Szambo do głowy

Media i okolice „Ciemno wszędzie, Lepper wszędzie, co to będzie, co to będzie?” – taki chór słychać w mediach. Na okładkach renomowanych tygodników straszy Lepper, jak nie przymierzając jakiś bin Laden albo Saddam Hussajn. W komentarzach przywołuje się mroczne lata 30. i karierę Hitlera. Najmądrzejsi odwołują się do Poujade’a i jego ruchu zdesperowanych sklepikarzy. Jeśli ja, mieszkaniec Galicji, miałbym się wpisać w ten chór, przywołałbym postać Jakuba Szeli. Ale, powtórzmy za Marksem, historia się wydarza raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Lepper to raczej ożywiona postać Edka z mrożkowego „Tanga”. A właściwie to wąż boa z kiplingowskiej „Księgi dżungli,” który swym wzrokiem paraliżował małpy. Jednak tak naprawdę, Lepper nie jest żadną z tych postaci. Mógł on z typowego polskiego warchoła wyrosnąć na posła, a potem przelotnie na wicemarszałka Sejmu, m.in. dlatego, że ustawa wyborcza daje partiom politycznym bezpłatny dostęp do mediów publicznych (telewizji i radia) w wymiarze czasowym znacznie większym niż w krajach zachodnioeuropejskich. Brak kontroli nad emitowanymi programami, w połączeniu z ostrożnością programową partii mających realne szanse na zdobycie władzy, sprawia, że partie marginalne mogą epatować bezkompromisowością i lansować radykalne osobowości. To, że Leszkowi Bublowi nie udało się stworzyć silnej reprezentacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 50/2001

Kategorie: Felietony