konieczne przy tej skali produkcji.

Kiepura w syrence

Wreszcie w 1958 r. w FSO na Żeraniu ruszyła, masowa na owe czasy, seryjna produkcja modelu syrena 100. Start taśmy produkcyjnej pierwszego całkowicie polskiego samochodu został upamiętniony występem Jana Kiepury, który, także po raz pierwszy po wojnie, przyjechał do Polski. Syrena stała się symbolem odwilży i powrotu do normalności.
Z biegiem lat syrena stawała się coraz mocniejsza i szybsza. W 1964 r. powstał nowatorski projekt syreny 110. Kompaktowe auto, o nowoczesnej jak na owe czasy sylwetce i konstrukcji, nie weszło do produkcji, a potem podobno zostało w tajemnicy skopiowane i wykorzystane przez koncern Renault. W 1966 r. dwucylindrowy silnik z motopompy o mocy niespełna 30 KM zastąpiono trzycylindrowym, czterdziestokonnym, z całkowicie zsynchronizowaną skrzynią biegów. Nowa syrena – model 104 – mogła rozwijać prędkość 120 km/h (dotychczas – tylko 105 km/h). Następna wersja, syrena 105, nie miała już niepowtarzalnego układu drzwi otwieranych do przodu, dzięki którym wcześniejsze modele uzyskały przydomek „łapaczy kur”.
W fabryce na Żeraniu do 1972 r. wyprodukowano łącznie 177.234 syreny. Potem produkcja została przeniesiona do Bielska. Ostatnia syrena zjechała z taśmy produkcyjnej w 1983 r. I do samego końca obywatel, który otrzymał tzw. talon na syrenę i mógł kupić to auto po fabrycznej, a więc znacznie niższej od rynkowej, cenie, mógł uchodzić za szczęściarza.

 

Wydanie: 2001, 41/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy