System Orbána

System Orbána

Warszawa 15,06,2016 r, dr hab. Bogdan Goralczyk, prof. UW Politolog, sinolog, dyplomata, publicysta. fot.Krzysztof Zuczkowski

Jesteś z Fideszem, to masz: środki unijne, zamówienia publiczne, pieniądze na reklamę i etat. Jeśli nie jesteś, nie masz nic Dr hab. Bogdan Góralczyk – politolog, profesor w Centrum Europejskim UW, jego nowy dyrektor. Znawca Chin, ale od dziesięcioleci związany z Węgrami, gdzie ma dom, a przez lata był tam dyplomatą. Dużo o nich pisze, także na Węgrzech. Jaki jest system na Węgrzech? Czy to jest demokracja, tak jak ją rozumiemy? – To jest system Orbána. Gdyby nie było Viktora Orbána, nie byłoby systemu. Co to znaczy – system Orbána? – Jeden z najwybitniejszych węgierskich analityków, Péter Tölgyessy, który był zresztą posłem Fideszu (Węgierska Unia Obywatelska), zdefiniował go już ponad 10 lat temu: „Fidesz to taka partia, w której jeden mówi, a reszta stoi i klaszcze”. Po 2010 r. ten mechanizm został przeniesiony z partii na państwo. Czyli jest jeden, kto decyduje o wszystkim i wszystkich. Łatwo mu poszło… – Wcześniej, w latach 1998-2002, był premierem. W roku 2010 wygrał wybory i to tak, że uzyskał w parlamencie większość pozwalającą na zmianę konstytucji. Już wtedy wiedział, czego chce. We wrześniu 2007 r. miał wystąpienie w miejscowości Kötcse nad Balatonem, gdzie nawiązując nie wprost do Węgier horthystowskich*, powiedział, że trzeba utworzyć centralną siłę polityczną, taki front jedności narodu, która obejmie wszystkich. Stwierdził też, że jest podział na elity i społeczeństwo czy też naród. Z natury rzeczy naród to pojęcie szersze niż elity. Czyli umizgujemy się do narodu, a elity albo się kupi, albo odsunie na bok. Bo drugi mechanizm, który wyróżnia ten system, jest następujący: jesteś z Fideszem, to masz: środki unijne, zamówienia publiczne, pieniądze na reklamę, no i oczywiście etat. A jeśli nie jesteś, nie masz nic. I radź sobie, jak chcesz. Czysty, żywy klientelizm. – Ten mechanizm powoduje, czego już w Polsce absolutnie się nie wie, że w wyniku sześciu lat niepodzielnych rządów mamy zupełnie nowe społeczeństwo węgierskie, składające się z trzech grup. Pierwsza to są akolici, obóz Fideszu. Ponieważ Fidesz wszystko podporządkował sobie, łącznie z samorządami, oświatą, nauką i kulturą, wszędzie jest centralizacja, a nawet nacjonalizacja, wobec tego tych ludzi, którzy z systemu żyją, wraz z rodzinami, jest ponad 2 mln. Na niespełna 10 milionów Węgrów… – Oni są beneficjentami i popierają Orbána. Drugi obóz to opozycja, głównie budapeszteńska, liberalna plus socjalistyczna, która jest niezadowolona, która sarka i narzeka, ale czegoś na wzór KOD zorganizować nie potrafi. I trzeci, największy obóz polityczny na Węgrzech, liczący już powyżej 40%, to obóz apatii. Który powiada – tamci kradli, ci też kradną, alternatywy dla Orbána nie ma; jedyną, która zaczęła się wyłaniać, jest szowinistyczny Jobbik, wobec tego nie robimy nic i niczego nie chcemy. Jak to się stało? Jak do tego doszło? – W 2002 r. Orbán przegrał z socjalistami o włos. Zniknął na pół roku ze sceny politycznej, a potem zorganizował masowy ruch nieposłuszeństwa obywatelskiego. W czasie drugich wyborów, w 2006 r., zaczął budować opozycję antysystemową. I wtedy wpadła mu w ręce złota oferta, to słynne przemówienie lidera socjalistów Gyurcsánya: „Kłamaliśmy rankiem, w dzień i w nocy”. Orbán rozpętał wielką kampanię. Była akurat 50. rocznica rewolucji 1956 r., zapłonęły ulice. Rządząca koalicja straciła legitymację, straciła twarz w społeczeństwie, w końcu się podzieliła i już dogorywała. Toteż Orbán w roku 2010 dostał władzę na tacy. Dostał ją jeszcze z jednego powodu… Bo rządy socjalistów były marnej jakości? – Jeszcze w kampanii w 2002 r. Orbán obiecywał Węgrom 13. i 14. pensję, a Medgyessy, szef rządu, choć nie socjalista, przebijał te obietnice. Potem, bojąc się niezadowolenia społecznego i rywala, który kursuje na ulicach, socjaliści zaczęli spełniać obietnice wyborcze. I rozwalili budżet. W początkach 2008 r., pół roku przed wybuchem kryzysu Lehman Brothers, musieli zaciągnąć pożyczkę w wysokości 17,5 mld dol. To zrujnowało kraj. Była totalna frustracja, Węgrzy już wiedzieli, kim jest Orbán, do czego jest zdolny, ale mimo wszystko uznali, że innego rozwiązania nie ma, i oddali mu władzę. A on wziął wszystko. Zmienił konstytucję, zmienił ordynację, zmienił media, Trybunał Konstytucyjny… – Orbán w zasadzie wyprowadził Węgry z kryteriów kopenhaskich, czyli z liberalnej demokracji i neoliberalnych rozwiązań

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 34/2016

Kategorie: Świat