Szanowny Panie Gestapo

Szanowny Panie Gestapo

Według szacunków AK, tylko z gestapo współpracowało 60 tys. Polaków Gestapowskie archiwa pełne polskich donosów? Zjawisko donosicielstwa w czasie II wojny światowej nie zostało jeszcze w pełni zbadane, jednak odkryte przypadki każą zadać pytanie, czy w latach okupacji naprawdę byliśmy tacy niewinni, jak nam się wydaje. Wydana w 2003 r. książka prof. Barbary Engelking „Szanowny panie gistapo” przeszła bez większego echa, chociaż materiał w niej zawarty jest wstrząsający. Niczym cegła rzucona w szybę te polskie donosy niszczą wizerunek narodu nieskażonego kolaboracją z niemieckim okupantem. 250 listów „Zawiadamiam, że dało mi się wykryć jednego pana który rozwozi broszurki tajnych radiostacji z Warszawy jest nim niejakiś agient portretowy który pracuje w firmie Foto-Styl. (…) Zawsze jeździ w kierunku Grójca z teczką skurzaną i inne pakunki. Proszę o skuteczne załatwienie tej sprawy. Proszę go przycisnąć do ściany to on wyśpiewa wszystko, bo on dużo szkodzi wielkiemu państwo Niemieckiemu” – donos o takiej treści – pisownia oryginalna – trafił do warszawskiej siedziby gestapo między 1940 a 1941 r. Inny z tego samego okresu: „W domu przy ul. Koszykowej nr 53 m. 38 mieszka żyd ochrzczony W. Halber. (…) Mimo że fizjognomia jego zdradza semitę (jasny blondyn z dużym nosem) to jednak uchodzi za aryjczyka i nie nosi opaski żydowskiej. Czuję się w obowiązku powiadomić o tem Władze”. I kolejny, podpisany przez „dobrego i sumiennego informatora”: „Szyja Epsztejn zamieszkały Lubelska 12 wrócił z Rosiy. W zeszłym roku był poszukiwany przez władze tutejszą to drapnoł do Warszawy. Nie dawno wrócił. Posiada dużo dolarów i złota”. Te trzy donosy to zaledwie wycinek ze zbioru listów polskich mieszkańców Warszawy i okolic do gestapo z lat 1940-1941. Teczka z nimi jest obecnie przechowywana w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w zespole „Der Kommandeur der Sicherheitspolizei und des SD für den Distrikt Warschau”. Zapewne gdyby nie przypadek i dociekliwość naukowa prof. Engelking, która przebadała cały materiał, a następnie go opracowała i opublikowała, ta ciemna karta naszej historii pozostawałaby nieodkryta. Tymczasem polskie donosy do władz niemieckich wcale nie były zjawiskiem marginalnym. Chociaż teczka, do której dotarła prof. Engelking, zawiera zaledwie 250 listów, trzeba pamiętać, że wiele dokumentów zaginęło lub zostało zniszczonych. Prof. Andrzej Żbikowski z Żydowskiego Instytutu Historycznego szacuje odsetek kolaborantów w polskim społeczeństwie na więcej niż 5%. Liczbę tę kwestionuje część badaczy, lecz mało który ma wątpliwości, że donosicielstwo było dość powszechne. Wielbiciele III Rzeszy Pewne światło na skalę procederu rzuca pismo grupy Znak przesłane do Delegatury Rządu na Kraj w czerwcu 1941 r. Jak dowodzili jego autorzy, „donosicielstwo stało się plagą grożącą utratą najlepszych i najdzielniejszych jednostek. Znany jest fakt, że urzędy niemieckie (jak na przykład gestapo) zawalone są donosami składanymi przez samych Polaków o ich spółrodakach. Znaczna część tych oskarżeń wnoszona jest dobrowolnie przez dorywczo zgłaszających się, nawet nie jest pieniężnie opłacana”. Już rok wcześniej na łamach „Biuletynu Informacyjnego” wydawanego przez Armię Krajową stwierdzano „mnożenie się anonimowych i nieanonimowych donosów i denuncjacji skierowanych do policji niemieckiej”. Słowa te znajdują potwierdzenie w wypowiedziach samych Niemców. Żona Igora Abramowa-Newerlego, który został aresztowany na podstawie donosu, miała usłyszeć od okupacyjnego urzędnika: „Gdybyście wy, Polacy, sami na siebie tak nie donosili, to my, Niemcy, połowy albo i więcej byśmy o was nie wiedzieli. Ale niestety. Donosicie na siebie strasznie”. Szczególnie bulwersuje to, że wiele osób nie poprzestawało na jednym donosie. Nieraz kilkanaście takich listów pochodziło od jednego autora. „Byłem trzy razy w gestapo przy Al. Szucha 25, aby zameldować pewne informacje, ale mnie trzech sierżantów wypędzili, powiedzieli, że tu nie wolno chodzić” – użalał się gorliwy donosiciel. Inna „życzliwa” nalegała: „Naj uprzejmie proszę pana Gubernatora się interesować z tym kombynatorem, mogę dodać, że ja już kilka razy posyłałam do Władz Niemieckich”. Razi także służalczość anonimów, w których aż roi się od wyrazów uwielbienia dla III Rzeszy i jej przywódcy. „Dnia 15 października – donosił anonimowy wielbiciel Hitlera – przy wódce wygadywali różne rzeczy przeciwko wielkiemu Wodzowi Niemiec”. Z kolei z listu pewnego kelnera gestapo dowiedziało się, że jeden z klientów,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 50/2014

Kategorie: Historia